Felietony

Znienawidzony jak influencer. Czyli żebrak, cebulak i cwaniak w jednym

Jakub Szczęsny
Znienawidzony jak influencer. Czyli żebrak, cebulak i cwaniak w jednym
21

Ostatnie tygodnie były zasadniczo kluczowe dla nowej definicji "influencera" - w polskich mediach znalazło się mnóstwo przykładów patologicznego zachowania osób, które można nazwać "influencerami". Podczas gdy cała reszta grzecznie płaci za wypoczynek i posiłki, nowa, rozbestwiona generacja "osób, które mają istotny wpływ w mediach społecznościowych" płacić chce "zasięgami".

Czyli na dobrą sprawę, robią dokładnie to samo, co wcześniej powszechnie nienawidzone "madki", które również płaciły - ale uśmiechami bombelków. Patologiczni influencerzy w kontekście własnej wartości mają bardzo spaczone myślenie. Ustanawiając swoją wartość wedle obserwatorów na Instagramie jednocześnie stawiają się w roli słupa ogłoszeniowego. I dokonują wręcz reklamowej "prostytucji".

Cambridge Dictionary definiuje "influencera" w taki sposób:

someone who affects or changes the way that other people behave, for example through their use of social media

(źródło)

Tłumaczenie:

ktoś, kto ma wpływ na zachowanie innych ludzi lub zmienia sposób, w jaki się zachowują, na przykład poprzez korzystanie z mediów społecznościowych

I taka definicja jest bardzo ogólna - w żaden sposób nie odnosi się do patologicznych zachowań niektórych "influencerów". A zatem przyjmijmy sobie - "influencer" to osoba, która ma duży wpływ społeczny wynikający z popularności, jednak zachowuje się godnie. Patologiczny influencer to natomiast "influencer", który żebrze, cwaniakuje i ma odrobinę popsuty system wartości.

Patologiczny influencer - skąd on się wziął?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba dotknąć kilka istotnych czynników. Po pierwsze, ludzie lubią dostawać coś za darmo - jeżeli mają ku temu okazję. Wystarczy popatrzeć, co dzieje się w momencie otwarcia nowej Biedronki, czy w trakcie "rzucenia na lady" torebek od Wittchen w promocyjnych cenach. Ludzie się wprost tratują, gdy mogą nabyć coś za bezcen lub całkowicie za darmo. Chytra Baba z Radomia i inne tego typu archetypy dotykają problemu ludzi, którzy zrobią wszystko, żeby móc otrzymać jakiś gratis. Niestety, są wśród nas ludzie, którzy mają ograniczone horyzonty myślowe i musimy się z tym pogodzić.

Po drugie - influencer marketing. Niektórzy z Was mogą nie wiedzieć, że znajduje się taka "działka" w marketingu i ta w ogólnym znaczeniu dotyczy "relacji z influencerami". Im bardziej ta działka się rozrastała, tym mocniej próbowała inwestować w tych właśnie "influencerów". W przypadku wiodących osobistości wartością są przede wszystkim pieniądze, a w kontekście najbardziej poważnych person - równie skuteczne, wartościowe kampanie. Jednak niektóre marki uprawiają "masowy" influencer marketing, który zakłada wprost tworzenie kampanii, w których metodą rozliczania się za pewne działania jest barter. A zatem - darmowe kosmetyki, ciuchy, sprzęty, pobyty w hotelach, posiłki i tak dalej i tak dalej.

Oczywiście, jest to bardzo kontrowersyjne. I nasi czytelnicy bardzo często nam to wytykają, bo tak - zdarza się, że po testach redakcyjnych jakiś sprzęt nam "zostaje" i możemy zrobić z nim co nam się żywnie podoba. Czytelnicy mają prawo wtedy sądzić, że nasze opinie mogą być spaczone poprzez "gest" konkretnej marki. Jednak uwierzcie mi, na świeczniku (a na takim jest zdecydowanie Antyweb) takie rzeczy nie wpływają na nasze osądy, przynajmniej jestem w stanie poręczyć za siebie i za kolegów z redakcji. Mało tego, duże media po prostu mogą sobie tym bardziej pozwolić na krytyczne oceny niektórych produktów, bo trudniej jest na nas wywrzeć jakikolwiek nacisk: "jak zrecenzujecie źle, to Wam już nic nie wyślemy". W przypadku mediów mniejszych - jest różnie.

Wydaje mi się, że "patologiczni influencerzy" to influencerzy z kompleksem

Mam czasami wrażenie, że są to ludzie, którzy przez lata naoglądali się tego, jak działają inne wpływowe osoby w internecie i wytworzyły sobie na ich temat mylne wyobrażenia. Że mają wszystko za darmo, że mogą dosłownie wszystko - bo za nimi stoi publika. I zaczęli oni w bardzo spaczony sposób realizować się jako influencerzy - uważając, że skoro już osiągnęli sukces, to mogą sobie pozwolić na niepłacenie w lokalach lub wczasy za darmo.

Ale wrócę jeszcze do "influencer marketingu". Bardzo możliwe, że młodych, głodnych promek influencerów z kalekim systemem wartości wychowały sobie marki, które uprawiają masowy i rozdawniczy sposób nawiązywania relacji z osobami wpływowymi w mediach społecznościowych. "Cwaniacy", "Janusze" i "Cebulaki" polskiej sceny szerokiej maści osobistości internetowych mogli więc zostać "wychowani" w takim poczuciu, że skoro są firmy, które są w stanie im dać wszystko, byleby skorzystać z ich bazy obserwatorów - inne marki powinny robić dokładnie tak samo.

Jest to oczywiście bardzo śmieszne. I jednocześnie odrobinę irytujące: pracujący za krajową medianę Kowalski może być niesamowicie zły na to, że on na wypad do dobrej restauracji z żoną musi się porządnie nazasuwać, a taka "szafiara" idzie do takiego lokalu, napyka sobie 2-3 fotki i wypina się na widok rachunku. To źle wpływa na wizerunek wszelkich influencerów.

Bo pamiętajcie - są influencerzy i pewna patologia w tym kręgu. Co ich różni? Sposób bycia, godność i poczucie własnej wartości. Podczas gdy znam wielu "influencerów", którzy są ludźmi skromnymi i w sposób bardzo zdrowy świadomymi swojego sukcesu, mogę wskazać również tych, którym już nie sodówka, ale szambo uderzyło do głowy i zwyczajnie gwiazdorzą. Z jednej strony mamy ludzi, którzy po prostu tacy są i za pomocą "obserwatorów" realizują swoje potrzeby, zachowując się przy okazji jak ostatnie cwaniaki. Z drugiej strony mamy natomiast marki, które niejako wychowują sobie "patologicznych influencerów", utwierdzając ich w przekonaniu, że licznik obserwatorów to jedyny wyznacznik ich wartości.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu