Kilka miesięcy temu pisałem o zmierzchu ery myśliwców. I nie był to mój wymysł - wypowiedź dotycząca zmian pochodziła od sekretarza Departamentu Maryn...
Kilka miesięcy temu pisałem o zmierzchu ery myśliwców. I nie był to mój wymysł - wypowiedź dotycząca zmian pochodziła od sekretarza Departamentu Marynarki Wojennej USA. Co miałoby zastąpić ten typ uzbrojenia? Drony bojowe. Wspomniałem, że powstawałyby one np. w drukarkach 3D ulokowanych na pokładzie okrętu. Czytelnik napisał, że to bzdura. A Brytyjczycy testują takie rozwiązanie.
Zainteresowanych odsyłam oczywiście do wspomnianego tekstu, tutaj umieszczę tylko sporny fragment:
Czy drony będą w stanie zastąpi myśliwce? Przekonamy się. Ponownie odeślę jednak do projektu LOCUST – przecież taki rój może zmieść z powierzchni ziemi małe miasteczko i nie zajmie mu to dużo czasu. A jeżeli nie wróci z misji, to dowództwo może machnąć ręką, drukarki 3D zamontowane na lotniskowcach szybo uzupełnią straty. To brzmi trochę jak SF, ale najwyraźniej w tym kierunku zmierza armia USA i głośno o tym mówi.
Czytelnik stwierdził wówczas, że te drukarki to już przesada. I przyznam, że długo się nad tym zastawiałem: możliwe w realizacji czy projekt poza naszym zasięgiem albo pozbawiony sensu? Szybko przypomniałem sobie o tej sprawie, gdy trafiłem dzisiaj na doniesienia dotyczace testów przeprowadzanych przez Royal Navy na okręcie HMS Mersey. Z katapulty wystrzeliwany jest dron (nosi nazwę SULSA), którego części pochodzą z drukarki 3D. Coś, co kilka lat temu mogło być odbierane jako SF, dzisiaj staje się faktem.
Drukarki 3D nie pracują jeszcze na pokładzie okrętu, drony powstają na lądzie i są dostarczane na jednostkę. Zapewne domyślacie się też, że nie powstają one wyłącznie w drukarce: silnik, śmigło, akumulator czy elektronika powstają osobno i są dodawane do wydrukowanego korpusu. Nie jest zatem tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Ale można sobie wyobrazić, że za 10-15 lat będzie to wyglądać inaczej. Technologicznie stanie się możliwe wydrukowanie drona na statku. Szybko, tanio, w odpowiedzi na konkretne potrzeby.
Właśnie szybkość działania i koszty mogą świadczyć na korzyść tych maszyn. Łatwo będzie je zastąpić, można operować wieloma maszynami, a ewentualne straty nie będą powodem do rwania włosów z głowy. Okręt patrolujący jakiś obszar może wysłać rój dronów, by sprawdziły, gdzie grasują piraci. Może ich śledzić, a nawet zaatakować z pomocą takiego sprzętu. To samo z przemytnikami. Na razie taka maszyna ważąca kilka kilogramów i latająca na jednym ładowaniu przez kilkadziesiąt minut nie ma szans w starciu z myśliwcem. To może się jednak zmienić, a do tego czasu dla małych jednostek znajdzie się inne zastosowanie. Dzieje się.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu