Wielu z nas Zakład Ubezpieczeń społecznych kojarzy się nieprzyjazną instytucją, funkcjonującą w bardzo nieefektywny sposób i będącą reliktem poprzedn...
Wielu z nas Zakład Ubezpieczeń społecznych kojarzy się nieprzyjazną instytucją, funkcjonującą w bardzo nieefektywny sposób i będącą reliktem poprzedniego systemu politycznego. Kolejne władze podejmowały pewne prób ocieplenia wizerunku tego molocha, jednak żadne z nich nie zwiększyły funduszy na kontach obywateli do satysfakcjonującego poziomu. Ostatnio jednak leitmotivem rządzących staje się e-administracja, która ma wydźwignąć nasz kraj do grona najbardziej zinformatyzowanej czołówki. Zwiększanie ilości spraw, które możemy załatwić przez Internet jest oczywiście bardzo dobrym pomysłem, ale czy rzeczywiście musimy za niego płacić aż 800 mln zł rocznie?
Zacznijmy jednak od szumnie reklamowanej akcji informatyzacji ZUSu, która miała wreszcie przenieść ten urząd w pełną „cyfrowość” XXI wieku, a także zmazać nieco wstydliwe wspomnienie z dokonanego w 2008 roku przetargu na dostarczenie 130 000 3,5-calowych dyskietek, których koszt wyniósł 120 tys. zł.
Cała akcja zakończyła się zgodnie z planem na przełomie 2010 i 2011 roku i tak naprawdę, biorąc pod uwagę wcześniejsze inicjatywy, trwała 13 lat, w czasie których pochłonęła ponad 3 mld zł. Wydawać by się mogło, że mając do dyspozycji takie fundusze można zbudować idealnie funkcjonującą bazę… Nic bardziej mylnego.
Jak swego czasu mogliśmy się dowiedzieć z wywiadu z byłym prezesem ZUS, Pawłem Wypychem, kontrakt na informatyzację ZUSu realizowany przez spółkę Asseco stał się praktycznym uzależnieniem urzędu od firmy modernizującej. Dziś Zakład nie może w pełni dysponować posiadanymi przez siebie informacjami, gdyż to właśnie Asseco jest właścicielem kodu źródłowego. Można powiedzieć, że dziś wypłaty pieniędzy dla beneficjentów socjalnych zależą w bardzo dużym stopniu od spółki zarządzanej przez Adama Górala.
http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=rV7nMCRM49c&feature=endscreen
Czy naprawdę za tak astronomiczną kwotę nie dało się zbudować w pełni autonomicznego systemu dla tak kluczowego urzędu. Dodatkowo nawet dziś nie funkcjonuje on tak jak powinien. Przekonał się o tym pewien mieszkaniec Góry, który dowiedział się, że informacje z kraju spływają do głównej bazy z dwumiesięcznym opóźnieniem. Kiedy, więc chciał się on dowiedzieć o statusie swoich składek na ubezpieczenie zdrowotne jedyna odpowiedzią jaką otrzymał było: „potrzebujemy więcej czasu na rejestrację wszystkich danych”.
A teraz pomyślmy, że z utrzymanie takiego quasi-systemu musimy płacić aż 800 mln zł rocznie. Bo przecież, jak mówi prezes ZUS:
Mówimy tu o obsłudze 20 mln ubezpieczonych, ponad 2 mln firm i 7,5 mln emerytów i rencistów. Oprócz tego wszystkie zasiłki, które muszą być obsługiwane i musi to być online, dostępne dla wszystkich innych danych.
Wydaje mi się jednak, że na świecie funkcjonują, już większe bazy danych, których koszty utrzymania dzięki funkcjonowaniu konkurencji są mniejsze (vide Oracle). Tym bardziej dziwi mnie informacja, do której dotarłem przygotowując się do napisania tego artykułu, że ZUS został w zeszłym roku uhonorowany mianem Lidera Informatyki przez miesięcznik Computerworld.
Najlepszym komentarzem do sytuacji wydaje się jednak widok bloga rzecznika Zakładu, na którym w tym roku pojawił się 1 (słownie: jeden) wpis…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu