Od kilku lat trwają śmieszki z przejściówek w świecie elektroniki od Apple. Ale tak kuriozalnie jak z nowym Apple Pencilem jeszcze chyba nie było...
Kuriozalna przejściówka do nowego iPada. Rozwiązanie Apple, którego kompletnie nie rozumiem
Wczorajsza "cicha" premiera iPada 10. generacji oraz nowego iPada Pro z M2 to nie tylko szok cenowy związany z nowymi produktami. Owszem, oba urządzenia są niezwykle kosztowne — i chyba niewielu spodziewało się tego, że najbardziej podstawowy iPad tak bardzo zmieni cenę. Na otarcie łez firma zostawiła w ofercie poprzedni model (ale warto mieć na uwadze, że iPad 9. generacji podrożał po aktualizacji sklepu z 1699 zł na 2149 zł) — ale w gruncie rzeczy... niewiele to zmienia. Nowe produkty są po prostu kosmicznie drogie. Ale też patrząc na akcesoria jakie zaproponowało Apple nowemu modelowi "zwykłego" iPada łapię się za głowę. Tak dziko już dawno nie było.
Przejściówka do ładowania i synchronizacji Apple Pencil to czyste kuriozum
Jedną z największych zmian jakie zaszły w iPadzie 10. generacji jest bez wątpienia ujednolicenie gniazda ładowania. "Podstawowy" iPad jako jedyny trwał jeszcze przy Lightning, ale wczoraj to się zmieniło. Nie zmieniła się jednak kwestia wsparcia Apple Pencila pierwszej generacji. Ten, w przeciwieństwie do jego następcy, nie przykleja się magnetycznie do krawędzi tabletu. Synchronizacja oraz ładowanie następuje za pośrednictwem złącza Lightning. Ale skoro nie ma tutaj Lightning to... no właśnie, jest przejściówka. I przyznam, że choć po premierze Macbooków w których jedynymi złączami były te USB-C ludzie śmiali się z przejściówek w świecie Apple, to nijak mają się one do kuriozalnej przejściówki do Apple Pencila w nowych iPadach.
No i z jednej strony: jakoś trzeba sobie radzić. Chwali się, że od wczoraj każdy sprzedawany Apple Pencil pierwszej generacji ma taki gadżet w opakowaniu. Ale żeby nie było zbyt słodko — stylus od Apple także podrożał. Z 479 zł na 599 zł.
Dobrze, że nie nawymyślali kolejnych akcesoriów (wystarczy już chyba nowa klawiatura, która kosztuje 1499 zł). Z drugiej patrząc na tego potworka zastanawiam się: co autor miał na myśli. Apple na przestrzeni lat często było chwalone za swoje podejście do wzornictwa i minimalizmu. Tym razem zaproponowało chimerę, którą trudno usprawiedliwić. A największy niedosyt pozostawia fakt pozostania przy starym modelu rysika. Skoro zmieniła się już obudowa tabletu, nareszcie ma on płaskie krawędzie (podobnie jak iPad Air oraz iPad Pro), to naturalnym wydaje się wsparcie dla stylusa drugiej generacji. Ten ładuje się i synchronizuje "przyklejając" go do krawędzi urządzenia z prawej strony, nie potrzeba żadnych dodatkowych kombinacji. Ani tym bardziej przejściówek. No ale nie. Zamiast uprościć sprawę, jeszcze bardziej ją pokomplikowali. I biorąc pod uwagę fakt konieczność zakupu przejściówki — myślę, że dość skutecznie też odstraszają od rynku wtórnego. Bo co z tego, że używany rysik można kupić taniej, skoro i tak trzeba będzie dopłacić za przejściówkę pozwalającą go użyć.
Zagranie to co najmniej kuriozalne, ale jak widać — Apple nie ma dla swoich klientów litości. Ceny z kosmosu, akcesoria z kosmosu i pomysły z kosmosu. I jeszcze większy podział w ich portfolio tabletowym jeżeli chodzi o akcesoria...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu