Potęga Google zadziwia. Potęga Google przeraża. Tym razem będzie o tym pierwszym przypadku, gdy doświadczamy efektów możliwości giganta, a na naszej t...
Potęga Google zadziwia. Potęga Google przeraża. Tym razem będzie o tym pierwszym przypadku, gdy doświadczamy efektów możliwości giganta, a na naszej twarzy rysuje się uśmiech. Google+ skazywane przez wielu na porażkę w dniu premiery i określane przez cały czas mianem "miasta duchów" ma coś, czego nie ma konkurencja. I za to dziękuję Googlersom, oczekując jeszcze więcej.
Mowa naturalnie o zestawie narzędzi i usług zbudowanych wokół naszych zdjęć. Automatyczna kopia zapasowa, automatyczna korekta zdjęć, automatyczne filmy i animowane grafiki - za dużo "auto"? Dopóki działa to należycie, wspomagając nasze codzienne działania, to nie mamy nic przeciwko, by Google po cichu, bez naszego udziału, przygotowywało to wszystko i co pewien czas poinformowało nas o swoich dokonaniach. Zazwyczaj, tylko rzucam okiem na poprawione zdjęcia (dopóki ich nie potrzebuję) i animowane grafiki. Wczorajszego wieczora Google po raz pierwszy postanowiło mnie zaskoczyć czymś nowym, a ja nadal nie mogę nacieszyć się taką niespodzianką.
Kilkanaście dni temu podróżowałem po Europie, a finałem wyjazdu były Złote Piaski niedaleko Warny w Bułgarii. W drodze w obydwie strony jak i na miejscu porobiłem sporo zdjęć, lecz jak to zwykle bywa, tylko część z nich nadaje się do czegokolwiek. Google oczywiście zorientowało się, że w ostatnim czasie przemieszczałem się i przeanalizowało automatycznie przesłane zdjęcia (i załączone do nich lokalizacje), czego efektem jest w pełni gotowy, świetnie wyglądający album ze zdjęciami, którym podzieliłem się na łamach Google+.
Zdjęcia ułożone są w kolejności chronologicznej, do każdego z nich można dodać własny podpis, a w razie potrzeby nic nie stoi na przeszkodzie, by konkretne zdjęcia usunąć z albumu i dodać inne. Największe wrażenie robi jednak to, że niedługo po moim powrocie, Google bez żadnej zapowiedzi przygotowało dla mnie taką miłą niespodziankę. Chyba wszyscy znamy następującą historię: podczas wycieczki robimy sporo zdjęć, którymi będziemy chwalić się po powrocie lub przeglądać w domowym zaciszu. By sprawiało nam to przyjemność najpierw trzeba przejrzeć wszystkie te zdjęcia, wybrać tylko te udane, jeżeli trzeba to poprawić to i owo i poobracać. Jeżeli ktoś ma ochotę i czas to pod uwagę można także wziąć potrzebę utworzenia miłej dla oka prezentacji, nawet przy użyciu jednego z szablonów. Kto ma na to czas? Gdy Google zadało to pytanie wszyscy znaliśmy na nie odpowiedź - (prawie) nikt.
W pełni rozumiem obawy tych, którzy nie decydują się na przesyłanie zdjęć do chmury i nie pozwalają się "śledzić" takim firmom jak Google, Microsoft czy Facebook. Zachowując jednak choć odrobinę rozsądku mozna wykorzystać bardzo fajne darmowe narzędzia, które jak sie okazuje, potrafią nas ni stąd ni zowąd bardzo pozytywnie zaskoczyć.
Wielka szkoda, że Google nie przygotowuje takich ciekawych rzeczy nieco częściej - choć może wtedy taki album z wyjazdu nie byłby aż tak wyjątkowy. Dosłownie zerowym nakładem swojego czasu i pracy dysponuję naprawdę fajnym podsumowaniem swojego wyjazdu. Jakby nie patrzeć, Google odwaliło kawał dobrej roboty, a ja czekam na jeszcze więcej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu