Jak to jest z tą prywatnością i gromadzeniem danych w czasach cyfrowych, gdzie wiele fantastycznych usług mamy "za darmo"?
Google gromadzi dane o naszej lokalizacji 50 razy na godzinę. Apple? Znacznie rzadziej
Te dyskusje wybuchają cyklicznie — użytkownicy nawet nie próbują udawać zmartwionych czy oburzonych, a media nieustannie roztrząsają temat. Czasem znajdą się pojedyncze przypadki, na których te przewijające się w relacjach wielkie liczby faktycznie zrobią wrażenie — jednak nie ma ich specjalnie wiele. I nawet kiedy czytamy, że Google szpieguje naszą lokalizację 340 razy w ciągu dnia — wielu nic sobie z tego nie robi. Bo przecież mają wyłączone usługi lokalizacyjne, albo... po prostu się na to godzą. Aby oddać sprawiedliwość konkurencji — profesor z Uniwersytetu Vanderbilt zbadał jak sprawy mają się w przypadku Apple i ich przeglądarki Safari. Prawdopodobnie większość nie będzie zaskoczona wynikami. Ale też wielu niespecjalnie chce dociekać, skąd biorą się tak drastyczne różnice.
Apple dostaje znacznie mniej danych bo... wcale ich nie potrzebuje
Google to firma, której działanie opiera się na gromadzeniu danych wszelkiej maści. Regularnie powtarza się, że ich usługi nie są darmowe, a płacimy za nie inną walutą. Jednak tak długo, jak ludzie nie widzą znikających z portfela złotówek — nie biorą sobie tego do serca. Profesor Douglass Schmidt z Uniwersytetu Vanderbilt postanowił zbadać jak to wygląda w liczbach i... wynik dla wielu może być zaskoczeniem.
Google prosi o 10 razy więcej informacji na nasz temat, niż robi to Apple. Przeglądarka Chrome działająca w tle na systemie Android wysyła dane o naszej lokalizacji na serwery Google 340 razy w przeciągu doby... czyli jakieś 50 razy więcej, niż w przypadku uruchomionego na iPhone w tle Safari. Są to liczby o tyle porażające, że mówimy o telefonie, z którego nie korzystamy — wszystko dzieje się w tle, bez naszego udziału.
Wygląda to dość nieciekawie — ale... tak naprawdę chyba nie powinniśmy się dziwić. To waluta, którą "płacimy" Google za świadczone przez nią usługi — dzięki dostępowi do tych informacji gigant jest w stanie bardziej precyzyjnie dostosować reklamy, które będziemy widzieć przeglądając internet. A przecież to jedno z tych miejsc, z których firma czerpie korzyści finansowe. Apple nie zbiera ich w takich ilościach i nie analizuje — bo zyski które pozwoliły im zostać pierwszą na świecie firmą wartą bilion dolarów pochodzą ze sprzedaży innych usług, no i — oczywiście — sprzętu, który wciąż pozostaje głównym filarem ich działalności.
Nie ukrywam, że osobiście cieszy mnie fakt, że coraz więcej mówi się na temat prywatności użytkowników w sieci — pod każdym kątem. Ostatnio sporo się mówi o tym w kontekście Google — najpierw afera z tym, że firma śledzi nas nawet wtedy, gdy sobie tego nie życzymy — a nie dalej niż wczoraj Kuba pisał też, że tryb incognito nie jest taki bezpieczny, jak wielu mogło się wydawać. Warto edukować i budować świadomość użytkowników — i mam szczerą nadzieję, że takich badań jak te prof. Schmidta będzie więcej!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu