Zapowiadałem parę godzin temu, że napiszę o dużej rzeczy wdrażanej przez Google. Korporacja nie skupia się już na okularach, którym kilka kwartałów te...
Zapowiadałem parę godzin temu, że napiszę o dużej rzeczy wdrażanej przez Google. Korporacja nie skupia się już na okularach, którym kilka kwartałów temu poświęcała sporo uwagi, pojawiły się nowe wyzwania. Jednym z nich jest dostarczenie Internetu rzeszy ludzi, którzy dzisiaj mają do niego ograniczony dostęp. Co tam ograniczony - większość jest po prostu odcięta od tego medium. A Google chce to zmienić i zaczyna działać.
Projekt Loon jest pewnie znany sporej części naszych Czytelników. Poświęciliśmy mu trochę uwagi. Jeśli ktoś nie wie o co chodzi to polecam lekturę np. tego tekstu oraz obejrzenie umieszczonych poniżej filmów. W wielkim skrócie napiszę, iż Google postanowiło dostarczać ludziom Internet i chce do tego wykorzystać m.in. balony unoszące się kilkadziesiąt kilometrów nad ziemią. W założeniu ma to być prosty w obsłudze i tani sposób na podpięcie do globalnej Sieci kolejnych milionów (setek milionów?) ludzi. Tyle teoria. Co z praktyką?
Do tej pory na pomysł patrzono z dużym dystansem. Internet, balony, Afryka - fajnie brzmi, ale to wszystko nie trzymało się do końca kupy i pojawiały się wątpliwości, czy Google zdoła wystartować z wdrażaniem projektu na masową skalę. Przeszkodę stanowiły tu np. przepisy, zakazy i nakazy, wedle których prywatna firma nie może sobie ot tak puścić w niebo balonów naszpikowanych elektroniką. Z pewnością nie na skalę globalną czy nawet kontynentalną. Google nie zamierza jednak czekać aż urzędnicy w państwach afrykańskich czy południowoamerykańskich będą zabiegać o ich technologię - to raczej nie nastąpi. Przynajmniej nie bez udowodnienia, że wszystko działa i ma sens. Znaleziono zatem poligon: Australię.
Google zamierza wysłać w australijskie niebo, a konkretnie w stratosferę kilkadziesiąt balonów. Dostawcą Internetu, a co za tym idzie, partnerem firmy z Mountain View, będzie lokalna firma Telstra. Nie są to pierwsze testy balonów, ale system nie był jeszcze sprawdzany na taką skalę. Antypody świetnie nadają się do eksperymentów tego typu: duży obszar o słabym zagęszczeniu ludności, szybko może się okazać, jakie są wady i zalety testowanego rozwiązania, lokalna społeczność pewnie chętnie będzie współpracować, łatwo wyciągnie się od nich wartościowe informacje.
Jeżeli system przejdzie testy pomyślnie w Australii, a do tego okaże się, że jest to pomysł, który może przynieść korzyści wszystkim stronom, to internetowa firma zapewne pójdzie za ciosem i Ziemię zacznie opasać sznur stworzony z balonów. Potem do gry mogą zostać włączone drony, nad którymi również pracuje Google. Ostatnio pisałem, że korporacja wydzierżawiła w USA obiekt świetnie nadający się do testów nowego sprzętu latającego - jest wielki hangar, jest lotnisko, sporo przestrzeni wokoło. Pewnie będą tam miały miejsce ciekawe badania.
Doniesienia dotyczące ruchów wykonywanych przez Google pojawiają się niedługo po tym, jak okazało się, że Elon Musk, szef Tesli i Space X też zamierza zabrać się za dostarczanie ludziom Internetu. Tydzień temu pisałem, iż takie plotki krążą w branży, niedługo później pogłoski zostały potwierdzone przez amerykańskiego miliardera. Na razie nie znamy zbyt wiele szczegółów, ale pojawiło się zapewnienie, iż za kilka miesięcy sprawa stanie się bardziej klarowna. Szykuje się zatem wyścig Musk - Google. A w boksie startowym czai się jeszcze Facebook z partnerami biznesowymi.
Nie można wykluczać, że starania Google zakończą się tak samo, jak opisywany dzisiaj projekt Google Glass - duża chmura przyniesie mały deszcz. Nie ma sensu pisać, że na pewno obserwujemy początek wielkich zmian i dynamicznego rozszerzania Sieci. Możliwe, iż do tego dojdzie, ale pewności nie mamy. Ważne jednak, że coś się dzieje i nawet jeśli nie zakończy się tak, jak wymarzyło sobie Google, to przyczyni się do jakichś zmian. Prawdopodobnie pozytywnych.
Źródło grafiki: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu