Gry

Testowaliśmy okołopremierowe gry na Nintendo Switch — oto kilka powodów by kupić konsolę

Kamil Świtalski
Testowaliśmy okołopremierowe gry na Nintendo Switch — oto kilka powodów by kupić konsolę
Reklama

Wczorajszego popołudnia podzieliłem się z wami pierwszymi wrażeniami o sprzęcie, więc dziś przejdźmy do tego co dla konsol najważniejsze, czyli... gier na Nintendo Switch!  

Tytuły startowe Switcha jasno dzielą graczy na dwie grupy. Tych którzy duszę oddali Nintendo i twierdzą, że lepszego początku wymarzyć sobie nie mogli oraz tych, którzy dość sceptycznie podchodzą do zestawu propozycji. Wczoraj miałem przyjemność spędzić chwilę z tytułami, które pojawią się na rynku wraz z premierą — lub niedługo po niej. I cóż mogę powiedzieć: nawet jeśli nie lubicie Zeldy, to gry na Nintendo Switch z tzw. okienka startowego są naprawdę godne uwagi!

Reklama

1-2-Switch

Premiera: 3.03.2017

Zestaw mini-gier od Nintendo to prawdziwy pokaz mocy wbudowanych Joy-Cony czujników ruchu i tamtejszych wibracji. Precyzja jest niezbędna, aby móc komfortowo obsługiwać grę, ale Nintendo odrobiło pracę domową. Od początku wiadomo, że tę propozycję trzeba traktować w kategoriach tytułu kompletnie imprezowego, przy którym bawimy się z przyjaciółmi i rodziną. Na pokazie znalazły się trzy propozycje:

  • dojenie krowy — poprzez precyzyjne wciskanie przycisków i wykonywanie odpowiednich ruchów, bez patrzenia w ekran, musimy zdobyć więcej mleka niż nasz konkurent;
  • pojedynek rewolwerowy — patrząc prosto w oczy naszemu rywalowi na znak gry podnosimy kontroler — kto pierwszy, ten wygrywa;
  • kulki — w drewnianych pudełkach zamkniętych jest zestaw kulek. Przechylając kontroler manipulujemy nim — a kiedy zderzą się ze ścianką, Joy-Con zawibruje. Naszym zadaniem jest odczytanie ile wirtualnych kulek bierze udział w zabawie. Kto będzie bliżej poprawnej odpowiedzi — wygrywa.

Wszystkie były banalnie proste w założeniu, a każda — jak jeden mąż — serwowała dużo frajdy. Po premierze 1-2-Switch Wii Sports i Mario Party będą musiały udać się na emeryturę. Szczerze? Już nie mogę się doczekać przetestowania kolejnych 25 produkcji, które wejdą w skład zestawu!

Arms

Premiera: 2017

To niewątpliwie największe zaskoczenie spośród tytułów w okienku startowym konsoli. Bijatyka która po pierwszej zapowiedzi skojarzyła mi się z boksem znanym z Wii. Tym razem jednak bohaterowie mają wyjątkowo długie ręce na sprężynach, z których to każdą charakteryzują inne właściwości. Co więcej — nie zabrakło ruchów specjalnych, uników, podskoków, rzutów — no i klas postaci. Wszystko to zaprojektowane przede wszystkim z myślą o ruchowym sterowaniu z wykorzystaniem Joy-Conów. Brzmi dziwnie i niewygodnie? Owszem. Czy takim jest w praktyce? Na szczęście nie.


Kontrolery, jak już wspomniałem, są naprawdę czułe i precyzyjne — stąd wymachiwanie nabiera zupełnie nowego wymiaru. Potrzebowałem kilku rund by do niego przywyknąć, ale uwierzcie na słowo — to czarny koń startowej listy gier dla Nintendo Switch! Przemyślany i fantastycznie zaprojektowany system walki ma szansę w najbliższych miesiącach znaleźć się na pierwszych stronach forów dla miłośników bijatyk. I ani trochę nie zdziwi mnie, gdy będzie najbardziej łakomym kąskiem na przyszłorocznym EVO.

Gra wygląda i rusza się wybornie. Niestety, podczas prezentacji zabrakło opcji sprawdzenia jak wygląda sterowanie na klasycznym padzie. Takie już zostało zapowiedziane przez twórców, jednak wciąż nie mamy pojęcia jak będzie wygadać w praktyce. Jeżeli równie dobrze co ruchowe, to tym bardziej jestem kupiony. Uwierzcie na słowo, że to jedna z gier, która powinna znaleźć się w bibliotece każdego posiadacza Switcha.

Mario Kart 8 Deluxe

Premiera: 28.04.2017

Mario Kart, jak to Mario Kart. Daje od groma frajdy, jednak dla kogoś, kto na co dzień przebywa kilometry w wersji z Wii U — tutaj nie ma zbyt wielu atrakcji. Owszem, zadbano o kilka usprawnień, gra działa w 60 klatkach na sekundę nawet kiedy w lokalnej rozgrywce bierze udział więcej niż dwóch graczy, dodano kilkoro bohaterów i dwa nowe przedmioty. I wciąż jest to fenomenalna gra, problem polega na tym, że... posiadacze Wii U zagrywają się w nią już od dawna. Jeżeli jednak nie macie poprzedniej konsolki N, to chyba nie muszę nikomu mówić, że jest to pozycja obowiązkowa, która zostanie bohaterką wszystkich waszych imprez, prawda?

Reklama

Snipperclips – Cut it Out, Together!

Premiera: 3.03.2017


Czasami mniej znaczy więcej. Snipperclips to urokliwa gra logiczna, w której może bawić się nawet czworo graczy jednocześnie. Twórcy skupili się na stworzeniu solidnej zabawy kooperacyjnej i wyszło im to znakomicie. Gra wywołuje uśmiech już od pierwszych minut. Zasady są proste, a wykonanie kolejnych kształtów współpracując z żywym przeciwnikiem wymaga sporo zacięcia (i docięcia, rzecz jasna ; ) oraz sprawnej komunikacji. Kiedy bohaterowie na siebie nachodzą, wszystkie punkty wspólne można uciąć jednym kliknięciem. W ten sposób staramy się dociąć wszystko na miarę, by zmieścić się w przygotowane obrysy — a to dopiero początek, bo twórcy w dalszej części przygotowali jeszcze więcej łamigłówek z wykorzystaniem środowiska z gry. Po kilkunastu minutach zabawy z zaprawioną w bojach towarzyszką zabawy wciąż nie mieliśmy dość. Niestety, dema mają to do siebie, że niezwykle szybko się kończą.

Reklama

Super Bomberman R

Premiera: 3.03.2017

Bomberman to przykład arcade'owego klasyka, który nigdy nie wychodzi ze stylu. I mimo wielu obaw o markę, jest nieźle. Jej ojcowie, Hudson Soft, w 2012 roku zostali wchłonięci przez cieszące się ostatnio złą sławą Konami, I po kilku rundach mogę powiedzieć, ze nie jest to gra, która sprzeda wam konsolę. Ale niewątpliwie pozwoli się rozerwać i zapewni masę frajdy — zarówno w pojedynkę, jak i wieloosobowym trybie zabawy.

Mechanika pozostała bez zmian — Bomberman to wciąż krążenie po labiryntach, rozstawianie bomb, niszczenie ścian i polowanie na rozsianych po planszy rywali. Twórcy przygotowali dla nas kilkadziesiąt poziomów, w ramach których będziemy mogli bawić się w sami — rywalizując ze sztuczną inteligencją —  albo ze znajomymi. W wersji demonstracyjnej było ich znacznie mniej, ale nie szkodzi — kiedy chwyciliśmy ze stojącym obok mnie rywalem za pady, oderwać było się trudno. Mechanika jest dziecinnie prosta, frajdy jest od groma, ale...

Ale nie usprawiedliwia to ani pełnej ceny, ani tego, że tytuł po prostu wygląda biednie. I to nie pod względem projektów plansz czy samej rozgrywki — bo te są świetne. Ale wizualnie. Oprawa pozostawia wiele do życzenia. No i, po prostu, nie jest to produkcja, dla której kupiłbym konsolę.

Splatoon 2

Premiera: 2017

Splatoon uwielbiam. U-wiel-biam. To pierwsza strzelanina, która potrafiła mnie wciągnąć nie tylko podczas zabawy w pojedynkę, ale i do sieciowej. Strzelanie farbą, regularne wydarzenia, napływające co jakiś czas nowości i te wszystkie żywe kolory. Cudo. Niestety, demo Splatoon 2 — podobnie jak Mario Kart 8 — zaprezentowało mi po prostu więcej tego, co dobrze znam. Lubię, szanuję i często wracam, ale... ja już to mam, dlatego jako posiadacz Wii U nie poczułem się ani trochę zauroczony — bo to przecież na ten moment wyłącznie zestaw nowych map. Gra wygląda i rusza się pięknie, a sterowanie zarówno Joy-Conami jak i klasycznymi kontrolerami jest wygodne. Szkoda, że zabrakło miejsca na jakiekolwiek rewolucje, które przykułyby wzrok posiadaczy poprzedniej wersji gry.

The Legend of Zelda: Breath of the Wild

Premiera: 3.03.2017


Reklama

Najgorętszy tytuł startowy? Oczywiście że The Legend of Zelda: Breath of the Wild — nie bez powodu gra miała aż cztery stanowiska, po dwa z klasycznymi kontrolerami i dwa, z Joy-Conami. Na najnowszą odsłonę przygód Linka czekamy już kilka dobrych lat, twórcy obiecywali nowości, większy niż dotychczas świat i zastęp zmian. Sam z Zeldą mam dość trudną relację — są przygody w świecie Hyrule które uwielbiam, ale są też takie, które mimo wielu prób — nie porwały mnie ani trochę. Wygląda na to, że Breath of the Wild ma szansę znaleźć się w tej pierwszej grupie.

Demo zaprezentowane dawało nam dostęp do ogromnej mapy, po której mogliśmy podróżować nie dłużej, niż 20 minut. Nie zdradzało nic w kontekście fabularnym, ale dawało nam ogrom swobody. Świat który tym razem wykreowano w wersji dla Nintendo Switch wygląda fenomenalnie — jest baśniowy tak bardzo, jak tylko można to sobie wyobrazić. Do tego dwanaście razy większy niż ten z największej dotychczas odsłony serii. Nie wiem czy wersja w którą grałem była ostatecznym buildem, ale gra wyraźnie chrupała we wszystkich sekwencjach, gdzie pojawiało się naprawdę dużo obiektów — m.in. przy biegu w trawie. Wygląda to niepokojąco, szczególnie w kontekście tego, że z pewnością nie zabraknie w grze widowiskowych pojedynków z ogromnymi przeciwnikami.

Mechanika zabawy uległa usprawnieniu — dlatego też eksploracja stała się przyjemniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Główne postaci serii nareszcie przemówiły ludzkim głosem, co jest prawdziwą rewolucją. Dotychczas zwracaliśmy uwagę głównie na serduszka, których limit sukcesywnie powiększaliśmy — od teraz będziemy musieli być czujni również w kwestii energii, której limity wyczerpują się niezwykle szybko. Niestety, nikt nie był w stanie odpowiedzieć mi na pytanie, czy — i jak szybko — będziemy mogli je zadbać o ich rozwój.

Ogromnym atutem gry jest dowolność. Znaczniki na mapie sobie, ale niemal każdy z grających podążał w inną stronę tego niesamowitego świata, dzięki czemu mieliśmy wszyscy szansę zobaczyć coś innego niż dotychczas. Chociaż wciąż był to raptem wycinek tego, co gra ma do zaoferowania — wspomniany limit energii i ograniczenie czasu do 20 minut skutecznie ograniczały nasze odkrycia.

Nie mam złudzeń — The Legend of Zelda: Breath of the Wild to najsilniejsza propozycja startowa dla Nintendo Switch. Czy jest idealną? W wersji której miałem okazję ją poznać — niestety, nie. Chrupanie było na porządku dziennym gdziekolwiek nie poszliśmy. A skoro w najbardziej reprezentatywnym fragmencie, demie skompilowanym na potrzeby targów, wygląda to jak wygląda, to jestem trochę zaniepokojony w kwestii całości. Ale i na swój sposób spokojny — bo wiem że będzie to doskonała gra.

Ultra Street Fighter II: The Final Challengers

Premiera: 2017

Jedni zapytają ile można, inni — po prostu rzucą się w wir walki. Street Fighter II to niewątpliwie jedna z najważniejszych bijatyk jakie zna świat gier. Tym razem Capcom opracował jej odświeżoną wersję na wyłączność nowej konsoli Nintendo. I co tu dużo mówić: wykonał kawał dobrej roboty! Kilka lat temu widzieliśmy SF2 w nowych szatach i nie wyglądało to najlepiej. Ultra Street Fighter II: The Final Challengers podchodzi do klasyki z szacunkiem (co ważne — oferuje dwa tryby graficzne: klasyczny oraz odświeżony), a do tego wprowadza kilka nowych, drobnych, elementów urozmaicających zabawę, a także poprawia balans. Do 17 bohaterów z pierwotnej wersji dodano dwóch nowych — Evil Ryu oraz Violent Kena. Pierwsze wrażenia po kilku walkach — jak najbardziej pozytywne. Problem polega na tym, że to klasyk który na dobrą sprawę znamy już od ponad dwóch dekad. I żądanie za niego niemal pełnej ceny wydaje się być... delikatnie mówiąc — przesadzone.


/\/>

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama