Taśma, która nie plącze się i nie pęka. Która nie starzeje się jak dysk SSD i nie generuje tyle ciepła, co serwer. Leży sobie w regale, jak niepozorne archiwum i trzyma w sobie 200 terabajtów danych. Tak zaczyna się historia HoloMem – brytyjskiego startupu, który zbudował wehikuł czasu dla cyfrowych archiwów.

W przeciwieństwie do eksperymentów Microsoftu (Project Silica) czy Cerabyte’a, które zakochały się w szkle, HoloMem postawił na stary, dobry polimer. Ale nie taki byle jaki. W samym sercu technologii HO1O znajduje się 100-metrowa wstęga z warstwy o grubości 16 mikronów, zamknięta między laminatami PET. I nie zapisuje danych jak klasyczna taśma magnetyczna, tylko rzeźbi dane... światłem. Holografia to tutaj słowo-klucz.
Laser za 5 dolarów. Tyle potrzeba, by zapisać tysiące bitów na sekundę. Każdy bit to woksel – maleńki trójwymiarowy punkt, mikrohologram zamknięty w strukturze polimeru. Format WORM (write-once, read-many) gwarantuje, że dane są trwałe jak tatuaż na kości. Nic się nie degraduje. Nic nie ginie. Tyle że nadpisać tych danych już nie zdołamy. Ale czy w takich zastosowaniach musimy?
Kompatybilność, wytrzymałość, przyszłość
HO1O nie wymaga rewolucji. Nowe kasety pasują do istniejących regałów LTO i współpracują z ich robotyką. Jedna szuflada, dwa światy: klasyczne LTO i holograficzne HoloMem. Zero nowych protokołów, zero migracji. Rozwiązanie to nie zastępuje dotychczasowego, ale jest dla niego czymś w rodzaju "dodatku". I to nie byle jakiego.
Odporność na ekstremalne temperatury i impulsy elektromagnetyczne robi z HO1O nie tylko archiwum, ale i schron przeciwatomowy dla danych. Gdy serwery się palą, taśma daje radę. Dizyka i inżynieria są tu dla nas pozytywnie nieubłagane.
Gale i jego zespół już teraz kombinują z nagrywaniem wielokanałowym: różne długości fal światła pozwalają na zapis kilku strumieni danych w tej samej przestrzeni fizycznej. Tutaj bardzo pomaga nam fotonika, która w ostatnich latach bardzo się rozwija.
Skąd oni wzięli ten pomysł?
Charlie Gale to niesamowicie ciekawy człowiek. Pracował w Dysonie nad wielohologramowymi etykietami zabezpieczającymi. Stworzył system, który potrafi przechowywać wiele kodów QR w jednej warstwie obrazu. Gdy przyszły lockdowny, on i jego zespół zamienili blaty w laboratoria. Zaczęli eksperymenty, w których naświetlali polimery.
Zaczynali od małych szablonów. Dziś zapisują dane z częstotliwością ponad 1000 Hz. Bez drogiego sprzętu, bez pomocy z NASA, metodycznie robiąc swoje. To wszystko dziś owocuje naprawdę niesamowitym rozwiązaniem w dziedzinie przechowywania danych. Oczywiście, nie na rynek typowo konsumencki, lecz biznesowy.
Niech stanie się hologram
Taśma holograficzna pojawia się w bardzo istotnym dla świata momencie. W dobie AI, kiedy dane są paliwem i dowodem istnienia, pytanie nie brzmi już: gdzie to przechować? Ale: jak przechować tak, żeby to przetrwało lata?
Dla centrów danych to szansa na modernizację bez rujnowania infrastruktury. Dla archiwów całych narodów – na skarb, którego nie strawi czas. A dla sektora obronnego – na pewność, że dane przetrwają nawet w sytuacji, gdy komuś sufit na głowę spadnie i postanowi wcisnąć czerwony guzik.
Czytaj również: Kawałek szkła o pojemności 360 TB przetrwa miliardy lat. Poznajcie dyski 5D
Co teraz?
HoloMem ma cztery patenty, napęd z drukarki 3D i dotację na 900 tysięcy funtów. To niewiele: nawet mniej, niż miesięczne wynagrodzenie dla całego zarządu Google'a. Ale właśnie w tym widać siłę tego rozwiązania: nie jest drogie, ale może nam pomóc przechowywać drogie nam rzeczy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu