Według ostatnich doniesień Google Watch nie oferuje wielu funkcji, które znajdziemy w urządzeniach firmy kupionej rok temu przez giganta.
Pierwsze przymiarki do stworzenia inteligentnego zegarka to rok 2014. Jeszcze przed tym, zanim Apple stworzyło swój Watch. Google pokazało wtedy system dla urządzeń ubieralnych, czyli Android Wear. I natychmiast LG, Motorola, Samsung czy Fossil ogłosiły, że stworzą oparte na nim urządzenia.
Na corocznej konferencji Googla ówczesny szef Sundar Pichai tłumaczył z przekonaniem, dlaczego firma zamierza mocno wejść w ten segment. A David Singleton, który kierował projektem Android Wear wyjaśniał, jak działa system i wychwalał zalety smartwatcha który na nim pracuje. Nazwał go potężnym komputerem który jest tak mały, że można go wygodnie nosić na nadgarstku. Oprogramowanie miało być takie samo jak na tabletach czy smartfonach.
Droga przez mękę
Tyle, że za słowami nie poszły czyny. Producenci co prawda wypuszczali na rynek smartwatche na Android Wear. Ale Google ani nie pokazał swojego urządzenia ani specjalnie nie przejmował się systemem. Tak jakby o nim zapomniał albo uznał, że to się po prostu nie opłaca. Wypuścił ledwie kilka aktualizacji i tyle. W 2018 r. wydawało się, że coś się zmieni, bo Google zmienił nazwę systemu na Wear OS i obiecał że od teraz będzie o niego naprawdę dbał. Po czym znów nie działo się w zasadzie nic.
Firma jednak wciąż myślała o swoich zegarkach, tyle, że nie miała ochoty zaczynać wszystkiego od zera. Zwłaszcza, że konkurencja ze strony Apple Watch jest np. na amerykańskim rynku w zasadzie nie do pokonania, więc byłoby to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Dlatego zamiast startować od początku, Google kupiło Fitbit. Transakcja, do której pierwsze przymiarki zaczęły się trzy lata temu, została sfinalizowana w zeszłym roku. Firmie udało się również przekonać Samsunga, by porzucił swój system Tizen na rzecz platformy Googla. I zeszłoroczna seria Galaxy Watch 4 pracuje już na Wear OS.
To wszystko było solidną podstawą do tego, by po raz kolejny, tym razem już na poważnie, pomyśleć o swoim zegarku.
Google zaprezentowało go w zeszłym tygodniu. Z wyglądu Pixel Watch w niczym nie przypomina urządzeń Fitbit. Ale oprogramowanie wykorzystuje algorytmy przygotowane przez tą firmę, między innymi do mierzenia tętna. Jak mówi Seang Chau, wiceprezes zespołu Googla stworzonego do projektu Pixel Watch, w tym zegarku odczyt tętna jest w zasadzie ciągły. A Apple Watch mierzy tętno średnio co pięć minut. Wyjaśnia, że to bardzo ważne, bo tętno jest podstawą wszystkich danych dotyczących kondycji które można uzyskać z zegarka.
Coś tu się jednak nie zgadza
Jednak najnowsze doniesienia pokazują, że różnica między Pixel Watch a smartwatchami Fitbit jest na razie większa, niż wynika to z oficjalnych wypowiedzi. Pisze o tym portal XDA-Developers.
Porównanie specyfikacji zegarka Pixel Watch ze smartwatchami Fitbit w Google Store pokazuje, że ten pierwszy nie obsługuje funkcji automatycznego uruchamiania, zatrzymywania i wstrzymywania ćwiczeń oraz śledzenia treningów pływackich.
W porównaniu z najnowszymi smartwatchami Fitbit, Pixel Watch nie ma również powiadomień o wysokim/niskim tętnie, nieregularnym rytmie serca, ćwiczeń oddechowych, profili snu, poziomu SPo2 podczas snu czy funkcji Smart Awake.
Trzeba więc przyznać, że lista potencjalnych braków jest dość spora jak na urządzenie kosztujące 350 dol. A jeszcze bardziej dziwi to, że integracja z Fitbit nie jest pełna i zegarki sprzedawane pod tą marką mają większe możliwości niż Pixel Watch. Być może jednak chodzi po prostu o czas, którego zabrakło firmom by w pełni dopracować jego wersję systemu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu