Gry

Gram w Elite: Dangerous na Xboksie i jestem pełen podziwu. Drugiej takiej gry nie ma

Tomasz Popielarczyk
Gram w Elite: Dangerous na Xboksie i jestem pełen podziwu. Drugiej takiej gry nie ma
12

Niewiele jest gier, które się narodziły dzięki crowdfundingowi, a następnie odniosły ogromny sukces. Elite Dangerous się do nich nie zalicza, ale nie dlatego, że jest grą złą. To po prostu produkcja zupełnie inna niż wszystkie. W swojej kategorii unikatowa i pod wieloma względami doskonała. Ile rado...

Niewiele jest gier, które się narodziły dzięki crowdfundingowi, a następnie odniosły ogromny sukces. Elite Dangerous się do nich nie zalicza, ale nie dlatego, że jest grą złą. To po prostu produkcja zupełnie inna niż wszystkie. W swojej kategorii unikatowa i pod wieloma względami doskonała. Ile radości dała mi informacja, że będę mógł zagrać w nią na Xboksie One.

Do Elite: Dangerous usiadłem w któryś weekend. Spodziewałem się czegoś mocnego - symulatora kosmicznego, który da mi naprawdę szerokie spektrum możliwości, będzie dynamiczny i efektowny. Nie grałem w wersję PC, nie czytałem jej recenzji, żeby nie zepsuć sobie niespodzianki. Poszedłem na żywioł. Tradycyjnie nie bawiłem się w żadne samouczki i pełen wiary w siebie rzuciłem od razu do akcji. Wylądowałem w małym stateczku kosmicznym w dziwnej stacji. Po chwili ją opuściłem i... nie miałem pojęcia co robić dalej.

Po kilkudziesięciu minutach spędzonych na błądzeniu po bezkresnych pustkowiach galaktyki, w której przyszło mi zaczynać moją wielką kosmiczną podróż wróciłem do głównego menu z nadzieją, że jednak ten tutorial w czymś mi pomoże. Nie pomógł, bo dotyczył jedynie walki - w moim odczuciu najprostszego do ogarnięcia elementu rozgrywki. Spróbowałem zatem jeszcze raz. Od nowa. Tak mi minął weekend.

Po kilku tygodniach z Elite: Dangerous nadal mam wrażenie, że nie rozgryzłem tej gry w całości. Czuję, że ciągle się jej uczę i na każdym kroku jestem zaskakiwany. Jest to sandbox w pełnym tego słowa znaczeniu - rzekłbym nawet kwintesencja sandboksa. Zapomnijcie o jakiejkolwiek fabule, nadrzędnym celu (no chyba, że za taki przyjmiemy gromadzenie pieniędzy) czy odgórnie ustalonej ścieżce. Dostajemy statek i sami musimy rozgryźć, co możemy z nim zrobić. Oczywiście jest też druga opcja - zaglądamy do sieci, spędzamy godziny na czytaniu i odtwarzaniu na YT poradników oraz wskazówek. To znacznie przyśpieszy pewnie proces inicjacji, ale zgaduję, że nie daje tyle przyjemności i satysfakcji, co samodzielne odkrywanie Elite: Dangerous.

A jest tutaj co odkrywać: począwszy od sterowania, przez nawigowanie i przemieszczanie się między poszczególnymi lokacjami, a na lądowaniu na stacjach kosmicznych skończywszy. Zapomnijcie o ułatwieniach i automatyzacji - jesteśmy w większości przypadków skazani na siebie. Jeżeli nie mieliście wcześniej do czynienia z symulatorami tego pokroju, to pierwszą przeszkodą już będzie nauczenie się operowania ciągiem. Próg wejścia w Elite: Dangerous jest wysoki i to może skutecznie odstraszać laików marzących o wielkiej galaktycznej przygodzie. Jeżeli nie jesteście hardkorami, lepiej przygotujcie się na drogę przez mękę w ciągu pierwszych godzin grania.

Nasz początkowy statek to konstrukcja najniższa w kosmicznej hierarchii, więc trochę czasu upłynie zanim przesiądziemy się w coś lepszego. Zaczynamy zatem od prostego handlu, bierzemy misje kurierskie, eliminujemy ściganych listem gończym przestępców. Spektrum możliwości wydaje się niezbyt szerokie. To złudne wrażenie, bo świat, po którym przyjdzie się nam poruszać jest ogromny. W każdej galaktyce mamy dziesiątki (jeśli nie setki) miejsc do odwiedzenia. Możemy się zająć eksploracją, możemy też przemycać pewne towary. Co i rusz natrafimy na specjalne atrakcje w postaci wydarzeń wymagających zaangażowania graczy.

Tak graczy, bo w tym sandboksie nie jesteśmy sami (choć gra przewiduje również rozgrywkę solo, co chyba nie ma większego sensu). Inni również zaczynają niemal od zera i sukcesywnie budują swoją potęgę, zbierając kredyty, ulepszając statki, dokupując uzbrojenie i tym samym otwierając przed sobą kolejne możliwości. Im silniejsi jesteśmy, tym na większych przeciwników możemy zapolować. Im większa ładownia, tym handel przyniesie więcej korzyści. A przecież to nie wszystko, bo czekają na nas setki zleceń do wykonania.

U podstaw tego wszystkiego leży rozbudowany system gospodarczy i polityczny. W miarę postępów zdobywamy wpływy u jednych frakcji i narażamy się innym. Nasze decyzje mogą wydawać się nic nie znaczące, ale ogół graczy w gruncie rzeczy ogromny wpływ na dzieje galaktyki. Przez cały czas mamy dostęp do świeżych informacji, dzięki którym możemy na bieżąco obserwować zachodzące zmiany i przesuwający się układ sił.

Sam gameplay nie jest dynamiczny. Wręcz przeciwnie - gra wymaga sporo cierpliwości. Przemieszczanie się między lokacjami trwa, a za szybą często widzimy jedynie czarną pustkę i gwiazdy. Co najciekawsze, podobnie wygląda walka. Zręcznościowy element jest oczywiście tutaj istotny, ale napieranie na przeciwnika bez zastanowienia ze stale wciśniętym spustem nie przyniesie żadnego efektu. Trzeba go wyczekać, dobrze manewrować statkiem, wziąć na muszkę i strzelać. Po którymś z rzędu takim skutecznym ataku w końcu zobaczymy upragnioną eksplozję.

A skoro o tym mowa Elite: Dangerous nie jest jakimś majstersztykiem. Gra wygląda ładnie, a widok z kabiny pilota prezentuje się bardzo przyjemnie dla oka. Nie zostałem jednak onieśmielony. To po prostu przyzwoicie wyglądający kosmos ze starannie zaprojektowanymi modelami planet czy stacji kosmicznych. Jedno trzeba przyznać - oprawa jest bardzo spójna i tym samym doskonale dopełnia unikatowy klimat tej produkcji.

Elite: Dangerous nie jest zwykłą grą. Szczerze powiedziawszy nie miałem jeszcze do czynienia z taką produkcją. Uwielbiam gry ekonomiczne i ciągnące się w nieskończoność menedżery. Tutaj ta swoboda przybiera zupełnie inny wymiar, a brak dynamiki w gameplayu i specyficzny klimat sprawiają, że gra się zupełnie inaczej niż w cokolwiek, co do tej pory widziałem. Czy to się aby po jakimś czasie nie znudzi? Mogłoby, gdyby nie aktywni twórcy, którzy stale zapełniają świat nowymi treściami. Tymczasem na horyzoncie jest już pierwszy duży dodatek "Horizons", który wprowadzi m.in. możliwość lądowania na planetach oraz prowadzenia wielozałogowych statków.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

konsoleGryXbox Onerecgry