Katowice nie bez podstawy promują się jako miasto esportu – Intel Extreme Masters w katowickim Spodku nie daje powodów do wstydu.
Intel Extreme Masters 2023 za nami. W niedzielę podzieliłem się z Wami relacją z IEM Expo, które w tegorocznej edycji było zaledwie cieniem dawnej świetności. Na szczęście IEM to nie tylko wystawcy, ale także święto esportu i choć zabrakło w tym roku polskich akcentów na głównej scenie, to event okazał się świetnym widowiskiem.
Święto fanów Counter Strike
Wydarzenie obrywające się w ubiegły weekend w katowickim spodku to finiszy rozgrywek Counter Strike: Global Offensive, organizowany przez ESL. Fazy ćwierćfinału, półfinału i meczu finałowego rozłożono kolejno na piątek, sobotę oraz niedzielę, a całość stremowana była na żywo w serwisie Twitch. Katowicki IEM ma status Majora, co oznacza, że jest dofinansowany bezpośrednio przez twórców gry. Dla graczy oznacza to dużą ilość gotówki do zgarnięcia, a dla widzów widowisko na wysokim poziomie. I to w przeciwieństwie do Expo odbyło się bez większych zarzutów.
Spodek ma w sobie to coś. Połączenie swojskich klimatów z rozmachem zachodnich korporacji to wyjątkowe wydarzenie, którego warto doświadczyć choć raz. Wchodząc na główną płytę i widząc setki fanów gry z całego świata, odzianych w barwy ulubionych zespołów i dzierżących w dłoniach samodzielnie przygotowane transparenty, nie sposób nie dać się ponieść tej pozytywnej atmosferze. Tym bardziej że polscy kibice potrafią dopingować i nawet mi, jako osobie nieprzepadającej za CS:GO, udzieliły się esportowe emocje.
W wielkim finale zespół HEROIC zmierzył się ze zwycięskim G2, a pierwsze strzały poprzedziła ceremonia otwarcia, podczas której prezydent Katowic – Marcin Krupa – wniósł przewidziany dla zwycięzców puchar. Wszystko to w asyście pirotechniki, efektów świetlnych i krzyku publiki, tworząc show, z którego jako Polacy możemy być dumni.
Jasne, trzeba przyznać, że brak League of Legends na IEM to poważny ubytek – mam wrażenie, że publiczność była na nim nieco żywsza. Nie oznacza to jednak, że fani Counter Strike zawiedli – wręcz przeciwnie, aktywnie brali udział w skandowaniu dopingujących haseł, podgrzewania atmosfery brawami i okrzykami, czy… buczeniu na graczy z Rosji.
Nawet na mniejszych scenach kibice dawali radę
Jednak nie samym Spodkiem IEM stoi. Równolegle rozgrywały się także potyczki w Starcrafta II, oraz pomniejsze turnieje w ramach ESL Impact, czyli programu stworzonego wyłącznie dla kobiet. Puchar mistrza kosmicznej strategii od Blizzarda wzniósł pochodzący z Chin Oliveira, pokonując w meczu finałowym Koreańczyka Maru.
W finale ligi kobiet Polki z NAVI Javelin uległy zawodniczkom z Nigma Galaxy i choć oba wydarzenia rozgrywały się na terenie Expo w znacznie bardziej kameralnych warunkach, to kibice i tak starali się aktywnie wspierać zawodników, a na widowni ciężko znaleźć było wolne miejsce.
IEM wciąż nie pozbierał się do końca po pandemii, ale przynajmniej od strony esportowej większość jest po staremu. Fakt, że kibiców było trochę mniej i w ubiegłych latach atmosfera była jeszcze lepsza, ale to chyba też kwestia ciężkich powrotów do imprez masowych, zwłaszcza w obliczu tylu tragedii w ostatnim czasie. Niemniej jednak całość imprezy jak zwykle stała na wysokim poziomie i wierzę, że w kolejnych latach IEM wróci już w pełni na dawne tory. Nawet w obecnej formie jest to wydarzenie, z którego Katowice mogą być dumne.
Źródło: ESL
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu