Bez wątpienia największym wydarzeniem mijającego tygodnia było uruchomienie przez Google'a usługi pocztowej Inbox. Jak zapewnia, kalifornijska firma, ...
Inbox jednak zastąpi Gmaila? Dla Google'a e-mail w klasycznej postaci przynosi niewiele korzyści
Bez wątpienia największym wydarzeniem mijającego tygodnia było uruchomienie przez Google'a usługi pocztowej Inbox. Jak zapewnia, kalifornijska firma, nie jest to serwis, który wygryzie Gmaila. Obie platformy mają funkcjonować obok siebie. Ale czy na pewno takie jest założenie? Czy aby start Inboksa nie jest jednocześnie początkiem końca Gmaila?
Skąd taka teoria? W bardzo interesujący sposób przedstawia ją Mile Elgan na łamach Computerworld.com. Porównuje on Gmaila do usługi będącej głupią rurką ("dumb pipe") służącą do bezpośredniej, w żaden sposób nie modyfikowanej i analizowanej przez algorytmy komunikacji użytkowników. Podstawowym problemem takiej rurki z punktu widzenia Google'a jest to, że nie przynosi wymiernych korzyści - zysków. Bo choć z Gmaila korzystają miliony to możliwości monetyzacji usługi są bardzo ograniczone i sprowadzają się do wstawienia reklam tu i ówdzie. A to mimo wszystko nie jest atutem Google'a. Firma specjalizuje się w zbieraniu danych o swoich użytkownikach, analizowaniu ich nawyków i preferencji.
I tutaj docieramy do Inboksa. Nowa usługa aktywnie pośredniczy w komunikacji e-mail. Każdy e-mail jest poddawany wnikliwej analizie i przypisywany do odpowiedniej kategorii. Komunikacja staje się usługą - to Google decyduje, czy dany e-mail zostanie nam wyświetlony pod nosem, czy może wyląduje gdzieś w folderze dotyczącym wybranej kategorii. Do tego dochodzi wyszukiwarka analizująca treść oraz częściowa integracja z Google Now. Pozytywna strona jest taka, że otrzymujemy inteligentną skrzynkę, która myśli za nas. Negatywna to to, że aktywność użytkownika staje się zatem podstawą dla dalszego rozwoju usługi, a także serwowania komunikatów reklamowych. Kontrolowana przez użytkownika, przewidywalna i linearna usługa ustępuje nowej - odbierającej nam stuprocentową kontrolę nad pocztą. Z tego też powodu próbowano zastąpić Gmaila usługą Google Wave. Aspiracje do tego miało też Google+. W obu przypadkach nie wyszło.
W przypadku Gmaila również podejmowano takie działania. Pojawiły się inteligentne etykiety, a wkrótce potem zakładki, które część użytkowników polubiła, a część wręcz przeciwnie. Google jednak nie zmienił istoty tego, co otrzymujemy i w jaki sposób to czytamy. Inbox to próba wprowadzenia pośrednictwa do poczty e-mail, a jak zauważa Elgan, Google należy do tych firm, które nienawidzą, kiedy nie mogą pośredniczyć w pewnych procesach. Tak dzieje się już m.in. podczas surfowania po stronach internetowych. Naszpikowana algorytmami wyszukiwarka pośredniczy w tym procesie i dostarcza nam dane w sposób coraz bardziej inteligentny.
I dlatego upadł Google Reader, bo był przedstawicielem tego samego nurtu, do którego należy Gmail. Elgan przepowiada, że w ciągu 5 lat usługa pocztowa Google'a zostanie zamknięta i zastąpi ją Inbox. W najlepszym przypadku Gmail pozostanie jako opcjonalny motyw "retro" dla Inboksa. Google nie chce serwować użytkownikom "głupich rurek", bo ma z nich najmniejsze korzyści. Przyszłość należy do inteligentnych usług, które odbiorą nam część swobody, wnikliwiej będą analizowały nasze treści i aktywności, a w konsekwencji zaczną pośredniczyć we wszystkich czynnościach, które wykonujemy po włączeniu przeglądarki. Wizja Elgana wydaje się bardzo przekonująca, ale czy realna?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu