Przekształcanie treści ze strumieni społecznościowych w przystępną i miłą dla oka gazetą formę nie jest niczym nowym. Już od jakiegoś czasu aplikacje ...
Glossi - kolejny agregator strumieni społecznościowych. Czy aby na pewno?
Przekształcanie treści ze strumieni społecznościowych w przystępną i miłą dla oka gazetą formę nie jest niczym nowym. Już od jakiegoś czasu aplikacje i serwisy tego typu zbierają żniwo popularności. Czy zatem twórcy startupa Glossi mają jakiekolwiek szanse, żeby zawładnąć sercami internautów? Jeśli weźmiemy pod uwagę świetny interfejs, mnogość serwisów oraz kanały RSS, które możemy podpiąć pod usługę oraz kilka unikatowych rozwiązań, to jak najbardziej. Tylko gdzie w tym wszystkim sens?
Pierwsze wrażenie po utworzeniu konta w Glossi jest jak najbardziej pozytywne. Serwis urzeka minimalistycznym, stylowym interfejsem, któremu trudno cokolwiek zarzucić. Jest dość skromnie, ale nie ubogo. Ale co najważniejsze, całość obsługuje się niezwykle intuicyjnie i bezproblemowo. Niby nic takiego, ale to nie zawsze standard. Zatem po przyjemnym pierwszym wrażeniu zagłębiamy się w funkcje. I co?
Tutaj również miłe zaskoczenie, bo wybór jest dość duży. Glossi może pobrać dane z naszych kont na Facebooku, Twitterze (standard) oraz FourSquare, Instagram, Tumblr oraz Google+. Jest to zatem pokaźny zestaw popularnych usług, z czego część dość trudno dostępna w innych serwisach tego typu (m.in. G+, które dopiero rozwija skrzydła pod tym względem). Dopełnieniem tego wszystkiego jest funkcja pobierania kanałów RSS. Możemy zatem dodać na przykład swoje wpisy z bloga.
Glossi nie tylko agreguje nasze społecznościowe wpisy, stając się tym samym naszą wizytówką, ale też sam w sobie posiada kilka funkcji, które podnoszą go do miana serwisu społecznościowego. Możemy bowiem zbudować grupę znajomych, którzy będę obserwowali nasze treści (co zebrawszy je w jednym miejscu jest niezwykle proste i przyjemne). Każdy użytkownik ma też do wypełnienia kilka pól w profilu, które, jak nietrudno się domyślić, są po prostu informacjami na temat jego zainteresowań, zajęć itp.
Co natomiast z samym przeglądaniem publikowanych wpisów? To najmocniejszy punkt serwisu. Strumień jest podzielony na cztery kategorie: wszystko, obrazy, artykuły i wideo. Odzwierciedlają one poszczególne typy treści, a przełączaniu między nimi towarzyszy śliczna animacja. Natomiast te są wyświetlane w czworobokach o różnych rozmiarach. Klipy wideo po kliknięciu otwierają się w pływających ramkach, a zwykłe linki, tradycyjnie, w nowym oknie. Działa to wszystko bardzo spójnie i jest niezwykle przystępne. Jak przystało na tego typu usługi przeglądanie społecznościowej aktywności danego użytkownika to czysta przyjemność.
Fajnym dodatkiem jest oś przy dolnej krawędzi, która za pomocą wykresu słupkowego odwzorowuje aktywność danego użytkownika. Najeżdżając tam kursorem otrzymamy informację na temat tego ile w danym dniu opublikował artykułów, zdjęć lub klipów wideo. Można też dzięki temu szybki podejrzeć treści publikowane danego dnia.
Jeśli chodzi o plany na rozwój, Glossi ma otrzymać większe możliwości personalizacji i dostosowywania interfejsu. Tak, aby każdy profil był unikatowy i niepowtarzalny. Widać zatem, że wszystko zmierza w kierunku utworzenia społecznościowego agregatora serwisów społecznościowych (jakkolwiek głupio by to brzmiało). Nie jest to zatem typowy serwis, który w jednym miejscu zbierze wszystkie wpisy naszych znajomych i pozwoli nam na przeglądanie ich w przyjemnej formie. To raczej nasza aktywność ląduje w profilu i ma być pożywką dla wszystkich zainteresowanych. Widać przy tym dużą inspirację Pinterestem - nie tylko w wyglądzie, ale też w ogólnej idei.
Sukces tego typu serwisów jak zwykle jest uzależniony od popularności. Jeżeli duża grupa naszych znajomych zdecyduje się dołączyć do usługi, to agregowanie tam swoich wpisów będzie miało sens. Inna sprawa, że zarówno Glossi, jak i będący pierwowzorem Pinterest opierają się na tej samej idei - internetowego ekshibicjonizmu myśli i uczuć. Za oceanem, jak się okazało, jest na to duży popyt i użytkownicy uwielbiają dzielić się swoim życiem w sieci (choćby nawet guzik ono kogokolwiek interesowało). Tymczasem u nas spotyka się to raczej z niezrozumieniem (ba, sam należę do grona tych malkontentów).
Dostęp do serwisu jest ograniczony zaproszeniami (w związku z tym, że to wersja beta). Twórcy jednak relatywnie szybko odsyłają je na pozostawione maile i pod 1-2 dniach można już się zarejestrować.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu