Przed premierą “Gliniarza z Beverly Hills: Axel F” miałem okazję porozmawiać z reżyserem i producentem filmu. Mark Molloy i Jerry Bruckheimer opowiedzieli o kulisach powstawania filmu, współpracy z Eddiem Murphym oraz ewentualnym sequelu.
Czy powstanie 5. część "Gliniarza z Beverly Hills"? Rozmawiamy z reżyserem i producentem!
Konrad Kozłowski: Zdołaliście połączyć w jednym filmie dwa style robienia filmów: ten z lat 80. z nowoczesnym kinem. Jak Wam się to udało? Jakie są kluczowe składniki?
Jerry Bruckheimer: Dobry scenariusz. To zawsze dużo pomaga, a mieliśmy świetny scenariusz. Mark wykonał dużo pracy z tym scenariuszem, by przenieść tę esencję z dwóch pierwszych filmów do czwartego.
KK: Po ostatniej scenie nie mogłem pozbyć się wrażenia, że czas zatrzymał się w miejscu. Czy czuliście to samo na planie, gdy kręciliście film?
Mark Molloy: Tak, czuliśmy, szczególnie przy tej ostatniej scenie. Czuliśmy, że ta chemia pomiędzy Rosewoodem, Taggartem i Axelem cały czas tam była. Kiedy posadziliśmy ich razem w samochodzie, a Axel Eddie na tylną kanapę, ta magia po prostu tam była. Tam się nic nie zmieniło.
KK: Muszę o to zapytać, bo ta ostatnia scena wygląda jak delikatna zapowiedź nadchodzącego filmu. Jak się czujecie z ewentualnym sequelem do "Axel F"?
MM: Ten film zaczął się od dobrego scenariusza, więc to co teraz musimy zrobić, to podążać za kolejnym dobrym scenariuszem i liczyć na to, że widzowie zobaczą film i będą chcieli kolejny, trzeba będzie nakręcić następny.
KK: Cała obsada jest świetna, z Eddiem Murphym na czele i powracającymi Judgem Reinholdem oraz Johnem Ashtonem, ale jestem ciekaw angażu Josepha Gordona-Levitta i Kevina Bacona. Co zadecydowało o wybraniu właśnie ich, by dołączyli do projektu?
JB: To naprawdę dobrzy aktorzy, o to tu chodzi. Są zabawni, są znakomici, cieszymy się, że mogli wystąpić. Kręcąc czwartą część franczyzy i mieć szansę na udział tak znakomitych aktorów, to niemałe osiągnięcie, a to zasługa Marka i scenariusza. To przekonało ich do udziału.
KK: W filmie jest krótka scena, gdy pada wspomnienie o trzeciej części, “nie twój najlepszy występ” - czy to było równie zabawne dla Was, co i dla mnie?
JB: Nie widziałem trzeciej części, więc nie mogę tego skomentować.
MM: Ja też nie widziałem trzeciego filmu, podobnie jak Jerry, więc nie możemy tego skomentować. Ale mieliśmy z tym spory ubaw.
KK: Ten balans pomiędzy dobrym humorem i poważnym tonem jest kluczem do sukcesu “Gliniarza z Beverly Hills” od samego początku. Czy zobaczymy więcej [zabawnych] scen, które nakręciliście, ale nie ma ich w filmie?
JB: Jest taka możliwość, że pojawią się dodatkowe rzeczy, które nie znalazły się w filmie, a które pokażemy widowni.
KK: A jak wyglądała Wasza relacja i chemia na planie pierwszego dnia? Byliście zdenerwowani, zestresowani czy w pełni zrelaksowani, bo ta historia była taka dobra?
MM: To mój pierwszy film, więc pierwszego dnia byłem naprawdę zdenerwowany - po drugiej stronie kamery był przecież Eddie Murphy. Mieliśmy naprawdę dużo wiary w scenariusz, był naprawdę dobry, odpowiednio się przygotowaliśmy. A kiedy masz właściwy scenariusz, musisz się go trzymać i tak było przez cały czas.
KK: Czy mieliście jakieś pomysły, by wspólnie pracować z aktorami, zmienić coś, bo czuliście, że byłoby właściwe pozwolić im improwizować?
MM: Tak, całkowicie. Kiedy pracujesz z Eddiem Murphym, musisz zostawić przestrzeń, by to się wydarzyło, bo to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy komik wszechczasów. Mieliśmy znakomity scenariusz, a jednym z moich obowiązków jest stworzyć przestrzeń dla Eddiego, Josepha i innych, by mogli improwizować i to są jedne z najzabawniejszych żartów w filmie.
KK: Pamiętasz jeden, dwa z nich?
MM: Jest tam świetna scena z helikopterem, gdzie zaczęliśmy od tego, co było na karcie scenariusza, a wtedy Eddie i Joseph wznieśli to na innym poziom. Naprawdę znakomita improwizacja.
"Gliniarz z Beverly Hills: Axel F" od jutra na Netflix!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu