No i wiemy, co dla właścicieli serwisów z torrentami oznacza „cenzurowanie” wyników wyszukiwania przez Google’a. Niewiele. Chociaż część z nich protes...
Google, piraci śmieją się z waszego "cenzurowania" stron w wyszukiwarce
No i wiemy, co dla właścicieli serwisów z torrentami oznacza „cenzurowanie” wyników wyszukiwania przez Google’a. Niewiele. Chociaż część z nich protestuje przeciwko nowemu pomysłowi firmy z Mountain View, myślę, że w ogólnym rozrachunku działania mające na celu walkę z piractwem w internecie na niewiele się przydają.
Ostatnio pisałem o nowym pomyśle firmy Google polegającym na cenzurowaniu pirackich stron w wyszukiwarce. W sumie waham się, czy tej cenzury nie wziąć w cudzysłów, bo wygląda na to, że wielkiego wpływu na piractwo w internecie to mieć nie będzie. Nic dziwnego, internauci szukający konkretnych materiałów mają swoje sposoby na dotarcie do interesujących ich plików.
Słaby wpływ obniżania pirackich stron w wynikach wyszukiwania dostrzegli też właściciele największych serwisów z torrentami. Zresztą, jak zauważają twórcy The Pirate Bay, ich serwis wcale nie zniknął z Google. Wystarczy np. wpisać „download” i „torrent” w wyszukiwarce, aby trafić na jedną z najpopularniejszych stron z linkami do nielegalnych plików.
Okazuje się też, że coraz większa liczba użytkowników serwisów typu The Pirate Bay dostaje się na stronę bezpośrednio, tzn. nie korzystając z wyszukiwarki. W tym wypadku więc blokada Google’a nie ma większego wpływu na działalność serwisu. Nieco inaczej do zagadnienia podeszli administratorzy ISO Hunt.
Ich zdaniem Google zaczyna zachowywać się jak Wielki Brat. Co więcej, podkreślają oni, że obniżanie stron w wynikach wyszukiwania nie będzie dotyczyć YouTube. Google więc jest dwulicowy – z jednej strony chce walczyć z piractwem, z drugiej nie dostrzega, że jego własny serwis wideo ma całą masę nielegalnie zamieszczanych filmów. „To nie wzbudza we mnie żadnego zaufania”, czytamy na forum ISO Hunt.
Tak się zastanawiam, na ile Google’owi naprawdę zależy na walce z piractwem, na ile zaś jego działania są zwykłym mydleniem oczu. Komu? Organizacjom antypirackim, które domagają się ciągle zwalczania serwisów z nielegalnymi materiałami. Odpowiadając na ich żądania Google niby coś robi (np. wycina niektóre słowa z podpowiedzi w wyszukiwarce), ale w gruncie rzeczy nie ma to większego wpływu na ogólną sytuację.
Jakby zgodnie z przysłowiem „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” Google starał się zadowolić RIAA i MPAA, a zarazem nie wkurzyć zanadto internautów. Jak długo potrwa taka sytuacja?
Grafiki: Beano, Google
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu