Gry

Graliśmy w Project CARS. Bez kierownicy nie podchodzić!

Tomasz Popielarczyk
Graliśmy w Project CARS. Bez kierownicy nie podchodzić!
Reklama

Jeśli chodzi o symulatory wyścigów samochodowych, gracze nie mają na co narzekać. Pod koniec ubiegłego roku zadebiutowała rewelacyjna Assetto Corsa, a...

Jeśli chodzi o symulatory wyścigów samochodowych, gracze nie mają na co narzekać. Pod koniec ubiegłego roku zadebiutowała rewelacyjna Assetto Corsa, a krótko potem, w połowie stycznia, na Steam dołączył do niej równie ambitny i rozwijany od 2008 r. iRacing. W sprzedaży dostępny jest już też rFactor 2, choć prace nad nim ciągle trwają. Od przybytku głowa nie boli i dobrze, bo wiosną segment ten rozrośnie się o jeszcze jeden, budzący jak dotąd najwięcej emocji tytuł - Project CARS.

Reklama

Tak się złożyło, że wersja na PC trafiła do mnie przedpremierowo, a więc miałem dobry tydzień na to, aby załatwić sobie kierownicę i zasmakować czegoś o wiele ambitniejszego niż NFS, Forza Horizon, GRID i inne. Nie zrozumcie mnie źle, ale nie jestem jednym z tych zapaleńców, którzy ustawiają wszystkie suwaki na minimum, rezygnują ze wspomagaczy i delektują tym, jak realistycznie wóz zachowuje się na torze. Daleko mi jednak do casualowego wirtualnego kierowcy, który do szczęścia potrzebuje tylko strzałek kursorów i kamery zza samochodu. Jak się okazało, Project CARS ma coś do zaoferowania obu tym typom graczy.

Od gokartów, przez sportowe coupe, a na bolidach skończywszy

Project CARS to symulator w pełnym tego słowa znaczeniu, ale twórcy nie zamknęli swojej gry w sztywnych ramach. Obok dziesiątek suwaków, za pomocą których możemy dostosowywać i tuningować nasz samochód mamy również bardziej łaskawe tryby zabawy, gdzie na torze pomagają nam systemy kontroli trakcji i strzałki pokazujące optymalny tor jazdy, a zniszczenia wpływające na osiagi samochodu i kary za wyjechanie poza trasę lub ścięcie zakrętu są wyłączone. Z drugiej strony, w garażu możemy zmienić właściwie dowolny parametr samochodu: ciśnienie w każdej oponie z osobna, kąt zbieżności kół, zachowanie hamulców czy zawieszenia itd. Fani tego typu majsterkowania będą zachwyceni. Pozostali mogą natomiast całkowicie zignorować ten element i skupic się na samym jeżdżeniu.

Ta elastyczność czyni Project CARS grą wyjątkową i adresowaną do znacznie szerszego grona odbiorców niż jedynie małej niszy motoryzacyjnych fanatyków uznających ściganie na padzie lub (o, zgrozo) klawiaturze za herezję. Co jednak najważniejsze, ci nie są tutaj wcale dyskryminowani i dalej mogą delektować się tym wybornym daniem w sposób taki, w jaki uznają za stosowne. A podobno nie da się uszczęśliwić wszystkich.

Mimo wszelkich ułatwień, model jazdy w Project CARS jest wymagający. Znacznie bliżej mu do Forzy Motorsport niż zręcznościowej Forzy Horizon. Zbyt mocne hamowanie, za bardzo dynamiczny start, za szerokie wejście w zakręt - ta gra nie wybacza takiej nonszalancji, nawet na najniższym poziomie trudności. Jednocześnie potrafi sowicie wynagrodzić wyczucie, precyzję i odpowiednie balansowanie gazem oraz hamulcem. Między innymi to sprawia, że model prowadzenia jest tak satysfakcjonujący. Dodajmy do tego bardzo naturalne zachowanie samochodów (z uwzględnieniem dużych rozbieżności uzależnionych od typu wozu), a otrzymamy prawdziwą motoryzacyjną ucztę - niezależnie od tego, czy jesteśmy niedzielnym rajdowcem z ambicjami czy też zaprawionym w boju wyjadaczem.

Drugim atutem Project CARS jest wszechstronność. Do dyspozycji oddano nam tutaj w sumie kilkadziesiąt licencjonowanych tras. Na tej liście znajdują się prawdziwe perełki z najdalszychg zakątków świata. Liczba aut nie jest już tak imponująca i na pierwszy rzut oka odrzuca wrzucenie ich wszystkich do jednego wora bez podziału na kategorie. Rozczarowywać może również brak możliwości jakiegokolwiek tuingu wizualnego (co, mam nadzieję, do premiery ulegnie zmianie). Trzeba jednak przyznać, że zróżnicowanie jest ogromne. Mamy tutaj bolidy z Formuły A, B i innych, gokarty, wozy biorące udział w takich wyścigach jak NASCAR czy Le Mans, a nawet współczesne super samochody takich marek, jak BMW, Audi czy McLaren. Nie zabrakło też kilku wyścigowych aut sprzed kilkudziesięciu lat. Jest w czym wybierać.

Co najważniejsze, gra nie nakłada na nas sztucznych ograniczeń dotyczących torów i ścigających się na nich aut. To oznacza, że możemy swobodnie ścigać się bolidami lub gokartami po Lazurowym Wybrzeżu, albo postawić 39 Mercedesów SLS AMG na torze w Dubaju.

Na tym nie koniec, bo gra raczy nas dynamicznie zmieniającymi się warunkami pogodowymi. W trybie pojedynczych wyścigów możemy ustawić nawet kilka zjawisk atmosferycznych, które utrudnią nam ukończenie wyścigu. Przykład? Zaczynamy z gęstą mgłą i ulewnymi opadami deszczu, by potem natrafić na burzę z piorunami przechodzącą w lekkie zachmurzenie. Oczywiście to trochę odrealniona mieszanka, ale świetnie pokazuje, ile możliwości ma tutaj gracz. W razie potrzeby można nawet zmienić tempo, w jakim ustalone przez nas zjawiska będą się zmieniały. A trzeba przyznać, ze warto się bawić tymi ustawieniami, bo rajd na otulonym mleczną mgłą torze jest niesamowity (i niesamowicie trudny).

Reklama

Obłędna grafika

A skoro o aspekcie wizualnym mowa, Project CARS wygląda obłędnie. Modele aut są wykonane w sposób niesamowicie realistyczny i szczegółowy. Aż trudno oderwać od nich wzrok, z czego twórcy najwyraźniej zdają sobie sprawę, bo zaimplementowali tutaj bardzo rozbudowany tryb fotografowania. Oczywiście w przypadku każdego pojazdu mamy do dyspozycji kilka widoków - w tym rewelacyjny z kokpitu kierowcy, gdzie kamera może być ustawiona w trzech miejscach: nad kierownicą, za kierowcą lub… w hełmie kierowcy. Zadbano również o odpowiednie doznania dźwiękowe - ryk silników jest tutaj wręcz melodią w czuły sposób przenikającą do głębi czaszki i w zupełności wynagradzającą stosunkowo ubogi zestaw utworów muzycznych.

Trasy w grze są wiernymi kopiami swoich rzeczywistych odpowiedników. Gdzieś w sieci przemknęły mi nawet porównania, na których dość dobitnie pokazano, ze w Project CARS te miejsca wyglądają nawet lepiej niż w rzeczywistości. Cóż, twórcy musieli zadbać o nieco efektowności. Ale wszelkie filtry, światełka i błyskotki utrzymano w ryzach, zachowując surowy i często minimalistyczny wystrój, którego jedynym urozmaiceniem są billboardy firm partnerskich.

Reklama

Piękna oprawa graficzna to niestety również wysokie wymagania. Grałem na Acerze V17 Nitro z Core i7-4710HQ, 8 GB RAM-u oraz GeForce GTX 860M wyposażoną w 2 GB pamięci GDDR5. W rozdzielczości 1920 x 1080 px po przestawieniu wszystkich suwaków na Ultra rozgrywka mocno straciła na płynności i choć nie był to jeszcze etap “pokazu slajdów”, to o komfortowej zabawie nie było mowy. Pozostaje pytanie, czy to kwestia optymalizacji czy też rzeczywistych wymagań. Na szczęście po zejściu do wysokich ustawień, spokojnie wyciągałem te 50-60 kl/s. A skoro o tym mowa, graczy konsolowych ucieszy na pewno fakt, że tam gra będzie działać w 1080p z płynnością 60 kl/s (przynajmniej w przypadku PS4).

Wyścigowy must have?

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nie wspominam nic o karierze ani trybie multiplayer. Niestety producent nie zgodził się na opisywanie tych elementów rozgrywki, gdyż wymagają one jeszcze dopracowania. Trzeba przyznać jednak, że już teraz sprawiają one wrażenie niemalże kompletnych, więc trudno mi zrozumieć taką decyzję. Jednak embargo to embargo.

Project CARS zapowiada się fantastycznie. Piszę to jednak z perspektywy gracza, który nie miał (jeszcze) do czynienia z najnowszymi symulatorami (co w najbliższych tygodniach mam zamiar nadrobić). Może się bowiem okazać, że po marcowej premierze produkcja Slightly Mad Studios będzie zaledwie jedną z wielu i straci tym samym na wyjątkowości. Z drugiej strony, do tego czasu jeszcze sporo może się zmienić. Tym, co na pewno zrobiło na mnie duże wrażenie w przypadku tego tytułu, jest duża elastyczność i wszechstronność. Zdecydowanym plusem jest też fantastyczny, wymagający, ale też satysfakcjonujący model prowadzenia oraz obłędna oprawa graficzna. Właściwie to powinno wystarczyć, aby nazwać Project CARS najgorętszą samochodową premierą nadchodzących miesięcy i absolutnym “must have” dla fanów gatunku. Wstrzymajmy się jednak z takimi deklaracjami - do premiery jeszcze trochę czasu, a konkurencja w tej kategorii jest silniejsza, niż by się mogło wydawać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama