Bateria Huawei, którą ostatnio ogłoszono, ma stanowić nowy rozdział w branży. Pytanie tylko brzmi, ile przyjdzie nam na nią czekać.
Bateria Huawei z litu i krzemu
Nowe ogniwo doczekało się nawet osobnej konferencji. Zdecydowanie każde podobne wydarzenie gromadzi wokół siebie mnóstwo zainteresowanych, więc nic dziwnego, że na taki krok się zdecydowali. Najważniejszą nowością w bateriach chińskiego giganta jest porzucenie grafitowych anod na rzecz litowo-krzemowych, co już jednak pojawiało się w kilku projektach z uniwersytetów czy od mniejszych producentów.
W dużym uproszczeniu, taka zmiana pozwala poprawić wydajność baterii oraz sprawić, że wystarczy na dłużej. Do tego wszystkiego ma lepiej współpracować z systemami szybkiego ładowania. Nie bez powodu powiedziano, że tak jak multitouch zmienił obcowanie z ekranami dotykowymi, tak ich autorskie ultraszybkie ładowanie zmieni podobnie, jeżeli chodzi o podejście użytkowników do czasu pracy. W dodatku ma uwolnić ich od nomofobii, czyli strachu przed utratą dostępu do telefonu. Zabawne tłumaczenia. Lepiej tu wspomnieć, że ich rozwiązanie ma opierać się na niskim napięciu i wysokim natężeniu, czyli przeciwnie do większości obecnie stosowanych.
Rewolucja po raz który?
Nawet w przypadku Huawei nie mówimy o pierwszym takim projekcie. Już w 2016 pochwalili się ogniwem z dodatkiem grafenu, które mogły pracować w bardzo wysokich temperaturach i oferowały dwa razy większą pojemność niż tradycyjne baterie litowo-jonowe.
Szkoda tylko, że wciąż nie znajdziemy niczego podobnego w jakimkolwiek seryjnie dostępnym modelu. Na razie przypomina to nieco miejsce do pochwalenia się możliwościami. Każdy pokazuje, że może to zrobić lepiej, a niewystarczające baterie to problem, na który mają rozwiązanie. Ile jeszcze będziemy musieli czekać na prawdziwą rewolucję? Nawet ostatnio Huawei tego nie zdradził. Coś mi się wydaje, że do podobnego przełomu potrzebujemy jeszcze z dekady.
źródło: Gizmochina
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu