Opadł kurz po premierze telefonu iPhone 13 i powiedzmy sobie szczerze: zaskoczeń nie było. Tradycją branżową jest sytuacja, w której przecieki pochodzące ze źródeł związanych m. in. z łańcuchem produkcyjnym Apple ujawniają najważniejsze zmiany. Po głowie chodziła mi od dłuższego czasu myśl, która musiała w niej odrobinę dojrzeć. Premiera najnowszych sprzętów od Apple ujawniła natomiast jedno: zarzuty o brak innowacyjności to nie tylko "problem" Apple. To samo można powiedzieć o całej branży.
Przy okazji przyznam się Wam do czegoś. Po kilku w miarę udanych latach z Androidem, za chwilę pożegnam zielonego robocika i po raz pierwszy od lat przy startupie telefonu zobaczę jabłuszko. Do tego kroku natomiast nie przekonał mnie iPhone 13: inspiracja przyszła wraz ze zmęczeniem pewnymi niedomaganiami systemu Google i potrzeba zmiany. Można powiedzieć: "no big deal". Zauważyłem, że styl mojej pracy z telefonem i komputerem bardzo mocno się zmienił i chcę, żeby moje urządzenie za mną nadążało. Obecne przestało, system również przestał. iPhone - mam nadzieję - będzie nadążać.
iPhone 13: zmiany, które nie chwytają za serce
Umówmy się, zmiany w najnowszych iPhone'ach to nie jest coś, co świadomy i racjonalny konsument nowych technologii uzna za "game changer". Mniejszy notch, jaśniejsze ekrany Super Retina XDR, nowe kolory i ulepszony układ A15 Bionic to owszem, ciekawe nowinki. Tyle, że nie powodują one ciężkiego opadu szczęki w trakcie premiery.
Oczywiście, zmieniło się jeszcze kilka innych rzeczy. Usprawnienia w aparacie, nagrywaniu filmów razem z uzyskiwaniem spektakularnych efektów głębi oraz wsparcie dla nagrywania w 4K @ 60 fps to już coś, na co można zwrócić uwagę.
Wsparcie dla 5G, szybsze połączenia i lepsza jakość rozmów w FaceTime to także ciekawe rzeczy, ale one stanowią jedynie miły dodatek do tego, co już mieliśmy. W tym nie ma żadnej istotnej innowacji. Bo w iPhone'ie 13 o to nie chodziło: Apple w tej generacji miało poprawić to, czym już dysponowało. Dopiero to, co zobaczymy za rok najprawdopodobniej poza odświeżonym designem, zaproponuje nam istotne modyfikacje w kręgu telefonów z Cupertino.
Część zmian pominąłem intencjonalnie. Pełną listę znajdziecie w tekstach napisanych przez moich serdecznych kolegów z redakcji:
Nowe iPhony nie zachwyciły. Zbieramy wszystkie informacje o iPhone 13, 13 mini, 13 Pro i 13 Pro Max w jednym miejscu - kapitalny materiał, w którym poznacie wszystkie nowości
5 rzeczy o iPhone 13, które mogły umknąć Ci na wczorajszej konferencji - tutaj o rzeczach, które mogły Wam umknąć, a są bardzo, bardzo ważne.
iPhone 13 będą drogie, ale po co je kupować? Można wynająć - a jeżeli uważacie, że te telefony są drogie, proszę: oto alternatywa.
Co będzie dalej?
Inny kolega z biura, który mocno siedzi w ekosystemie Apple miał nadzieję, że w tym roku producent pozbędzie się złącza Lightning i przejdzie na USB-C jak w iPadach Pro. Szybko wyprowadziłem go z błędu - Apple raczej nawet w telefonie iPhone 14 nie dokona takiej zmiany (i nie sądzę, by żaden kraj lub organizacja wymusiła na nich taki krok), bo i po co? Można jednak oczekiwać, że mniejszy notch w iPhone'ie 13, wyewoluuje w "czternastce" do braku notcha i sensory wylądują pod ekranem. Pod ekranem wyląduje być może również Touch ID. Ale... to tylko oczekiwania, w dodatku oparte na niepewnych informacjach od leaksterów, którzy zaliczyli ostatnio poważne wtopy, również Ming-Chi Kuo.
Podobnie jak nie zaskakuje nas już cała branża. Premiera Xiaomi 11T i 11T Pro, która odbyła się wczoraj również nie była dla branży żadnym zaskoczeniem. Xiaomi popisało się, jeśli chodzi o design. Dźwięk od harman / kardon w wariancie Pro imponuje, zdjęcia wyglądają bardzo dobrze a specyfikacja, szczególnie w wariancie Pro wygląda okazale. Jedyne, czym istotnie imponują zaprezentowane telefony to ładowanie.
Ładowarka 120W i... jazda: od 0 do 100 procent w 17 minut. Cieszę się, że w swoim obecnym telefonie mam akumulator o pojemności 5 000 mAh, bo jest w stanie ze mną wytrzymać cały dzień. Wraz z przejściem na iPhone'a, prawdopodobnie będę musiał pogodzić się z nieco gorszymi osiągami sprzętu pod kątem długości pracy na cyklu ładowania. Biorę to na klatę, choć się tego obawiam. W życiu obawiam się głównie rozładowanej baterii i awarii samochodu. Reszta mnie nie rusza.
Przyznam się Wam również, że chwilę myślałem o zwróceniu się do Samsunga, który wydaje się być obecnie naczelnym innowatorem branży - wykorzystując ideę mającą już kilka lat: składane telefony. Galaxy Z Fold 3 5G to obecnie najlepszy "składak" na świecie. Jest z nim tylko jeden problem: ten sprzęt jest cholernie drogi. Dziwnie by to wyglądało: gość jedzie starym Volvo, które może być warte nawet mniej niż jego telefon. Cena jest bardzo mocnym blokerem. Kilka tysięcy za iPhone'a to już wydatek "rozsądniejszy".
W tym roku ostatnie telefony LG opuściły fabryki i bardzo tego żałuję. Doskonale pamiętam kilka telefonów tego producenta z serii V: V10 z dodatkowym ekranem wyświetlającym stan urządzenia oraz np. nadchodzące połączenia to było coś, co mi się bardzo podobało. Do pewnego momentu stosowano w tych urządzeniach usprawnienia zadziwiająco proste, aczkolwiek efektowne. Ostatecznie jednak stało się tak, że V10 i kolejnych urządzeń nigdy nie kupiłem. I żałowałem.
LG do pewnego momentu potrafiło czymś zaskoczyć, chociaż do dzisiaj pamiętam nieudaną premierę LG G5 z (nie)sławnymi modułami. Akurat byłem wtedy na premierze tego urządzenia w Barcelonie i... LG miało wtedy okazję dokonać małej rewolucji. To się jednak nie stało i cholernie tego żałowałem. Przeczytajcie o tym zresztą w tym tekście.
Był taki okres na rynku smartfonowym, gdy producenci raz po raz zaskakiwali nas czymś nowym. Obrotowe aparaty, notche na ekranach pokrywających niemal cały front, brak ramek, ekrany zachodzące na krawędzie, aparat(y) o niespotykanych dotąd funkcjach i możliwościach. Lata 2014-2018 były chyba najciekawszymi w historii branży: działo się dużo, wszystko odbywało się szybko i generalnie nie narzekaliśmy na nudę. Choć już wtedy mówiono o tym, że "smartfony to urządzenia "skończone"".
Skończone w kontekście powolnego dochodzenia do ściany, jak chodzi o rozwijanie ich możliwości. Przyjdzie taki moment, że niżej z litografią czipów już nie zejdziemy, bo zacznie nam przeszkadzać bezlitosna fizyka. Prawo Moore'a, mówiące o zwiększającej się liczbie tranzystorów w układzie scalonym w postępie wykładniczym przestało już obowiązywać, ale to nic generalnie nie znaczy bo "Prawo Moore'a" jest zasadniczo nie jest prawem uniwersalnym, lecz po prostu empiryczną obserwacją.
Schodzenie z litografią coraz niżej może odbywać się zasadniczo do ok. 0,24 nm: atom krzemu ma właśnie taką średnicę i tę wartość można uznać za graniczną - umowną. Alternatywą jest stosowanie grafenu, ale i tam z litografią nie będzie się dało schodzić nieskończenie nisko. Trzeba brać pod uwagę również... prędkość światła, która stanowi barierę nie do przejścia jeżeli chodzi o prędkość przesyłania informacji w układach scalonych.
Spójrzmy jednak na same smartfony: tych nie da się zmniejszać w nieskończoność. Odchudzanie ich bez końca też odbywać się nie będzie - podobnie jak pompowanie ekranów fotograficznych nowymi funkcjami, coraz szybsze ładowanie, pojemniejsze baterie oraz wzrosty wydajności. Postęp bez końca to mrzonka i w zakresie zmian wywołujących efekt "wow" już doszliśmy do ściany. Smartfony w tym momencie się już nie usprawnia, tylko się je "szlifuje".
To w takim układzie, po co Apple coroczny cykl wydawniczy? Po co pojawia się tyle smartfonów na rynku? Bo jest na nie zapotrzebowanie. Urządzenie mobilne tego typu jest bardzo rzadko "szanowane", bo jego średnia cena nie jest horrendalnie wysoka. iPhone bez ochronnych etui - osłon oraz folii na ekranie po roku, dwóch aktywnego użytkowania będzie wyglądał jak po spotkaniu z dzikiem. Upuszczony z wysokości wyciągniętej przed siebie na wprost ręki - potłucze się. Podobnie jak większość innych propozycji na rynku.
A skoro jest zapotrzebowanie, to biznes się kręci. Inwestorzy oczekują, że firmy będą sprzedawać więcej i więcej, a wyniki finansowe będą się "zgadzać". Zdecydowanie się na wydłużenie interwałów wydawniczych to krok, który inwestorom podobać się nie może z oczywistych względów. Zresztą, sami konsumenci nowych technologii nie są racjonalni: uwielbiają nowe rzeczy i wcale nie interesują ich w większości "cyferki". Technologiami rządzą wespół: moda oraz trendy.
iPhone ujawnia smutną prawdę, ale prawdę
Bo to trochę smutne dojść do wniosków, że obecny rynek smartfonowy kręci się w sosie braku istotnych innowacji. Ten przyprawiony jest głównie potrzebą "szlifowania" tego, co już zostało osiągnięte. Z reguły jest tak, że w pewnym momencie Apple bierze sobie coś, co zaprezentowali Chińczycy dwa, trzy lata temu, robi to po swojemu (czyli lepiej) i wszyscy nagle pieją z zachwytu. Taktyka prosta: podpatrzeć, przerobić, sprzedać jako "amazing". I to działa.
Bo Apple już nie musi być innowacyjne. Tamtejsi analitycy doskonale wiedzą, że mają w garści lojalnych klientów dla których synonimem telefonu jest właśnie iPhone. I nic innego. Apple musi być dobre w udowadnianiu konsumentom, że tych niewielkich często zmian oni koniecznie potrzebują. I co ciekawe, taka taktyka działa i ma się w miarę dobrze. iPhone 13 wielką premierą nie jest, ale Apple znowu zarobi kupę kasy. Ktoś jeszcze ma jakieś wątpliwości?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu