Jedni wykorzystują tryb incognito do tego, aby... sami wiecie co - i następnie nie zostać na tym przyłapanym, a inni natomiast chcą się schować m. in. przed Google i nie być śledzonym na każdym kroku. Tyle, że okazuje się, że tryb incognito między innymi wcale nie działa tak, jakby sobie życzyli tego użytkownicy. Czy naprawdę trzeba nam więcej dowodów na to, że prywatność w internecie właściwie nie istnieje?
Najnowsze badanie z Vanderbilt wskazuje jasno - nawet wtedy, gdy nie życzymy sobie śledzenia naszych poczynań w sieci - za pomocą trybu incognito między innymi, dalej jesteśmy śledzeni bez naszej wiedzy. Największym problemem jest jednak fakt, że użytkownicy nie znają dokładnej zasady działania tych mechanizmów, co sprawia że kompletnie nie przejmują się tym, co dzieje się z ich danymi. Wystarczy przeczytać założenia dotyczące trybu incognito oferowanego przez Google w ramach przeglądarki Chrome, by zorientować się, że "coś jest nie tak".
Dajmy na to - przeglądamy internet za pomocą tego trybu - wystarczy, że na stronie, którą odwiedziliśmy znajduje się jakikolwiek skrypt od Google - zanonimizowane pliki cookies są zostawiane w programie. I jeżeli ten sam użytkownik opuści tryb incognito i zaloguje się do którejś z usług giganta, wystarczy to do odtworzenia wcześniejszej aktywności (nawet w trybie prywatnym) i połączenia użytkownika z tymi informacjami - chyba, że pliki cookies zwyczajnie straciły ważność albo zostały samodzielnie przez niego usunięte.
Czy wystarczy nie korzystać z Google? Cóż... nie
Często zapominamy o tym, że Google jest na dobrą sprawę... wszędzie. Adwords, przypięty do stron Analytics, inne usługi również mają "moc" śledzenia nas - mimo braku wyraźnej zgody użytkownika. Nawet wtedy, gdy nie zalogujecie się do żadnej z usług, dane dotyczące pozostawionych w przeglądarce ciasteczek odnoszących się do aktywności w trybie incognito dalej są przesyłane do giganta i co więcej - ten wie dokładnie z kim ma do czynienia.
Jak wynika z badania, użytkownik nie musi robić czegokolwiek związanego z Google, aby telefon albo sama przeglądarka zaczęły aktywnie wymieniać dane z serwerami Google. Wystarczy spojrzeć na sekcję, w której pozostawiono telefon z Androidem na 24 godziny w stanie bezczynności, jedynie z przeglądarką Google działającą w tle. Co się okazało? W tym okresie sprzęt wymieniał dane z gigantem aż 340 razy i co więcej - 35% wszystkich porcji dotyczyło lokalizacji urządzenia. To nieco szokujące - zwłaszcza, że ostatnio Mountain View zostało szeroko skrytykowane za niekoniecznie zrozumiałe działanie "Historii lokalizacji" - użytkownicy nawet po dezaktywowaniu tej funkcji musieli liczyć się z tym, że są aktywnie śledzeni.
A Google się broni
New York Post opublikował dodatkowo oświadczenie jednego z pracowników Google, który odniósł się do tego badania. Jak wynika z jego wypowiedzi, badanie jest tworzone przez lobbującą grupę nieprzychylną Google i co więcej - jeden z twórców to świadek Oracle w jednej ze spraw sądowych dotyczących naruszeń praw autorskich, w której uczestniczy wspomniany gigant. Według tego człowieka, nie jest więc zaskoczeniem fakt, iż badanie zawiera w sobie wiele nieprawdziwych stwierdzeń.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu