Gry z konsol prosto na iPhone'a. 12-letni ja oszalałby z radości. Ale niestety, kilka dekad później nie jestem tym pomysłem równie mocno zachwycony. Konsole przenośne (i komputerki przenośne jak Steam Deck) — szczerze uwielbiam. Ale choć zapowiedzi konferencyjne Apple związane z obecnością gier AAA na iPhone 15 Pro zapaliły z jednej strony mnie ucieszyły. Z drugiej jednak... dość szybko zdałem sobie sprawę, że właściwie to nie bardzo jest się z czego cieszyć. Ale od początku.
Granie na smartfonie w ostatnich latach faktycznie nabrało więcej sensu
Gry mobilne stale rosną w siłę. Rynek nie zwalnia ani na chwilę. Kolejne wyniki finansowe - kolejne rekordy. Może nie widać już tak wszędobylskiego szaleństwa jakie rozgrywało się dekadę temu, ale nie musi być. Wszystko się uspokoiło i ustabilizowało. I najzwyczajniej w świecie działa, rośnie, ludzie wydają pieniądze, twórcy zarabiają — to wszystko ma sens. Najwięcej pieniędzy leży, rzecz jasna, w grach-usługach. Abonamentach i mikropłatnościach.
Ale te duże gry na smartfonie też mają teraz więcej sensu niż kiedykolwiek wcześniej. O ile przed laty uwielbiałem spędzać czas przy przygodówkach typu wskaż-i-kliknij czy rozmaitych łamigłówkach hidden object, o tyle żadne gry akcji i inne wymagające wirtualnych kontrolerów na dotykowych ekranach... eeee, po prostu do mnie nie trafiały. Ostatnie lata przyniosły jednak ogrom zmian w temacie kontrolerów. Możemy do smartfonów i tabletów w kilka sekund podłączyć najpopularniejsze konsolowe kontrolery. Ponadto mamy też do dyspozycji akcesoria takie jak kontrolery Backbone czy Razer Kishi v2. O tych wyspecjalizowanych w mobilnym graniu z dedykowanymi uchwytami na smartfon (np. SteelSeries Nimbus+) nie wspominając.
Ekrany rosną. Akcesoriów nie brakuje. Dlaczego zatem nie kupuję wizji Apple, która sugeruje że nowe iPhone'y staną się niezwykle potężnymi sprzętami do odpalania gier AAA?
Smartfon to nie jest dla mnie miejsce na duże gry konsolowe. Dlaczego?
Cena musiałaby być dostosowana do formatu. A w to nie wierzę
Padły już deklaracje odnośnie dużych gier, które zmierzają na iOS. Widzieliśmy najnowszego Assassin's Creed Mirage, widzieliśmy Resident Evil Village. Słyszeliśmy też o Death Stranding. Trzy wysokobudżetowe produkcje. Żadna z nich nie była, nie jest czy też nie będzie tania (za każdą trzeba zapłacić ponad 200 złotych w cyfrowych sklepach Sony czy Microsoftu). No i właśnie: gracze smartfonowi wydają fortunę na rozrywkę, ale rzadko kiedy są to wielkie kwoty jednorazowo. W tych niepozornych mikrotransakcjach grosz do grosza, a... miliony na kontach twórców rosną. Zresztą widać to jak na dłoni nie tylko na rynku mobilnym. Rockstar Games zarabia fortunę na sprzedaży swoich hitów (Red Dead Redemption, Grand Theft Auto) — ale to moduły gry sieciowej ze sprzedażą "za drobne" są dla nich maszynką do robienia pieniędzy. Co ważne: działającą prężnie od wielu lat.
I chociaż gracze regularnie narzekają na kosmiczne ceny gier na konsolach i komputerach (tak, na Steam też dotarły wielkie podwyżki) — są już do nich przyzwyczajeni. Ci pierwsi wciąż mają do wyboru gry na nośnikach, które mogą później odsprzedać i odzyskać część zainwestowanych w nie pieniędzy. Na smartfonach takiej opcji nie ma. Ponadto jeżeli chodzi o przygody dla pojedynczego gracza które nie potrzebują dostępu do sieci — nie ma obaw związanych z wyłączeniem serwerów i wsparciem. A historia nauczyła nas już tego, że wsparcie nawet po 2-3 latach od zakupu gry jest, albo go nie ma.
Ile gracze nacieszą się grą na smartfonie? Tego nie wie nikt
Chciałbym być optymistą w kwestii wsparcia dla gier ze strony producentów. Chciałbym, naprawdę. Problem polega na tym, że jestem z rynkiem mobilnym od samego początku. Od pierwszych generacji Androida oraz iOS kupowałem rozmaite produkcje. Dostęp do setek z nich straciłem już dawno temu. O ile w przypadku gier za które zapłaciłem symboliczne "trzy zeta" nie boli to jakoś specjalnie mocno, o tyle w tych za które zapłaciłem kilkadziesiąt złotych — sprawy nie są już takie oczywiste. Dlaczego straciłem do nich dostęp?
Powodów było wiele. A to nowa architektura. A to zupełnie inne ekrany. A to zestaw błędów na nowszych wersjach systemu. Twórcy i wydawcy gier nie kiwnęli palcem by je zaktualizować, bo im się to najzwyczajniej w świecie nie opłacało. Świat mobilny ruszył dalej — i nie oglądał się już za siebie. Ja zostałem bez gier. I właściwie bez możliwości powrotu do nich. Bo nawet jeżeli miałem jeszcze sprzęt na którym odpalałem je przed laty, nawet jeżeli wciąż były na serwerach Apple... to iOS nie pozwalał mi na downgrade systemu. Więc tyle z powrotu.
Akumulator. Smartfon to znacznie więcej, niż tylko rozrywka
Tak, gram na smartfonie. Tak, bardzo ostrożnie podchodzę do tematu baterii. Tak, uważam że bateria w smartfonie to ogromne "przeciw" dużym grom.
Wspomniane hity z konsol jeszcze na iOS nie zadebiutowały, ale jeżeli odpalacie czasem Genshin Impact czy Honkai: Star Rail na smartfonie to wiecie, że te gry nie są łaskawe ani dla tamtejszych procesorów, ani baterii. Dla mnie: to stanowi duży problem. I widzę tylko dwie opcje: takie granie będzie wyłącznie w obrębie domowego zacisza, albo dla ludzi którzy nie rozstają się z ładowarkami / power bankami.
Od kilku lat jedynym power bankiem jaki ze sobą zabieram jest MagSafe Battery Pack — i nie planuję tego zmieniać. Ale obawiam się, że ten może być niewystarczający dla użytkowników, którzy chcą DUŻO grać w tego typu tytuły na swoich smartfonach. Z drugiej strony: jeżeli mam ze sobą zabierać i akcesorium i duży power bank, wolę chyba postawić na sprzęt do grania. Switcha albo Steam Decka. Kiedy te się rozładują - ups, trudno, koniec zabawy. Ale kiedy rozładuje się smartfon - sprawy mogą się skomplikować. Smartfony to znacznie więcej niż narzędzie rozrywki: tam kupujemy bilety na tramwaj, metro, autobus i pociąg. Tam zarządzamy pieniędzmi. Nimi płacimy. O komunikacji z rodziną, przyjaciółmi czy nawigacji nawet nie wspomnę.
Dlatego też obawiam się, że nie ważne ile mocy zaoferują nowe smartfony — granie na nich w wymagające produkcje gdzie bateria zżerana w mgnieniu oka... po prostu dla mas nie będzie najlepszym pomysłem.
...ale grania w "poważne" gry na smartfonach i tak nie zatrzymamy
Nie wierzę w to, by granie na smartfonach w duże konsolowe gry wbiło się do mainstreamu. A przynajmniej: nie wierzę, by wbiło się tam jakoś szybko. W końcu mamy na rynku już od kilku lat usługi do grania w chmurze — i te działają coraz lepiej, a połączenia internetowe są coraz szybsze gdziekolwiek jesteśmy. GeForce Now w tym najwyższym planie regularnie robi na mnie OGROMNE wrażenie. Działa doskonale i pokazuje, że cloud gaming jeszcze nie powiedział ostatniego słowa: wręcz przeciwnie! Ale nawet do gier w chmurze powstają już dedykowane urządzenia: by nie pożerać prądu smartfonom, by było wygodnie, by... cieszyć zajawkowiczów tego typu rozwiązań.
Nie mam zatem żadnych wątpliwości co do tego, że będą gracze, którzy sięgną po "duże" gry na małych ekranach. Ale prawda jest taka, że lwia część z tych którzy chcą z tej opcji skorzystać — robi to już teraz. Reszta raczej się nie zainteresuje. Bo bądźmy poważni, zapłacilibyście ponad 200 złotych za grę którą odpalicie na iPhone?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu