Felietony

Inwestowanie w startupy to dla mnie zabawa w łańcuszki

Szymon Barczak
Inwestowanie w startupy to dla mnie zabawa w łańcuszki
Reklama

Niejednokrotnie na Antyweb poruszaliśmy temat rosnącej bańki startupowej, niebotycznych wycen startupów, inwestycji, które wydają się nie mieć sensu. ...

Niejednokrotnie na Antyweb poruszaliśmy temat rosnącej bańki startupowej, niebotycznych wycen startupów, inwestycji, które wydają się nie mieć sensu. Wiele razy byliśmy świadkami inwestycji kosmicznych kwot w startupy, które nie zarabiały, ba, które po kilku latach istnienia przynoszą straty. Szumnie określany potencjał według inwestorów jest naprawdę wiele wart. Czy to na prawdę o to chodzi? Moim zdaniem nie do końca chodzi o inwestowanie w potencjał czy innowacje. Inwestorzy robią sobie z rynku startupów swego rodzaju łańcuszki, a świadczyć o tym może najnowsze doniesienie, iż połowa z kolejnej rundy finansowania jednego z popularniejszych startupów - Twittera - zostanie przekazana dotychczasowym inwestorom.
Reklama

Pionier rynku mikroblogów, a w zasadzie jedyny liczący się na tym polu, pozyskał od inwestorów do tej pory już przeszło miliard dolarów. Pieniądze rozeszły się nie tylko na pracowników, serwery czy przejęcie 12 mniejszych startupów, ale także powiększyły portfele pierwszych inwestorów projektu.

Nie wiem czy kojarzycie takie zjawisko w sieci, które było niekiedy określane szumnie najlepszym sposobem na zarabianie w internecie. Chodzi o łańcuszki. Mechanizm jest prosty. Użytkownik wpłaca określoną kwotę i czeka, aż ktoś inny wpłaci po nim. Pierwszy użytkownik dostaje z powrotem kwotę powiększoną o wpłatę drugiego użytkownika po odjęciu prowizji dla właściciela łańcuszka. Drugi użytkownik natomiast czeka na wpłatę trzeciego użytkownika i tak dalej.

Obserwując rynek startupów, zwłaszcza pod kątem inwestycji, zauważam dokładnie to samo zjawisko. Inwestorzy pompują zawrotne sumy w dany biznes z nadzieją, że zyska on trochę rozgłosu, co przyciągnie kolejnych inwestorów, którzy wpompują jeszcze większe kwoty, dając zarobić tym, którzy zainwestowali na początku.

Jak inaczej bowiem wytłumaczyć fakt, iż aż 400 milionów dolarów z siódmej już rundy inwestycyjnej pójdzie na odkupienie udziałów od obecnych inwestorów oraz pracowników Twittera?

Rozejrzyjmy się szerzej po rynku biznesów internetowych - czy nie inaczej jest z Facebookiem? A co z upadłym MySpace? Po prostu w pewnym momencie łańcuszek się urwał.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama