Google Stadia to jedna z ciekawszych usług w świecie gamingu, ale seria niepowodzeń, problemów i wyzwań sprawia, że trudno uznać ją za prawdziwe objawienie. Kolejne informacje wręcz pogrążają Stadię, ale wierzę, że Google ma czas, by się ocknąć i wyprowadzić usługę na prostą.
Google Stadia i tworzenie platformy
Wieści o zamknięciu studia mającego odpowiadać za gry na wyłączność dla Stadii były lekkim szokiem. Tym bardziej, że jeszcze tydzień przed podaniem tego komunikatu do informacji publicznej, szef Stadii Phil Harrison chwalił osiągnięcia zespołów i wszystko wyglądało raczej w miarę dobrze. Na światło dzienne wychodzą jednak kolejne informacje, które pogrążają firmę i jej podejście do nowej platformy. Nawet niesprzyjające okoliczności, czyli izolacja społeczna, nie są w stanie w pełni uzasadnić części decyzji i podjętych działań.
Streaming gier Google Stadia pozwany za niespełnione obietnice
Jeszcze zanim Stadia trafiła do Polski, usługa działała przez rok głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie wystartowała bez kilku kluczowych funkcji oraz z wąskim portfolio gier. Tak zwanych exclusive'ów nie było wcale, a serwis nie dostarczył tego, co obiecał, między innymi funkcji State Share pozwalającej na wygodne udostępnianie konkretnego stanu gry w formie linku. Stadia powinna była działać jeszcze przez jakiś czas w wersji beta, podobnie jak operował Gmail przez około pięć lat.
Google wydawało dziesiątki milionów dolarów na pojedyncze gry
W wyniku zderzenia przekonań i przyzwyczajeń ze świata gier, z tym jak funkcjonuje Google, nie mogło wyjść niczego dobrego. Szefostwo, z Harrisonem na czele, stawiało na kroki, które odpowiadały branży growej. Pod żadnym względem Google nie było gotowe na przyjęcie takiej strategii, ponieważ do tej pory gigant wyznawał maksymę think big but start small i przywykł do testowania swoich produktów wraz z użytkownikami, zanim decydowano się na uczynienie z nich produktów z prawdziwego zdarzenia.
Google Stadia w Polsce. Jak to działa? Wszystko, co musisz wiedzieć
Phil Harrison, mający za sobą rozdziały w Xboksie i Playstation, (natrafił na obydwa niekorzystne okresy Xboksa One i PS3), wiedział, że niezbędne jest zbudowanie własnego studia, ale jednocześnie przyzwalał na inwestycje dziesiątek milionów dolarów w porty znanych gier na Stadię. I mówimy tu o dziesiątkach milionów za pojedynczy tytuł, jak Red Dead Redemption II.
Oprócz niewielkiego wyboru gier i braku własnych produkcji, Stadię trapiły inne problemy, jak utrudniony dostęp do platformy, bo możliwy był tylko przez zakup zestawu kontrolera z Chromecastem za 130 dolarów. Ostatecznie wyprodukowany ich tak dużo, że w pewnym momencie Google rozsyłało je za darmo do posiadaczy aktywnego abonamentu YouTube Premium.
Google nie jest firmą tworzącą treści gry
Ostatecznie pożegnano około 150 pracowników, którzy zostali zatrudnieni do tworzenia gier tylko na Stadię, mimo że nie mieli oni nawet czasu się wykazać. Gry powstawały oczywiście z myślą o platformie w chmurze, więc można było sobie pozwolić na więcej swobody w kontekście optymalizacji działania, ale jednocześnie niezbędne było zaimplementowanie funkcji typowych dla usługi, bo zadaniem gier byłoby promowanie Stadii.Jeden z pracowników stwierdził, że nie czuli, by tworzone przez nich gry powstawały, żeby się dobrze sprzedały.
Problemem Google było także to, że firma do tej pory była odpowiedzialna za świadczenie usług i tworzenie technologii, ale nie nigdy nie stała za treściami. Wszystko to spowodowało, że Stadia nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Wedle źródeł Wired usługa nie osiągnęła wyników, których spodziewano się po niej w 2020 roku. Pracownicy nie rozumieli decyzji o zamknięciu studia i nie byli pewni, czy Google w ogóle wiedziało, z czym wiązało się utworzenie takiego zespołu. Najgorszy ze scenariuszy zakłada nawet, że Harrison od samego początku ich zwodził, a niektórzy uważają, że Google powinno było przejąć inne studia, zamiast próbować budować wszystko od nowa.
Przyszłość Google Stadia
Spoglądając na listę potwierdzonych premier na 2021 rok, znajduję na niej kilkaset tytułów, ale zaledwie 12 miałoby trafić na Stadię. Nie brakuje wśród nich hitów, jak Far Cry 6, Hitman 3, powracający Scott Pilgrim vs. The World: The Game lub Outriders, ale to naprawdę niewiele. Stadia celuje w około 100 premier w tym roku, a zaliczają się do nich także zaległe Madden 21 czy FIFA 21, więc prawdziwych premier będzie mniej.
Do tego dochodzą problemy z komunikacją i relacjami, bo w pewnym momencie port Terrari na Stadię został wstrzymany i dopiero po interwencji Google wznowiono prace. Z dniem 1 marca na Stadię trafił natomiast nowy tytuł na wyłączność PixelJunk Raiders, w który można zagrać w ramach abonamentu Stadia Pro, a plan Google zakłada udostępnianie gier dedykowanych Stadii ze wsparciem firm trzecich.
Jedną z nadchodzących gier jest "Road 96", która została ufundowana przez HP i Google, dlatego pojawi się w pierwszej kolejności na PC i Stadię. Takich sytuacji może być jeszcze sporo, ale niewiadomych odnośnie przyszłości usługi jest nadal zbyt wiele. Nie wiemy, na ile Google będzie zdeterminowane rozwijać i utrzymywać usługę, która najwyraźniej nie przynosi dochodu, a pochłania ogromne zasoby finansowe.
Być może zmiana modelu dystrybucji wyszłaby usłudze na dobre, ponieważ użytkownicy przywykli do łatwego dostępu do całego katalogu w ramach miesięcznej opłaty. Obecnie Google oczekuje, że gracze będą kupować gry na Stadii, nie mając pewności, że któregoś dnia cała platforma nie zniknie lub zostanie u podstaw zreorganizowana, co poskutkuje utratą gier oraz całego dorobku osiągnięć, save'ów itd.
Stadia to moja nowa ulubiona konsola
Już 17 marca na Stadię trafi wyczekiwana przeze mnie FIFA 21, a kolejne tygodnie mają przynieść także inne premiery. Mało optymistyczne doniesienia z ostatnich miesięcy ostudziły mój zapał, ale przy odpowiednim podejściu Google ma jeszcze szansę uczynić ze Stadii prawdziwą alternatywę dla tradycyjnych platform z grami. Od samego początku zdawano sobie sprawę, że będzie to będzie dalekosiężny plan, dlatego wciąż pozostaje cień nadziei, że Stadia nie trafi na cmentarzysko Google'a.
Źródła: Bloomberg, Wired, Verge.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu