Jeżeli masz wrażenie, że Veilguard traktuje graczy jak dzieci, to mam złą wiadomość — nie on jedyny. Gry już od dawna upraszczają rozgrywkę, by trafić do tzw. niedzielnego gracza.
Współczesna branża gier wideo coraz częściej wpada w trend traktowania graczy jak dzieci. Nowe tytuły stawiają na uproszczenia, które niestety nie tylko nie przyciągają starszych fanów, ale czasami wręcz odstraszają oddanych zwolenników danego gatunku. Jednym z najnowszych przykładów jest Dragon Age: Veilguard, gra, która pomimo swojego potencjału, zasłynęła wśród graczy i recenzentów z nadmiernej prostoty i powierzchownych decyzji, pozostawiając ich z uczuciem, że ich inteligencja została nieco niedoceniona. To niestety nie jest odosobniony przypadek, a raczej dłuższy trend obecny w branży już od kilku lat.
Nie tylko Veilguard obraża inteligencję graczy
W przypadku Veilguard, gra oferuje wszechobecną mechanikę automatycznych podpowiedzi oraz „odgórne” opcje, które redukują poziom wyzwań i praktycznie odbierają poczucie realnego wpływu na fabułę. Chociaż z jednej strony daje to poczucie wygody mniej zaawansowanym graczom, wielu fanów odniosło wrażenie, że wszystko jest im podane „na tacy” – zarówno podczas walk, jak i podczas podejmowania decyzji, które ostatecznie nie mają wielkiego znaczenia dla rozwoju historii. Podczas gdy klasyczne gry RPG dawały pełną swobodę w wyborze kierunku rozgrywki, Veilguard koncentruje się na uproszczonej strukturze akcji, pozostawiając graczy z ograniczoną możliwością swobodnego odkrywania i eksploracji świata gry.
Szczególnie jest to wydatne podczas eksploracji, gdzie oprócz celu na minimapie, mamy znaczniki przy każdym rozwidleniu, które prowadzą nas dokładnie tam, gdzie mamy dojść. Dodatkowo rozstawienie punktów szybkiej podróży jest takie, że dotarcie do każdego miejsca zajmuje nam nie więcej niż minutę.
Nie jest to jednak jedyna gra, która wpisała się w podobny trend. Przykładem może być uwielbiany przez wszystkich Wiedźmin 3. Zanim jednak mnie ukrzyżujecie, weźcie pod uwagę aspekt eksploracji, który sprowadza się do podróżowania od pytajnika do pytajnika. Jeżeli gdzieś takowego brakuje, to niczego tam nie ma i nie opłaca się tam nawet jechać.
Podobnie jest w przypadku Assassin's Creed: Odyssey, gdzie Ubisoft, mimo ogromnego świata i rozbudowanych mechanik, traktuje gracza bardziej jak „niedzielnego turystę” niż rzeczywistego odkrywcę starożytnej Grecji. Wprowadzenie automatycznego podświetlania celów i niemal ciągłych podpowiedzi znacząco upraszcza rozgrywkę, pozbawiając ją wyzwań i elementów strategicznego myślenia, a także skutecznie zabija chęć samodzielnej eksploracji. Gracz w dużej mierze staje się jedynie obserwatorem, a nie aktywnym uczestnikiem historii. Przykładowo, ukryte elementy są zbyt często ujawniane przez „orła zwiadowcę” lub system oznaczania, przez co gracze mają mniejszą satysfakcję z odkrywania tajemnic w sposób naturalny.
Niestety, trend uproszczeń nie kończy się na grach RPG. Nawet gry survivalowe, które kiedyś były synonimem wyzwania i surowości, stają się coraz łatwiejsze. Najnowsze produkcje z tego gatunku coraz lżej podchodzą do kwestii przetrwania, sprawiając, że zagrożenie ze strony świata jest coraz mniejsze, a same gry zmieniają się bardziej w symulatory craftingu. Chociaż te zmiany mogą przyciągać młodszych graczy, to jednocześnie wypaczają pierwotną ideę gier tego gatunku, które polegały na testowaniu granic przetrwania.
Nadal powstają wymagające gry
Warto zadać sobie pytanie, dlaczego producenci gier tak często sięgają po uproszczenia. Oczywiście jednym z powodów może być chęć przyciągnięcia szerszego grona odbiorców – od starszych graczy szukających prostych gier na relaks po młodszych, którzy dopiero wkraczają w świat gier. Ale takie podejście ma swoją cenę. Zaniżanie poziomu wyzwań często powoduje utratę tych graczy, którzy przyzwyczaili się do głębokich, wymagających tytułów, które wymagają strategii, cierpliwości i umiejętności.
Czy można zatem powiedzieć, że branża gier zapomniała o tych bardziej wymagających fanach? Na szczęście nie do końca. Wciąż pojawiają się tytuły, które oferują nieco więcej, jak Elden Ring, gdzie trudność i złożoność są niemal fundamentem rozgrywki. Sukces tej gry pokazuje, że nadal istnieje zapotrzebowanie na bardziej wymagające doświadczenia i że gracze są gotowi poświęcić czas, by opanować złożone mechaniki, zamiast przechodzić grę „po linii najmniejszego oporu”.
Nie oznacza to jednak, że każdy tytuł musi być trudny, aby był satysfakcjonujący. Chodzi raczej o równowagę między udogodnieniami a wyzwaniami, między autentycznym zaangażowaniem a uproszczeniami. Gry takie jak Veilguard, czy nowe asasyny mogłyby zyskać na większej głębi i szacunku do inteligencji graczy, którzy szukają czegoś więcej niż „gry na autopilocie”.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu