Nauka

Rozpadł się na aż 500 części. Czy jest w stanie nam zagrozić?

Jakub Szczęsny
Rozpadł się na aż 500 części. Czy jest w stanie nam zagrozić?
Reklama

Firma ExoAnalytic Solutions odkryła około 500 fragmentów powstałych po awarii i eksplozji satelity Intelsat 33e na orbicie geostacjonarnej. Rozmiary tych fragmentów wahają się od niewielkich kawałków, przypominających rozmiarem np. pomarańczę, do znacznie większych - wielkości drzwi od samochodu. Niestety, większość z nich to te zdecydowanie mniejsze, a to źle wróży dla procesu ich śledzenia.

ExoAnalytic przyznaje, że nie jest możliwe obserwowanie wszystkich odłamków każdej nocy. Widoczność szczątków zależy od ich rozmiaru, prędkości oraz położenia względem czujników naziemnych. Co więcej, pewne fragmenty mogą szybko odparować (np. paliwo stałe), znikając z pola widzenia. Analiza rozkładu fragmentów w takich sytuacjach jest bardzo złożona i z biegiem czasu pojawiają się nowe elementy, które można skuteczniej monitorować.

Reklama

Polecamy na Geekweek: Takich problemów nie było od 1981 roku. Voyager 1 z awarią transmitera radiowego

ExoAnalytic współpracuje z Siłami Kosmicznymi USA oraz operatorami satelitów, aby zagwarantować bezpieczne zarządzanie ruchem w kosmosie. Obecnie trudno jednak ocenić, czy odłamki Intelsata 33e mogły wpłynąć na inne obiekty na orbicie po incydencie, który miał miejsce 19 października. Wyobraźmy sobie tylko, jaki bałagan powstałby po kolizji pozostałości Intelsata z dowolnym satelitą lub innym "śmieciem" w kosmosie. To spowodowałoby uwolnienie kolejnej porcji niebezpiecznych elementów, które mogłyby zagrozić naszym działaniom na orbicie.

Feralny Intelsat 33e rozpoczął pracę w styczniu 2017 roku, miał funkcjonować przez około 15 lat. Problemy z napędem, jakie pojawiły się od początku, skróciły jednak jego okres eksploatacji o około 3,5 roku. Obecnie operator satelity prowadzi dochodzenie mające wyjaśnić przyczynę awarii, której uległ drugi z serii czterech satelitów nowej generacji EpicNG - co ciekawe wyprodukowanych przez Boeinga. Pierwszy satelita z tej serii - Intelsat 29e - został utracony już w 2019 roku zaledwie po trzech latach na orbicie. Dochodzenie wykazało, że przyczyną była wada okablowania lub uderzenie meteoroidu, co doprowadziło do wyładowania elektrostatycznego spowodowanego wzmożoną aktywnością słoneczną.

Według firmy Intelsat, w wyniku badań nad awarią Intelsata 29e nie stwierdzono zwiększonego ryzyka w przypadku pozostałych satelitów serii EpicNG, mimo iż opierają się one na tej samej platformie produkcji Boeinga. Poszczególne elementy (jak wskazuje operator) różnią się w poszczególnych modelach satelitów, co minimalizuje prawdopodobieństwo podobnych usterek w przyszłości. Inne firmy monitorujące orbitę potwierdzają, że na orbicie aktualnie nie dzieje się nic niepokojącego.

Obecnie Intelsat prowadzi prace nad przeniesieniem usług klientów na inne satelity, zarówno ze swojej floty, jak i należące do konkurencyjnych operatorów. Uzyskano w tym celu wszystkie niezbędne zgody, a plany migracji są już w fazie realizacji. Czy więc ostatnia awaria Intelsata może nam zagrozić? Przynajmniej na razie - nic na to nie wskazuje. Jednak śmieci w kosmosie ciągle przybywa, a wraz z tym wzrasta ryzyko zderzenia istotnego dla nas sprzętu z takimi drobinami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama