Amerykańskie firmy nie mają w Europie łatwego życia - a to fiskus sprawdza czary z rajami podatkowymi, a to wydawcy chcą uczciwego podziału zysków, te...
Amerykańskie firmy nie mają w Europie łatwego życia - a to fiskus sprawdza czary z rajami podatkowymi, a to wydawcy chcą uczciwego podziału zysków, teraz jedną z największych korporacji technologicznych, Google, "weźmie w obroty" Komisja Europejska. Urzędnicy sprawdzą, czy internetowy gigant działa uczciwie i ukarzą go, jeśli stwierdzą, że nadużywa swojej pozycji w wyścigu z konkurencją. A kara może być sroga - chodzi o miliardy euro.
Sprawa nowa nie jest, unijni urzędnicy badali ją przez kilka lat, w końcu postanowili przedstawić firmie swoje zarzuty i tym samym odbili piłeczkę na pole Google - to od Amerykanów w dużej mierze zależy teraz dalszy rozwój wypadków. Mają ponad dwa miesiące, by ustosunkować się do zarzutów Komisji Europejskiej. Urzędnicy zaznaczają, że chociaż skierowali do firmy zastrzeżenia (pisemnie) i zarzucili Google nadużywanie pozycji, wykorzystywanie wyszukiwarki dominującej na europejskim rynku do promowania swoich usług, to sprawa nie jest zamknięta. Jak to ujęto: Google ma szansę przekonać Komisję, że ta się myli. Czego dotyczy sprawa?
Chodzi przede wszystkim o usługi porównywarek cenowych, pisał o tym Jan. W opinii Komisji, Google promuje w wyszukiwarce swoje Google Shopping i odbywa się to kosztem konkurencji. Ta ostatnia przegrywa już na wstępie, ponieważ konsument w pierwszej kolejności zwróci uwagę na wyniki faworyzujące usługę korporacji z Mountain View. Na tym tracą i klient, który nie może mieć pewności ze otrzymał najlepszą odpowiedź dla swojego zapytania, i inne porównywarki. Celem jest zatem zrównanie Google Shopping z konkurencją w wynikach wyszukiwania. Brzmi logicznie? Tak. Co na to Google?
Korporacja przekonuje, że jej działania nie zagrażają konkurencji i nie może być mowy o monopolistycznych praktykach. W swoim oświadczeniu przywołują np. rynek wyszukiwarek lotów - gdy zainteresowało się nim Google, konkurencja grzmiała, że to będzie dla nich koniec. Dzisiaj można powiedzieć, że te obawy nie były uzasadnione. Zdaniem przedstawiciela Google, podobnie jest z handlem na europejskim rynku - Google nie ma tu zbyt dużych wpływów, odgrywa zdecydowanie mniejszą rolę, niż się przypisuje firmie.
Internetowy gigant zapewnia, że klient nie jest skazany na ich usług: są inne wyszukiwarki, są asystenci głosowi, ludzie poruszają się po stronach dużych serwisów i sklepów z pominięciem wyszukiwarki Google, swoje robią media społecznościowe, coraz większą rolę odgrywają aplikacje mobilne. W takich warunkach nie można oskarżać Google o praktyki monopolistyczne, bo ich wyszukiwarka traci na znaczeniu, jest jednym z wielu wejść do cyfrowego świata. I ludzie korzystają z tych innych drzwi, na co mają wskazywać wykresy przedstawione przez Google:
Brzmi logicznie? Cóż, i tym razem muszę napisać, że tak. Zwłaszcza, że firma w umiejętny sposób wykorzystuje wypowiedzi i wyniki konkurencji. Wynika z nich, że biznesy się kręcą i nie są uzależnione od wyszukiwarki Gogole. To oczywiście nie wyczerpuje tematu, firma wyciąga te wątki, które są jej na rękę i trochę ucieka od głównego zarzutu Komisji Europejskiej. Trudno stwierdzić, czy ta linia obrony wystarczy i przekona unijnych urzędników, że się mylą. Jeśli nie wystarczy, to KE może nałożyć na Google olbrzymią karę, mowa o kilku miliardach euro. W efekcie firma musiałaby też wyrugować praktyki, które uznano by za niewłaściwe.
Na tym nie koniec problemów, jest jeszcze Android. Wszczęto postępowanie wyjaśniające dotyczące postępowania Google w zakresie mobilnych OS, usług i aplikacji. Ma ono dać odpowiedź na pytanie, czy na tym polu Google nadużywa swojej dominującej pozycji i stosuje praktyki antykonkurencyjne. Temat podnosiłem jakiś czas temu przy okazji sporu na linii Google - Yandex. Rosyjska firma, która zresztą współpracuje w tym wątku z unijnymi urzędnikami, przekonuje, że producenci sprzętu są "zachęcani" do promowania usług i serwisów Google. Konkurencja jest po prostu wycinana:
Pod koniec ubiegłego roku w rosyjskich mediach pojawia się informacja, z której wynikało, że Google nie czeka na to aż Android sam zachęci ludzi do korzystania z wyszukiwarki oraz innych usług tej firmy – postanowiono mu „pomóc”. Informowano, że ze smartfonów marki Fly współpracujących z Androidem zostaną usunięte serwisy Yandexa. Tym samym użytkownik byłby przyzwyczajany wyłącznie do ekosystemu Google. Przedstawiciele rosyjskiej firmy stwierdzili, ze to spory problem i trudno im się dziwić – nam marka Fly niewiele mówi, ale to drugi po Samsungu dostawca inteligentnych telefonów na rosyjskim rynku. Sprawa nie dotyczy zatem jakiegoś marginalnego producenta, lecz gracza mogącego poważnie namieszać w omawianym segmencie. [źródło]
Przedstawiciele Yandeksa przekonywali, że Android przestał być otwartą platformą i teraz jest to narzędzie służące Google wyłącznie do realizacji swoich celów. Ten wątek chce badać Komisja Europejska. Poszukiwana będzie odpowiedź na pytanie, ile z otwartej platformy zostało w ekosystemie zielonego robota, jak wyglądają umowy Google z producentami sprzętu czy operatorami, jak wpływa to na rynek. Wszak kontrolujące zdecydowaną większość rynku mobilnych OS Google mogłoby wywierać presję na innych i w ten sposób utrudniać rozwój sektora.
Także i w tym przypadku Google postanowiło zareagować. Po pierwsze, dowodzi, że to za sprawą Androida rozwinął się rynek mobilny, to ich system operacyjny stoi za innowacjami, zmianami w sektorze IT. To dzięki idei open source promowanej przez Google ludzie mogą dzisiaj kupować tanie smartfony. Po drugie, wskazuje się na Apple - przecież oni promują jeszcze bardziej swoje usługi w iOS, dlaczego zatem to Google znalazło się pod lupą urzędników? Po trzecie, i to najważniejsze, korzystanie z usług czy aplikacji Google nie jest przymusem. Jeśli jakaś firma nie chce się na nie decydować, to ma do tego pełne prawo. W teorii brzmi to nieźle, ale praktyka funkcjonowania Open Handset Alliance pokazała, że bywa różnie i Google potrafi wywierać naciski na firmy korzystające z Androida. Podejrzewam, że Gogole właśnie na tym polu może mieć większe problemy z unijnymi urzędnikami.
Tak się sprawy mają, internetowy gigant może zgrzytać zębami, bo czeka go długa i pewnie kosztowna batalia z Komisją Europejską.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu