375 tysięcy obserwujących na Instagramie, ponad 335 tysięcy obserwujących na Facebooku. Niezliczone ilości wejść na bloga, niezwykle popularne książki kucharskie tłumaczone na kilka języków, program w telewizji i... kilka miesięcy bez znaku życia w swoich głównych internetowych kanałach komunikacji.
Influencer znika bez słowa i zostawia zmartwionych fanów. Ma do tego prawo, ale...
Influencer to słowo, które od jakiegoś czasu ma skojarzenia raczej negatywne, ale myślę, że świetnie oddaje to, kim jest Marta Dymek - autorka niezwykle popularnej Jadłonomii. Nim trafiła do telewizji i pisała książki, przede wszystkim prowadziła blog i miała swoją działalność internetową. Od kilku tygodni regularnie widzę w sieci pytania: czy ktoś wie co się stało z autorką najpopularniejszego wegańskiego bloga w Polsce. I tak, wszyscy mamy nadzieję, że u wszystko u niej w porządku. Przejrzałem jednak historię ostatnich kilku tygodni w Google, a po latach regularnego kontaktu z czytelnikami - autorka nie daje znaku życia.
Odpowiedzialność influencera
Internet potrafi być bardzo paskudnym miejscem. Komentarze pełne jadu to codzienność, a kiedy ma się taką publikę - wyobrażam sobie że natłok powiadomień potrafi przytłoczyć, bo bez ich filtrowania dzwoni wszystko. Wszyscy - z wielu względów - potrzebujemy wytchnienia. Potrzebujemy się odciąć, potrzebujemy spokoju i odpoczynku. Wierzę, że u wspomnianej autorki wszystko w porządku - prawdopodobnie gdyby było inaczej, podobnie jak u innych internetowych sław gdy dzieje się coś złego, ktoś z najbliższego otoczenia wystosowałby odpowiedni komunikat, by poinformować o tym setki tysięcy czytelników i fanów jej działalności. Dlatego nawet nie biorę pod uwagę, że jest inaczej.
Uważam też, że każdy ma prawo do prywatności - i mimo że jest osobą publiczną, nie musi się tłumaczyć ze swoich decyzji, a tym bardziej wdawać w szczegóły. Dla mnie jednak przypadki takie jakie tak ten są... antyprzykładem udźwignięcia tematu. Bo cokolwiek by się w życiu influencerów nie działo, wierzę że mają pewną odpowiedzialność, którą sami wzięli na swoje barki, tworząc uwielbiane przez setki tysięcy ludzi miejsce. Tutaj zabrakło jakichkolwiek informacji. Nie ma pożegnania, więc nie dziwię się że każdego dnia ludzie odświeżają jej miejsca w internecie z nadzieją, że pokaże się coś nowego, że da znak życia. Nie ma też informacji o tym, że autorka robi sobie przerwę, ani potencjalnej daty powrotu. I żeby była jasność: to jej pełne prawo, po prostu rozmawiając z ludźmi pytającymi publicznie czy ktoś wie co dzieje się z autorką jednego z najpopularniejszych blogów kulinarnych w Polsce, stale otrzymuję tę samą odpowiedź: po prostu dziwi mnie jej zniknięcie, oczekuję tylko znaku życia, nie wdawania się w szczegóły. Tak - nikt nie chce pakować się butami w prywatne sprawy, bo są różne sytuacje, różne okoliczności, ale przecież nawet najdłuższą nieobecność można załatwić tak, żeby nikt nie miał powodów do zmartwień.
Jadłonomia od lat na Instagramie i Facebooku przypominała swoje archiwalne przepisy, które mogą pasować tematycznie do obecnych na targach produktów czy nadchodzących świąt. I moim zdaniem, taka forma komunikacji w pełni by wystarczyła - wszyscy by wiedzieli, że autorka wciąż ma się dobrze i wcale ich nie opuściła, mimo że nie dodaje nowych receptur, nie nagrywa nowych filmów ani podcastów. A jeżeli z jakichkolwiek powodów zdecydowała się zwolnić, to w mojej opinii po prostu fair byłoby o tym poinformować. Zbudowanie tak ogromnej rzeszy fanów wiąże się z pewną odpowiedzialnością. Internet dał jej zasięgi, jest osobą medialną - nic więc dziwnego, że ludzie zastanawiają się co się dzieje i regularnie o to pytają.
Szkoda, że tak wyszło. Czy - i kiedy - autorka najpopularniejszego bloga o kuchni roślinnej wróci, dopiero się przekonamy. Tym razem padło na nią, ale przecież ludzi mających setki fanów w internecie jest więcej, są osobami - mimo wszystko - publicznymi, które zostawiając tak swoje internetowe miejsca łamią serca fanom, którzy najzwyczajniej w świecie są zdezorientowani.
Jedna z niewielu, która może sobie na to pozwolić?
Praca wielu influencerów polega na tym, by zawsze być obok fanów. By pozostawać w kontakcie, by pozyskiwać kontakty reklamowe, by się pokazywać. A jeśli nie siebie, to swoje życie, swoje produkty, swoją markę. Wspomniana autorka faktycznie zaczynała w internecie, ale obecnie poszybowała znacznie dalej — i choć wciąż spora część jej działalności dzieje się online, to prawdopodobnie gra już na własnych zasadach. Zresztą nawet na blogu w zakładce kontakt czytamy:
Jadłonomia powstała po to, aby inspirować do kuchni roślinnej, dzielić się przepisami i pomysłami na to, jak jeść bardziej roślinnie.
Dlatego nie reklamuję produktów i nie angażuję się w komercyjne współprace. Za to jeśli masz pytanie albo ciekawy pomysł na propagowanie kuchni roślinnej, weganizmu albo praw zwierząt – śmiało do mnie napisz!
Marty nie interesują komercyjne współprace, więc potencjalny odpływ czytelników nie zrobi na niej wrażenia. Ale patrząc na komentarze stęsknionych fanów - raczej nie musi się tego obawiać. Wiem że kiedy (jeśli?) zdecyduje się powrócić do blogowania, instagramowania, facebookowania - fani wciąż tam będą. I pewnie nawet nie będą potrzebowali wyjaśnień, chociaż dla mnie jakiś tam niesmak pozostanie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu