Nie tylko Netflix inwestuje w duże, letnie blockbustery za miliony dolarów. Na Amazon Prime właśnie pojawił się ich The Tomorrow War, w którym Chris Pratt przenosi się w przyszłość by walczyć z kosmitami.
Głupiutka, nielogiczna historia ze świetną oprawą. Recenzja The Tomorrow War, nowego filmu Amazon Prime
Zwykły wieczór, jak każdy inny. Nagle na boisku pełnym piłkarzy pojawia się dziwny portal, z którego wychodzą uzbrojeni żołnierze. Od razu zabierają głos mówiąc, że cofnęli się w czasie o 30 lat i przybywają ze świata zaatakowanego przez kosmiczne stwory. Ale nie żeby ostrzec, potrzebują pomocy i żołnierzy do wojny, w której sromotnie przegrywają. Cały świat zgadza się wesprzeć swoje dzieci i wnuków wysyłając w przyszłość żołnierzy, a później również cywili kończy się więc na tym, że na polu walki ląduje każdy kto nadaje się do teleportacji i potrafi trzymać broń. Walka jest beznadziejna, mało kto wraca, a wojna wydaje się nie do wygrania. Mimo ogólnego niezadowolenia społeczeństwa, kolejni poborowi zostają wysłani 30 lat w przyszłość, by zginąć lub w najlepszym przypadku wrócić bez którejś z kończyn. Jednym z takich poborowych z przymusu jest były żołnierz/naukowiec Dan Forester (Chris Pratt) - i tak, dobrze kombinujecie, brzmi to wszystko nieco nielogicznie.
Film zmusza do przemyśleń i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Sęk w tym, że jeśli zaczniecie zastanawiać się nad wątkiem fabularnym, pawie na pewno wyjdzie Wam, że jest tu masa idiotycznych pomysłów. Obrywa się też temu głównemu, stanowiącemu oś całej opowieści. Mamy bowiem ludzi z przyszłości, którzy werbują do swojej armii własnych ojców, matki, dziadków i babcie. A skoro po skoku w przyszłość giną walcząc z potworami, to nie mogą przecież dać życia przyszłemu pokoleniu, bo przeszłość została zmieniona. No i czy nie łatwiej było jakoś przygotować przeszłość na inwazję z przyszłości? Przecież dzięki temu walka przyszłości mogłaby się nie wydarzyć. Przez cały seans miałem dużo pytań i każda kolejna odpowiedź utwierdzała mnie w przekonaniu, że brak tu logiki i zdrowego rozsądku.
W The Tomorrow War można liczyć na niezłą obsadę, z Chrisem Prattem, J.K. Simmonsem i Yvonne Strahovski na czele - nie spodziewajcie się jednak kandydatów do Oskara czy uniesień zapadających w pamięć na długie lata. Poza dosłownie kilkoma momentami, film pozbawiony jest humoru. Powiem więcej, bywa śmiertelnie poważny w taki przerysowany, sztuczny sposób, a to kłóci się z częścią scen gdzie cywile niemający zielonego pojęcia jak strzelać z karabinu, prują w stwory tysiącami pocisków. Tu jednak polecam dać sobie spokój z analizami i cieszyć się po prostu tym, co dzieje się na ekranie. A wielokrotnie dzieje się naprawdę dużo, efekty specjalne nie wieją festynem, a potwory CGI pokazują wiele detali i drobiazgów, dobrze wpasowując się w obraz zniszczonego świata. Masa wybuchów, bardzo dynamiczne sceny akcji, żwawa praca kamery, typowo kinowy tip-top. Cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że oglądam nieco odmienione Starship Troopers z 1997 roku, pozbawione jednak głupiutkiego humoru i przeniesione z kosmosu na Ziemię. Jedni uznają to za plus, inni za minus, ale czujcie się ostrzeżeni.
Mogłoby się wydawać, że filmy sięgające po podróże w czasie czy alternatywne wymiary starają się pokazać coś nowego, zainteresować widza niesztampową opowieścią czy innowacyjnymi rozwiązaniami. Nie wiem dlaczego po pierwszym zwiastunie pomyślałem tak o The Tomorrow War, ale szybko się zreflektowałem. To typowy popcorniak sci-fi z toną głupiutkich pomysłów i logicznym bajzlem w scenariuszu. Jednocześnie wizualnie stojący na bardzo wysokim poziomie, dynamiczny, szybki i trzymający w napięciu. Jeśli więc lubicie takie kino, będziecie zadowoleni. Ale szukając sci-fi, które zapadnie na długo w pamięć, lepiej omijajcie ten obraz szerokim łukiem. Mi się The Tomorrow War podobał, ale nie miałem wobec niego żadnych oczekiwań ponad to, by zaserwował sporo strzelania, potworów i wartkiej akcji. A to akurat robi bardzo dobrze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu