Chińscy internauci znów pokazali, że jak walczyć z cenzurą, to tylko zwierzętami...
Chiński internet to doprawdy fascynujące miejsce. Skala dziwnych i momentami niepokojących treści jest tam wręcz niewyobrażalna, a pomysłowość tamtejszych internautów może zadziwiać Europejczyków, przyzwyczajonych do nieco innej netykiety. To także miejsce, które podlega ścisłej kontroli rządowych cenzorów, usuwających wszelkie treści, które choćby zahaczają o obrazę chińskich władz. Dlatego też w Chinach popularne stało się wyrażanie niechęci w sposób niebezpośredni, za pomocą… zwierząt. Dziś do przyjętego już kanonu dołącza żyrafa.
Zwierzaki kontra cenzura
Pamiętacie słynną awanturę o Kubusia Puchatka, która stała się internetowym fenomenem? Jeśli nie, to szybko wyjaśnię – od momentu publikacji prześmiewczych memów, porównujących głowę państwa do nieporadnego niedźwiadka, Xi Jinping tak bardzo obraził się na kultową postać, że ocenzurował ją w nowych i starych mediach.
To oczywiście nie koniec absurdów. Mianem wywrotowca została nazwana także Świnka Peppa, za propagowanie niewłaściwych wzorców, które nie spodobały się chińskim władzom. Tam, gdzie pojawia się cenzura, pojawiają się również niesforni internauci, robiący przeciwnej stronie na złość. Sęk w tym, że moderatorzy chińskiego internetu dość aktywnie przeczesują jego odmęty, na potęgę wymazując wszelkie treści niepożądane. Chińczycy muszą szukać więc nowych sposobów na wyrażanie pokojowej frustracji i wygląda na to, że właśnie znaleźni kolejny – są nim… obrazki i wpisy z żyrafą. Dlaczego? Pozwólcie, że wytłumaczę, bo to trochę pokręcona sprawa.
Zacznijmy od krótkiego wprowadzenia. Chińska gospodarka nie jest obecnie w najlepszej kondycji, będącej między innymi pokłosiem ostrych restrykcji pandemicznych. Od 2021 r. tamtejsza giełda straciła na wartości ponad 6 bilionów dolarów i nadal notuje spadki, pomimo licznych interwencji ze strony rządu.
Frustracja w kraju ma rzekomo sięgać zenitu i to nie tylko ze strony inwestorów, ale przede wszystkim zwykłych obywateli. Problem w tym, że w chińskich mediach mainstreamowych tego nie usłyszymy – to zaburzyłoby wizerunek rządu pieczołowicie pielęgnowany przez organy propagandowe.
I tak oto dochodzimy do niedawnej publikacji na chińskim portalu Weibo wpisu ambasady USA w Chinach, odnośnie zaangażowania kraju w śledzenie przy pomocy GPS afrykańskich żyraf zagrożonych wyginięciem. Z jakiegoś powodu to właśnie ten post stał się miejscem wylania frustracji i publikacji desperackich wezwań o pomoc. Chińscy internauci błagali rząd USA o interwencję i ratowanie chińskiej gospodarki przed upadkiem. Wpis do wtorku uzyskał 970 000 polubień i 180 000 komentarzy.
Wyobraźcie sobie tylko, co musiało dziać się w dziale moderacji Weibo. Prawdopodobnie wszyscy zostali postawieni na nogi, bo doszło do masowego czyszczenia sekcji komentarzy i usuwania niewygodnych treści. To zaś wywołało reakcje społeczności, równie absurdalną, co sprawa Kubusia Puchatka.
Żyrafa symbolem frustracji
Żyrafy niespodziewanie stały się symbolem buntu i pewnego rodzaju wykpienia chińskiej cenzury. Chińscy internauci nie tylko zaczęli publikować zdjęcia żyraf, ale też sarkastyczne komentarze: „Powstańcie! Wszystkie żyrafy, które nie chcą być niewolnikami” – powstał nawet hashtag #TheGiraffeIncident, będący symbolem frustracji i rozgoryczenia. Wszystkie te akcje były na bieżąco tłumione, a komentarze usuwane przez moderatorów.
Oficjalnie (i w teorii) sam wizerunek żyrafy nie został zbanowany, ale w obecnej świadomości internautów jest kojarzy z kolejną formą buntu przeciwko chińskim władzom i ich bezradności wobec pogarszającego się stanu gospodarki. W zachodnich mediach ta sytuacja jest przedstawiana jako zabawa w kotka i myszkę – swego rodzaju strzał w stopę i wyraz bezradności ze strony rządu.
Stock image form Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu