Wiecie kto zyskał najwięcej na wideo w którym streamerka potrąca psa? Ona sama. Media z miejsca zapewniły jej popularność.
Czy tego chcemy, czy nie, żyjemy w czasach, w których informacja o dowolnym wydarzeniu rozchodzi się z szybkością błyskawicy. Algorytmy social mediów dbają o to, żebyśmy zobaczyli "trendujące" treści, nawet jeżeli żaden z naszych znajomych ich nie udostępnił. Takie podejście do kontentu sprawia, że jeżeli coś rozchodzi się w social mediach, to od razu na szeroką skalę. Ważną rolę odgrywają w tym media tradycyjne, które widząc istotny news podchwytują go, dodatkowo poszerzając grupę jego odbiorców. W samym tym fakcie nie ma nic złego - przecież wiele przecieków i nowinek technologicznych trafia do nas (i do Was) właśnie w ten sposób. Problem zaczyna się gdzie indziej, a mianowicie - w sytuacji, w której przestają liczyć się treści, a zaczynają - odsłony.
Niestety, smutna prawda jest taka, że nawet na Antywebie w statystykach swoich tekstów widzę, jakie tematy są najczęściej "klikane". I nie - nie są to jakieś przekrojowe analizy, recenzje, czy felietony. Do tej pory jednym z tekstów, który zebrał najwięcej odsłon w mojej karierze jest ten o... prezesie Xiaomi przyłapanym z iPhonem. Dlatego przeglądając potencjalne tematy do opracowania, zawsze kalkuluję w głowie, po jednej stronie mając to, ile osób dany temat zaciekawi, a po drugiej - jaką wartość dostarczy odbiorcom Antywebu, którzy interesują się technologiami. Czasami udaje mi się to lepiej, czasami gorzej i wiem, że w dużej części tracę potencjalne "kliki" przez fakt, że nie dotykam się do niektórych tematów.
Takimi są na przykład influencerzy, o których swoją opinię pozostawię dla siebie
W życiu staram się kierować kilkoma podstawowymi zasadami. Jedną z nich jest "stop making stupid people famous". Wiele osób, kiedy widzi coś, co je denerwuje (szczególnie w zachowaniach ludzi), natychmiast idzie z tym do social mediów. Jednak wyrażając swoje zdanie w danej dziedzinie jednocześnie promuje przedmiot swojego zdenerwowania. Jak myślicie - na czym wybiła się cała klika "patostreamerów"? Przecież największy marketing zapewniają im ci, których ich działania oburzają. Dlatego kiedy widzę/czytam, że kolejny influencer zrobił coś ekstremalnie głupiego, bardzo dobrze wiem, że w 99 proc. przypadków jest to zaplanowana przez nich metoda na promowanie siebie, która po prostu działa. Patostreamerzy, freak fighty - to wszystko ma służyć tylko jednemu celowi - budowaniu zasięgów. Dlatego zazwyczaj staram się te tematy odpuszczać. Nie widzę w nich wartości i nie chce przyczyniać się do tego, by głupie zachowania były przeze mnie w jakikolwiek sposób promowane.
Świetnym przykładem jest tu niedawne zdarzenie, w którym kobieta jadąca samochodem prowadziła stream na żywo i, patrząc się w telefon, przejechała psa. Film przez kilka dni był dosłownie wszędzie, do tego stopnia, że bałem się otworzyć lodówkę. Jako miłośnik zwierząt i przeciwnik takich patologii oczywiście wywołało to we mnie mocne reakcje, jednak ze względu na tę zasadę, którą przytoczyłem wcześniej, nie przeszło mi nawet przez myśl, by jakkolwiek proponować ten temat na forum Antywebu. Jednak już po chwili, a także następnego dnia, zauważyłem, że każdy (ale to KAŻDY) portal miał na ten temat artykuł. Ba - jestem zdania, że gdyby ktoś o tym napisał także u nas, byłby to jeden z najlepiej "klikających się" newsów tego dnia.
A teraz pomyślcie - ile osób wiedziało wcześniej, kim była ta kobieta? Ile osób ją śledziło? I jaka jest sumaryczna wartość reklamowa (AVE) wszystkich wpisów w mediach poświęconych jej tematyce (łącznie z tym, który czytacie teraz)? Przecież taka skala "reklamy" to już budżet liczony w setkach tysięcy złotych. I owszem - nie słyszałem jednego pozytywnego słowa o tym zdarzeniu i tej streamerce, ale jeżeli ktoś zna chociaż jedną zasadę związaną z showbiznesem, to zapewne jest to "nie ważne jak mówią, ważne żeby mówili". Widać to wyraźnie po statystykach chociażby na Twitterze. Starsze posty Sidney (bo tak nazywa się kobieta) mają po 2-3 komentarze, a te po "aferze" od 200 do 300. I nie - nie twierdzę, że specjalnie potrąciła psa (z którym na szczęście ponoć wszystko w porządku), ale że afera medialna, która z tego wynikła nabiła jej popularność, jakiej nigdy w życiu by się nie spodziewała.
Niestety - nie ma tu złotego środka, a jeżeli jest - osiągnąć go jest rzeczą praktycznie niemożliwą. Tak - takie zachowania trzeba piętnować, ale nie da się tego zrobić, nie stając się jednocześnie promotorem takich zachowań. Tak, jakościowe treści są w dzisiejszych czasach super istotne, ale bez klików każdy duży serwis w Polsce może pakować manatki. I oczywiście - mam świadomość, że każdy z Was ma swój rozum i potrafi ocenić treści, które czyta oraz wybierać informacje które go interesują. Jednak obraz wyłaniający się z komentarzy i rozmów z czytelnikami to jedno, a statystyki - zupełnie co innego. W komentarzach widać, że Antyweb czyta bardzo dużo osób o niesamowicie dużej wiedzy, które nie żyją pudelkową stroną internetu i dla takich ludzi warto pisać, natomiast z odsłon wynika jasno, że powinniśmy pisać o tym, co Tim Cook zjadł dziś na śniadanie i jakie telefony mają aktorzy serialu M jak Mało mnie to obchodzi.
Jeżeli miałbym sobie czegoś życzyć w tym roku, to chyba tylko tego, bym dylematów pokroju "czy dotykać danego tematu, czy też opuścić potencjalnie gorący news" miał jak najmniej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu