Google

Google Now u podstaw zmian w Google - nie wyszukiwanie, a dostarczanie informacji

Jan Rybczyński
Google Now u podstaw zmian w Google - nie wyszukiwanie, a dostarczanie informacji
Reklama

Niecały rok temu napisałem artykuł, w którym przedstawiałem Google Now jako sposób na ekspansję Google na nowe urządzenia, z większymi ograniczeniami ...

Niecały rok temu napisałem artykuł, w którym przedstawiałem Google Now jako sposób na ekspansję Google na nowe urządzenia, z większymi ograniczeniami pod względem interakcji niż smartfony czy tablety. To co pokazało Google na I/O potwierdza ten kierunek. Jednocześnie coraz wyraźniej widać przesunięcie z modelu wyszukiwania informacji w kierunku jej dostarczania kiedy tylko może być potrzebna. Staje się jasne, że po raz kolejny wybieramy (czy faktycznie wybieramy?) między wygodą a prywatnością i nie ma wątpliwości, że trzeba coś poświęcić, aby coś zyskać.

Reklama

Na wczorajszych prezentacjach Google I/O zobaczyliśmy między innymi prezentacje możliwości urządzeń z serii Android Wear, czyli inteligentnych zegarków, Android Auto, dedykowany samochodom oraz Android TV dedykowany telewizorom wielu różnych producentów. Wszystkie te urządzenia mają jedną wspólną cechę - użytkownik nie może poświęcić im tyle uwagi i mieć tyle możliwości interakcji, co w przypadku smartfona i tabletu. W samochodzie rozpraszanie uwagi jest niewskazane, w zegarku nie ma po prostu miejsca na skomplikowane listy opcji i klawiaturę, telewizor również nie sprzyja przedzieraniu się przez ekrany wypełnione opcjami. Można dodać do tego okulary Google Glass, które już znamy i posiadają bardzo wiele ograniczeń interakcji.


Wszystkie te urządzenia spina filozofia Google Now, która to usługa jako pierwsza wprowadziła zarówno nowy wygląd, który rozwiną się w cały system Android L, system kart z informacjami, jak również nowy paradygmat dostarczania, zamiast wyszukiwania informacji. Na telefonie dostarczanie w łatwy sposób informacji, zanim użytkownik wyszuka ją w wyszukiwarce, było po prostu wygodnym dodatkiem, odróżniającym Google od konkurencji. Za to w innych rodzajach urządzeń nowe podejście jest koniecznością. Trudno sobie wyobrazić wpisywanie długich zapytań na zegarku czy podczas jazdy samochodem. Nie o to chodzi, że jest to niemożliwe, tylko niepraktyczne i niewygodne na tyle, że nikt nie chciałby z tego korzystać. Stąd rozbudowanie interakcji głosowej, uproszczenie interfejsu i rozbicie go na karty, czyli proste ekrany oferujące esencje informacji i interakcji. Stąd również konieczność nowego paradygmatu dostarczania informacji.

Widać to bardzo wyraźnie, zarówno w przypadku zegarków z Androidem, jak i Androida dla samochodów. W pierwszej kolejności ma być dostępna informacja istotna ze względu na kontekst sytuacji. Nawigacja zaoferuje wskazówki bazując albo na tym, gdzie zwykle jeździmy o tej godzinie i w tym dniu tygodnia, albo odwołując się do ostatnich wyników w historii wyszukiwania, albo bazując na wyznaczonych spotkaniach, treści maila czy komunikatora. Oczywiście zawsze istnieje możliwość, że zechcemy wyszukać informację, która nie dała się przewidzieć, np. adres, który dostaliśmy w liście przysłanym tradycyjną pocztą, z którym nigdy nie zetknęliśmy się on-line i nie dało się go przewidzieć. Jednak takie sytuacje mają być w oczywisty sposób marginalizowane i rzadko spotykane. Tym sposobem tarcie i zgrzyty pomiędzy ograniczonym interfejsem, a potrzebami użytkownika zdarza się rzadko i jest do zaakceptowania.


Z czasem i wraz z rozwojem teju technologii będzie ona wypierać również tradycyjną wyszukiwarkę na komputerze, do pewnego stopnia oczywiście. Na komputerze najczęściej wyszukujemy rozmaite informacje, które nie mają rozbudowanego kontekstu. Resztą zajmą się karty, tego samego rodzaju co w Google Now, wyświetlane w przeglądarce Chrome, nawet gdy ta jest zamknięta. Z resztą sama wyszukiwarka też będzie starała się coraz częściej oferować gotowe odpowiedzi, zamiast linkować do stron, które taką odpowiedź mogą zawierać.

Wygoda kosztem prywatności

Google nie ma szklanej kuli. Nie może przewidywać jakie informacje są potrzebne, nie wiedząc nic o użytkowniku. Tak naprawdę potrzeba naprawdę dużej ilości informacji, aby tego rodzaju podawanie informacji, zanim użytkownik o nią poprosi, mogło się sprawdzać i przynosić wymierne korzyści, a nie być jedynie ciekawostką, bez większego praktycznego zastosowania. Google jest w o tyle komfortowej sytuacji, że ma dostęp do bardzo wielu informacji, które może powiązać w całość. Poczynając od treści wiadomości e-mail i komunikatora hangout, przez dokumenty, historię map Google, wydarzeń zapisanych w kalendarzu, filmów obejrzanych na YouTube, na informacjach z telefonu z Androidem kończąc, czyli przede wszystkim mając dostęp do lokalizacji, tysięcy wykonanych zdjęć i innych danych pochodzących ze smartfona. Dopiero analiza wszystkich tych informacji pozwala na podnoszenie jakości dostarczania informacji. Bez nich nie da się tego zrobić.

Reklama


Mamy więc do czynienia ze zwiększeniem wygody i zmniejszeniem ilości czasu poświęcanego na czynności organizacyjne, kosztem naszej prywatności. Nie jest to nic nowego. Konta bankowe umożliwiają kontrolę przepływającej przez nie gotówki, ale dzięki temu można robić przelewy, dziś nawet nie wychodząc z domu, odbierać wypłaty i nie martwić się o pieniądze w skarpecie. Karty kredytowe pozwalają zbudować całą historię wydatków, włącznie z konkretnymi sklepami, ich lokalizacjami i godzinami zakupów, pozwalając jednocześnie na łatwy dostęp do pieniędzy, bez konieczności martwienia się o gotówkę czy wydawaną resztę. Telefony komórkowe pozwalają z dużą dokładnością śledzić położenie jego właściciela, nawet te pozbawione GPS, o możliwościach prowadzeni podsłuchu nie wspominając, ale dają możliwość błyskawicznego kontaktu, który jest w dzisiejszych czasach praktycznie niezbędny.

Reklama

Mówiąc krótko, nie od dziś sprzedajemy swoją prywatność za wygodę. Chcąc tego uniknąć musielibyśmy korzystać tylko z gotówki, załatwiać wszystko osobiście i na miejscu, oraz nie pojawiać się w miejscach z miejskim monitoringiem - totalna abstrakcja, na którą mogą pozwolić sobie tylko tajni agenci i osoby oderwane od społeczeństwa. Nie od dziś można również dowiedzieć się o kimś niemal wszystkiego. Nowością jest raczej fakt, że wszystkie te informacje posiada jedna firma i nie trzeba zbierać tych informacji z różnych miejsc, od rożnych usługodawców.


Czy budzi to pewien niepokój? Zawsze budzi. Do pewnego stopnia w przypadku kart kredytowych czy telefonów również, chociaż oswoiliśmy się z tym na tyle, że na co dzień o tym nie myślimy. Wszystko jednak wskazuje na to, że personalizowanie informacji i dostarczanie jej, zamiast zdawać się na intencjonalne wyszukiwanie użytkownika, jest kolejnym, jedynym możliwym krokiem na drodze do rozwoju dostępu do informacji. Siłą rzeczy nie tylko Google będzie szedł w tym kierunku, chociaż jest prekursorem w tej materii. Na tym etapie zrezygnowanie z inteligentnego zegarka, okularów i samochodu z androidem nie wydaje się trudne, a zachowanie prywatności może wydawać się oczywistym priorytetem.

Dzieje się tak jednak tylko dlatego, że ta technologia jest jeszcze świeża i niedostatecznie rozpowszechniona. Pamiętam jak przez pierwsze parę lat po wejściu telefonów komórkowych wiele osób twierdziło, że są niekonieczne i powodują, że człowiek wszędzie jest na smyczy, poza domem i biurem również. Niektórzy 10 lat się opierali, ale dziś każdy jeden ma telefon komórkowy. Jest on kluczowy nawet dla osób bezdomnych, w celu poszukiwania pracy i zmiany swojej trudnej sytuacji. Z technologią, którą dziś uważamy za niekonieczną będzie podobnie, chyba, że nigdy nie zdąży się spopularyzować, bo zostanie zastąpiona przez coś lepszego. Pytanie czy dostarczanie informacji na bazie wiedzy o danym człowieku można zastąpić czymś innym? Nic mi takiego do głowy nie przychodzi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama