Po tym jak Grzegorz napisał dla Was o Michale Karmowskim, długo zastanawiałem się, czy powinienem dzielić się na Antywebie swoimi przemyśleniami na temat "łapania" hejterów. Szczególnie, że mnie udało się kiedyś takowego dorwać. Jak napisałem w tytule – doszło do konfrontacji, osiągnąłem swój cel, ale w żadnym wypadku nie było mi z tym lepiej. Natomiast, sporo o samych hejterach mnie to nauczyło.
Też udało mi się złapać hejtera. I wcale mi nie było z tym lepiej
Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...
Kiedy jeszcze AW tylko czytałem i nie myślałem nawet o tym, żeby u Grześka kiedykolwiek pisać, miałem epizod w portalu regionalnym – małe społeczności są bardzo wdzięczne jeżeli chodzi o informowanie o tym, co dzieje się na ich terenie. Toteż, uczestniczyliśmy wtedy bardzo często w sesjach miejscowej rady, relacjonowaliśmy miejscowe imprezy, poruszaliśmy ważkie dla mieszkających tam ludzi tematy. Budowaliśmy również społeczność, a to wiązało się z utrzymywaniem forum dyskusyjnego. Cieszyliśmy się sporą popularnością wśród mieszkańców i to głównie pchało nas do działania.
Mieliśmy też swojego zajadłego hejtera. Pod adresem redakcji, a także władz – samorządów, szkół, instytucji leciały bardzo mocne oskarżenia doprawiane soczystymi inwektywami. Co ważne, nie mogliśmy zwyczajnie zablokować dostępu tej osobie do społeczności. Musieliśmy zatem znosić obecność internetowego trolla, choć nie ukrywaliśmy, że nas ogromnie irytuje. Wyobraźcie sobie przeczytać przy okazji wysmarowanego nienawistnego posta dziwne oskarżenia pod swoim adresem – jakobyście mieli kilka dni wcześniej upić się do nieprzytomności i uprawiać przygodny seks po osiedlowych piwnicach. Każdego by poszarpało – nie inaczej było ze mną i z całą redakcją.
Jaki jest hejter na żywo?
Nie mogąc walczyć z hejterem na równych zasadach, postanowiłem, że osobnika znajdę. Wtedy jeszcze niekoniecznie dojrzale podchodziłem do tematu. Uwierzcie mi lub nie, ale miałem ochotę dorwać człowieka i wymierzyć sprawiedliwość po iście troglodyckiemu. Uważałem wtedy, że żadne inne argumenty do tak zepsutego człowieka nie przemówią. Mocno zdziwiłem się natomiast, gdy do konfrontacji doszło. Udało mi się ustalić, kto stoi za nienawistnymi wpisami na forum i… postanowiłem się z hejterem skonfrontować. Nie miałem na to żadnego planu, po prostu chciałem zadać pytanie: dlaczego?
Okazało się, że hejterem była… kobieta. Starsza w dodatku. Była nauczycielka, która miała zatarg z ówczesnym dyrektorem szkoły, który naraził się jej z powodu przeprowadzonych roszad kadrowych. Pani hejter znana była za czasów swojej aktywności zawodowej z niezwykle ciętego charakteru i uchodziła za niekoniecznie zrównoważoną. Kiedy dowiedziałem się, kto stoi za tymi wpisami, postanowiłem zasięgnąć informacji wśród lokalnej społeczności. Wtedy miałem już pełny obraz człowieka, który dotychczas psuł mi krew – chory z żalu, zazdrości, mający za jedyną formę uzewnętrznienia się ze swoimi problemami komputer i dostęp do internetu. Odrobinę smutny obraz.
Hejter z zawodu
W kręgach osób związanych z samorządem, Pani Hejter znana była natomiast z licznych donosów dosłownie na wszystkich. Informowała władze o rzekomych aferach korupcyjnych, maszynopisy sypały się „tam gdzie trzeba” gęsto. Dlaczego? Nikt nie był tego pewien. Na wszelkie pisma kierowane przez nią do władz nie reagowano wcale.
Podczas konfrontacji hejter się nie przyznał. Nie przeprosił. Ja miałem natomiast stuprocentową pewność, że mam do czynienia z człowiekiem, który stał za masą nienawistnych wpisów. Kogo widziałem? Już nie człowieka, którego chętnie wkomponowałbym w ścianę, osadził w psychuszce, połamał palce. Zobaczyłem emocjonalny wrak. Od tego czasu, wszelka forma hejtu, czy też nieuzasadnionej, brutalnej krytyki jest dla mnie objawem niedojrzałości emocjonalnej. Są lepsze formy radzenia sobie z własnymi problemami.
Dlatego, za każdym razem, kiedy widzę hejt w sieci, widzę dokładnie tego samego człowieka. Któremu się nie udało, siedzącego we własnych czterech ścianach – opuszczonego, nieciekawego świata, zionącego nienawiścią i po prostu nieszczęśliwego. Takiego, któremu się nudzi. Dla osoby, która jest aktywna w nowych mediach to dobra forma radzenia sobie z tym, że czasami ktoś napisze bez wyraźnego powodu, że „dobrze by było, żebym się zabił”.
Konfrontacja nie pomogła. Dalej czułem się dziwnie – z tym, że już nie byłem zły na człowieka. Raczej było mi go zwyczajnie szkoda. Cała sytuacja natomiast nauczyła mnie nowego podejścia do internetowego hejtu. Bardziej dojrzałego i korzystniejszego – przede wszystkim dla mnie.
Sprawdź również: Piękna akcja! Youtuber odszukał Hejtera i nagrał z nim film
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu