Android ma niezły PR. System rozwijany na zasadach Open Source, z którego czerpać mogą tak producenci jak i autorzy modyfikacji nie jest teoretycznie ...
Android ma niezły PR. System rozwijany na zasadach Open Source, z którego czerpać mogą tak producenci jak i autorzy modyfikacji nie jest teoretycznie ewenementem. Jednak jeśli spojrzymy na jego popularność, trudno w taki sposób go nie traktować. Ale okazuje się, że Android nie jest tak do końca darmowy. Pojawiły się doniesienia, jakoby Google pobierał opłaty licencyjne od producentów smartfonów i tabletów.
Ktoś zapyta „jak można pobierać opłaty za coś, co jest objęte wolną licencją?”. Otóż można. O ile bowiem sam Android ma licencję 0, to już usługi Google (a tych jest w nim coraz więcej) już nie. Wniosek jest bardzo prosty – kalifornijska firma poprzez sklep Play, synchronizację i wiele, wiele innych trzyma producentów w garści.
Brytyjski Gaurdian donosi, że Google ma umowę z przynajmniej jedną firmą, na mocy której za każde sprzedane urządzenie do jego kasy trafia 0,75 dolara. Śmieszna kwota, prawda? Zwłaszcza w porównaniu z kilkunastoma dolarami ściąganymi przez Microsoft za każdego aktywowanego smartfona z Windows Phone. Jeżeli jednak dodam, że umowę podpisano na liczę 100 tys. egzemplarzy, przestanie być śmiesznie – w końcu 75 tys. dolarów piechotą nie chodzi. A wszystko to za dostęp do mobilnych usług Google, bez których Android jest po prostu kastratem.
Każdy szanujący się dostawca elektroniki użytkowej chce dziś mieć smartfona albo przynajmniej tablet z Androidem w swojej ofercie. Przykład tego mamy właściwie pod nosem. Polskie firmy jak jeden mąż rzuciły się na tego typu rozwiązania. Manta, Goclever, Modecom, Kruger&Matz prężnie rozwijają swoje portfolio, wprowadzając na rynek coraz to nowe modele.
Czy oni też płacą? Okazuje się, że nie. Źródło Guardiana donosi, iż opłata jest ściągana jedynie z największych (prawdopodobnie mowa tutaj o Samsungu, LG, HTC, Sony i kilku innych). Pozostali nie respektują licencji Google, ale też nie są z tego powodu szczególnie ścigani. Firma ma nie dysponować odpowiednią kadrą, która miałaby pilnować w każdym zakątku świata, by maluczcy płacili należną dolę.
Google nie komentuje w jakiś szczególnie wyczerpujący sposób całej sprawy. Ograniczono się jedynie do zapewnienia o niepobieraniu żadnych opłat licencyjnych za mobilne usługi. Podobne oświadczenia otrzymały Ars Technica oraz Android Authority, które opisały na swoich łamach śledztwo Guardiana.
Podobno w każdej plotce jest ziarenko prawdy. Jeśli tak, to Google musiałby się liczyć z etykietką bardzo zachłannej firmy. Dziś koncern ściąga 25 dol. od każdego nowego developera w Google Play, bierze dla siebie pewien procent jego zysków, a także emituje wszystkim użytkownikom reklamy w swoich usługach. O zbieraniu ogromnej ilości danych już nie wspomnę. Licencjonowanie Androida wydaje się być tutaj przekroczeniem pewnej cienkiej granicy i godzi w otwartość tego systemu (choć tę należy rozpatrywać na różnych płaszczyznach). A może się mylę i dla fanów Google i zielonego robota nie ma to najmniejszego znaczenia, hm?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu