Internet jaki jest - każdy widzi. Dzisiaj przede wszystkim jest POWSZECHNY. Wniknął w tkankę społeczną tak bardzo, że stał się pełnoprawną przestrzenią publiczną: ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Można na niego psioczyć i się denerwować... jednak to nie ma sensu. Skupmy się na tym, jaki był kiedyś. I co tam w ogóle robiliśmy. Ach... i jak to w ogóle wyglądało.
Z Internetem styczność miałem jeszcze przed nastaniem nowego millenium: w domu przebojem pojawił się IBM ThinkPad (tak, pierwszym komputerem w domu był laptop) z modemem wbudowanym w stację dokującą. Tak zaczęło się surfowanie w Internecie moje, ojca i siostry. Mama do Internetu dołączyła dużo, dużo później - w sumie sam nie wiem dlaczego. Pewne zachowania były na porządku dziennym. Ba, nawet były pewne spisane zasady kultury: tak zwana netykieta. A dzisiaj? Leciutko mówiąc: wolna amerykanka.
Komputer zostawiony na noc. Niech sobie pobierze
W czasach, gdy na porządku dziennym były naprawdę śmieszne prędkości transferu plików - po prostu musieliśmy jakoś "szyć". Pewnym sposobem na to, aby plik pobrał się i nazajutrz (albo i kilka dni później) czekał na nas, było to aby maszynę pozostawić włączoną na noc. Kładliśmy się wtedy grzecznie do łóżka i modliliśmy się, aby w środku było to co chcemy. I by nie "wywaliło" połączenia z serwerem.
Taki komputer pożerał spore ilości energii. To raz. Dwa: mógł denerwować dźwiękiem, jeżeli pracował przy tym naprawdę głośno. Trzy: zapchane połączenie z Internetem w domu powodowało, że KAŻDY, kto korzystał z tej samej sieci lub tego samego komputera, odczuwał spadek wydajności ładowania się stron internetowych.
Graliśmy w gry flashowe
W Polsce było tak: albo graliśmy na CD... ach! Dzisiaj to dostawca contentu, a wcześniej były tam gry flashowe, śmieszne obrazki i śmieszne filmiki. Ładowały się czasami długo, szczególnie na bardzo słabych łączach. Bawiły na krótko, bo najczęściej nie były to zbyt rozbudowane produkcje. Ale zabierały trochę czasu, zajmowały myśli i odstresowywały. We Flashu powstawały również animacje - od tych dla dzieci, przez takie "casualowe", aż po te dla dorosłych (np. Happy Tree Friends).
Rolę "tych pomniejszych" tytułów przejęły gry mobilne - urastając często do niesamowitych rozmiarów. I tak to się obecnie kręci: my jeszcze pamiętamy to, w co graliśmy naście lat temu, a młodzi otwierają na to szeroko oczy i zastanawiają się, czy żyliśmy w jaskiniach. No, nie. Internet był inny. Działał inaczej.
Rozmawialiśmy na czatach!
Szukaliśmy tam albo ludzi o wspólnych dla nas zainteresowaniach, albo sympatii, albo po prostu się nudziliśmy. Czy to na IRC-ach, czy też na czatach dzisiejszych portali horyzontalnych (pozdrawiamy Czaterię!), czasami działo się sporo. Dzisiaj tę rolę przejęły m. in. serwery na Discordzie oraz serwisy społecznościowe, które wyniosły możliwość interakcji z innymi użytkownikami sieci na nowy poziom.
Dzisiaj jesteśmy zajęci głównie poprzez treści - nie relacje. Niestety, to bardzo smutna diagnoza. Ludzie częściej przesiadują na TikToku, Instagramie, Facebooku, czy Twitterze i przeglądają tam treści. Nic do tego nie mam, absolutnie. To efekt ewolucji Internetu samego w sobie, a nie zjawisko jednoznacznie negatywne.
Pisaliśmy blogi
Rewolucja blogowa to coś, co zapoczątkowało Antyweba. Grzesiek Marczak pisał wtedy głównie o startupach - na kanwie jego rozważań, analiz i spostrzeżeń powstał serwis technologiczny, który w swoim czasie nazywano "polskim Techcrunchem". Wiem, bo sam czytałem Grześka lata temu. A popatrzcie, dzisiaj piszę dla niego. Ale się poskładało! Jednak nie to jest najważniejszy: patrząc na takich gigantów sceny blogowej jak Kominek, Szafrański, Radomska i wielu innych - każdy chciał mieć bloga i coś ciekawego ludziom przekazać.
Miałem je również ja - potem natomiast przerzuciłem się na publicystykę informacyjną, a koniec końców wylądowałem w sam środek świecznika tech-mediowej branżuni. Dzisiaj ludzie głównie mówią, nagrywają - rzadziej już piszą. Jeżeli już, to krótko, z obrazkiem i konkretnie. Komunikacja wygląda zgoła inaczej - ale to nie jest tak, że jest źle. Jest inaczej.
Żywo obawialiśmy się wirusów komputerowych
Kiedyś to było! Na dyskietce (tak, używaliśmy kiedyś dyskietek...) do domu ktoś przyniósł CIH-a, szczególnie niebezpiecznego wirusa, który w trakcie aktywacji swojego "ładunku" nadpisywał sektor MBR, a pamięć flash, na której znajduje się BIOS - zasypywał śmieciami z pamięci. Efekt? Maszyny, na których możliwe było coś takiego (niektóre nie pozwalały na wykonanie opcji numer dwa), nie zapętlały się już poprawnie. Lekarstwo? Programowanie pamięci flash raz jeszcze, albo... wymiana płyty głównej. Lub komputera.
Kiedyś baliśmy się ich szczególnie, bo widać też były efekty ich działań: często nastawione na maksymalne uprzykrzenie nam życia. Obecnie jest tak, że cyberzagrożenia wolą się ukrywać, czekać na dogodny moment lub po prostu wykradać dane. Infekcja to paskudna rzecz teraz tym bardziej, że mamy dużo do stracenia - bankowość mobilna, konta w usługach - wszystko to może zostać przejęte w try miga.
Kiedyś nie było gorzej. Było po prostu inaczej. Internet miał wtedy swój urok, przyciągał ciekawych świata, był mniej dostępny - ale nie mniej fascynujący. Jeżeli nie żyłeś / żyłaś w tych czasach... to żałuj. Było naprawdę fajnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu