To mnie drażni.

Android jest wolny? No nie bardzo...

Rafał Kurczyński

Fan mobilnych okienek, technologii internetowych o...

95

System Google – Android znam nie od dziś. Byłem przy nim od jego początków, gdy to z pomocą HTC Dream telefon ten próbował zalać rynek czymś nowym, świeższym niż Windows Mobile, bardziej instynktownym niż iOS oraz ładniejszym niż wiekowy Symbian. Podczas procesu tworzenia systemu, postanowiono użyć...

System Google – Android znam nie od dziś. Byłem przy nim od jego początków, gdy to z pomocą HTC Dream telefon ten próbował zalać rynek czymś nowym, świeższym niż Windows Mobile, bardziej instynktownym niż iOS oraz ładniejszym niż wiekowy Symbian. Podczas procesu tworzenia systemu, postanowiono użyć kernelu Linuksa, czego efektem było udostępnienie systemu w licencji Open-Source. Tak więc, czy dziś, w 2014 roku Android nadal jest wolnym i przyjaznym programistom systemem?

Na system Google należy patrzeć z paru stron. Z pierwszej strony, jest to otwarty projekt oparty na jądrze Linuksa. W jego licencji zawarte jest to, że twórca oprogramowania udostępnia każdemu sterowniki oraz komponenty systemu, w tym również jego kod źródłowy. Kod źródłowy może skompilować każdy, zmieniając w nim, co tylko chce, publikować jego modyfikacje jako swoje dzieło (np. CyanogenMod) oraz instalować ją na dowolnych urządzeniach.

Problem rodzi się, gdy zechcemy korzystać z aplikacji Google, w których zasięgu jest również sklep Play - będący centrum udostępniania i sprzedaży aplikacji na system z robotem na flagach.

Aby korzystać z aplikacji Google, należy więc korzystać z oficjalnego systemu certyfikowanego przez wyszukiwarkowego giganta, a jeżeli nam to nie pasuje -  wystarczy skorzystać ze specjalnie przygotowanych paczek dla modyfikacji takich jak wyżej wspominany CyanogenMod. Nie jest to nic wielkiego z tym że aby go zainstalować, należy odblokować Bootloader, wgrać custom recovery oraz wgrać sam system, a to spowoduje zerwanie umowy gwarancyjnej... coś mi tu nie pasuje.

Producenci sprzętu z Androidem podcinają nam skrzydła niosące nas do wolności wyboru.

Od samego początku Androida, albo nawet wcześniej – od czasów Symbiana i Windows Mobile, producenci blokowali bootloadery urządzeń, nie pozwalając użytkownikowi instalować na swoim urządzeniu oprogramowania innego niż dostarczanego przez samego producenta. Miało to swoje realne odbicie w marketingu – twój telefon został porzucony? Kup następny.

System Google różnił się jednak od swoich poprzedników tym, że był otwarty i wolny, dzięki czemu my, jako użytkownicy mogliśmy zmienić w nim co tylko chcieliśmy, a nikt nie mógł nam powiedzieć, że robimy coś niezgodnie z prawem. Dlatego też prym wiodły tu duże modyfikacje zapewniające właścicielom porzuconym przez producenta nieoficjalne aktualizacje do najnowszego oprogramowania, które były w pełni legalne – przecież to Open-Source. Niestety, największym problemem tych właśnie porzuconych urządzeń było to, że poniektóre z nich do tej pory posiadają zablokowany bootloader, bo ani producent ani społeczność nie raczyła/zdołała uwolnić urządzenia.

Jeżeli jednak posiadacie smartfona który nadal jest wspierany, jest objęty umową gwarancyjną i chcecie zainstalować na nim czystego Androida, albo na przykład jakąś modyfikację typu MIUI czy CyanogenMod – muszę was zmartwić, zerwiecie warunki gwarancji, czego następstwem będzie brak możliwości naprawy ewentualnych uszkodzeń urządzenia, naturalnie nie będących skutkiem naszego złego eksploatowania urządzenia.

Wszystko leży w bootloaderze, który rejestruje to, czy jest zablokowany, odblokowany czy zablokowany ponownie. W urządzeniach HTC wygląda to najbardziej różowo, ponieważ deweloperzy mogą skorzystać ze strony HTCDev, na której w banalny sposób odblokujemy modele od legendarnego Dream (G1) do HTC One Max bez większego problemu na każdej platformie systemowej – niezależnie, czy będzie to Windows, OS X czy Linux (osobiście na Ubuntu robiłem to parę razy i robi się to tu najprościej). Jeżeli zechcemy wrócić do oficjalnego oprogramowania, wystarczy zainstalować domyślne recovery, zablokować bootloader i wgrać oficjalny system – bootloader od tej pory wyświetla napis relocked, co informuje, że oprogramowanie było naruszone, czego efektem jest to, że naszej komórce nie usługuje już naprawa gwarancyjna – niestety.

Z Motorolą i Samsungiem nie jest inaczej, choć zastanawiającym faktem jest to, że aby korzystać z czystego Androida musimy stać się posiadaczem telefonu tworzonego dla Google, tj. należącego do serii Google Edition, lub z telefonów robionych na zamówienie Google - Nexus. Posiadając wolny system jesteśmy więc blokowani przez producentów sprzętu, co pokazuje jak bardzo jesteśmy okłamywani, oraz jak bardzo fanboye nie znają własnych urządzeń. Większość awantur typu „Android vs iOS vs WP8” wyglądają tak samo – bo Android jest darmowy! Pozwala to na wgrywanie nieoficjalnego systemu na nie wspierane urządzenie... z tym, że Windows Phone 8 posiada 3 lata wsparcia, a iPhone 4 do tej pory jest wpierany – już 4 rok. Idąc dalej tym torem, jeżeli chcemy użyć aplikacji mocno integrujących w system, takich, które potrzebują do swojego działania zezwolenia administratora ROOT (Linux), musimy wgrać przerobione recovery, które wgrać możemy (w wielu telefonach) dopiero po odblokowaniu bootloadera – czyli po zerwaniu umowy i samodzielnym wystawieniu się na naprawy urządzenia własnymi siłami.

Taki wolny, a jednak skuty łańcuchami.

Skoro nie my mamy korzystać z dobra wolności Androida i jego Linuksowości, to kto? Na to pytanie odpowiedź jest banalna – twórcy sprzętu i nakładek. Spójrzmy na HTC – ich nakładka odróżnia się od wszystkich pozostałych nakładek na smartfony tym, że jest bardzo mocno zintegrowana z systemem, czego następstwem jest to, że nie da się jej uruchomić na urządzeniu innym niż HTC bez przeportowanego oprogramowania dedykowanego któremuś z urządzeń tajwańskiego giganta.

HTC Sense jest naszpikowane autorskimi rozwiązaniami. Posiada unikatowy dla siebie wygląd i oferuje nam gwarancję tego, że nasz telefon jak i nasze oprogramowanie jest z wysokiej półki – tyle daje nam więc wolność, możliwość używania systemu, którym popisuje się sam producent sprzętu, nie my. Bolesnym krokiem jest to, że my, jako użytkownicy musimy używać na sztywno tego, co oferuje nam nasz telefon – musimy grzecznie czekać na aktualizacje, przyjmować to, że np. Samsung od aktualizacji 4.4.2 dodaje do bootloadera nowe sposoby na zaznaczania jakichkolwiek prób grzebania w systemie, przez co nawet próba uzyskania dostępu do konta ROOT staje się powodem do zerwania umowy gwarancyjnej – to wszystko w imię „bezpieczeństwa”.  Androida wybieramy przecież z trzech powodów: ceny, bogatej biblioteki aplikacji i gier oraz możliwości dowolnej personalizacji oraz modyfikacji systemu – choć to ostatnie zależy od użytkownika, jak więc widzicie - Android kusi 2 z 3 założeń, bo trzecie przestaje być potrzebne.

Argumenty poruszane przez fanboyów nie mają więc zbytniego sensu.

Jak się okazuje, w najlepszej pozycji względem możliwości modyfikowania systemu stoi iOS, który za pomocą Cydii pokazuje, jak wiele w systemie Apple da się polepszyć. Gdy jednak znudzi się nam przerabianie systemu, możemy w bardzo prosty sposób przywrócić oficjalne oprogramowanie, co automatycznie skasuje jakiekolwiek ślady po modyfikacjach urządzenia widocznych na pierwszy rzut oka – telefon zostanie przyjęty na naprawę gwarancyjną, bo przecież wszystko jest okej – w przypadku telefonów z Androidem nie będących produktami chińskich firm, takich jak ZTE, Xaomi czy Meizu – serwisant wchodzi do bootloadera, sprawdza, czy ten był dotykany – jeżeli tak, odmawia naprawy – i tak to wygląda.

Większość argumentów fanboyów systemu Google jest więc w błędzie, wywyższając na piedestał wszystko to, co daje Androidowi licencja Open-Source i użycie jądra Linuksa, nie wiedząc nawet, że aby skorzystać z wielu nawet podstawowych zalet bycia administratorem, a nie użytkownikiem w dystrybucji Linuksa – w tym przypadku AOSP (Android Open Source Project) należy wystawić się poza margines ochrony przed uszkodzeniami nie spowodowanymi naszym użytkowaniem – jest to brutalna rzeczywistość, która pokazuje nam, jak bardzo zakłamani są producenci naszego sprzętu mobilnego i jak mądrze postępuje Google grając na uczuciach wielu użytkowników.

Plusem jest tu naturalnie odblokowanie wszystkich możliwości płynących z posiadania Androida przez ZTE, Xaomi, Oppo, oraz Google'owe serie  Nexus czy Google Edition – dzięki temu, możemy używać naszych telefonów jak najbardziej hardkorowo bez patrzenia się na gwarancję – to urządzenia troszkę innej natury, dlatego warto się w nie zaopatrzyć.

Podsumowując, Android jest według mnie świetnym systemem operacyjnym, który mnie strasznie zanudził. Jest to oprogramowanie dla każdego, jednak jego wolność kończy się na tworzeniu paczki z oprogramowaniem i modyfikowaniu odblokowanego już urządzenia. Przypomina mi to troszkę sytuację z Ubuntu, gdzie po instalacji zmienionego jądra czy sprzecznych pakietów system po prostu potrafi się nie włączyć. Przed tym chce zachować nas producent sprzętu co jest zrozumiałe, bo co z tego, że my – geeki, znawcy wiemy co zrobić w takich chwilach, skoro zwykły szary Kowalski rozłoży ręce, powie, że samo się zepsuło i będzie chciał zwrotu pieniędzy, lub nowego telefonu – który też rozwali... i koło się zamyka.

Powiedzcie mi, jak patrzycie na tą otwartość Androida? Jest tak, jak byście tego chcieli i czy właściwie z niej korzystacie?

 

Grafika 1, 2, 3.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu