Recenzja

Ghostwire: Tokyo - recenzja. Prawdziwa uczta dla miłośników Kraju Kwitnącej Wiśni

Kacper Cembrowski
Ghostwire: Tokyo - recenzja. Prawdziwa uczta dla miłośników Kraju Kwitnącej Wiśni
1

Ghostwire: Tokyo to jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie gier tego roku. Produkcja od pierwszego zwiastuna była przesiąknięta japońskim folklorem i zdawała się mieszać powagę ciężkiej sytuacji, w jakiej znalazł się główny bohater, z szalonymi pomysłami i poczuciem humoru rodem z japońskiej popkultury. Oczekiwania miałem zatem naprawdę ogromne, ale czy zostały one spełnione?

Za Ghostwire: Tokyo odpowiedzialne jest japońskie studio Tango Gameworks, założone przez Shinjiego Mikamiego, które głównie jest znane ze swojego debiutanckiego tytułu The Evil Within - chociaż na próżno szukać szczególnych podobieństw między tymi tytułami. Ghostwire to gra akcji z widokiem z pierwszej osoby, która w żadnym stopniu nie straszy tak mocno, jak debiutancki projekt studia. Produkcja została wydana przez Bethesdę i pomimo przejęcia firmy przez Microsoft, gra przez pierwszy rok będzie ekskluzywnie dostępna na PlayStation 5. Posiadacze Xboksów będą mogli sprawdzić ten tytuł dopiero w przyszłym roku, chociaż warto zaznaczyć, że najnowsze dzieło Tango w dniu premiery pojawi się również na komputerach osobistych z systemem Windows.

99% populacji Tokio zniknęło, a na ulicach zaczęły grasować duchy

Fabuła Ghostwire: Tokyo rozgrywa się w alternatywnej wersji stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie w wyniku pojawienia się gęstej, białej mgły, zniknęło aż 99% populacji. Zamiast ludzi po ulicach zaczęły grasować duchy, polujące na ludzkie dusze. Za całą intrygą stoi jednak tajemnicze ugrupowanie, których twarze ukryte są pod maskami.

Głównym bohaterem jest Akito - młodzieniec, który podczas pojawienia się tajemniczej mgły miał wypadek i stracił na chwilę przytomność. Ciało młodego mężczyzny zostało w tym czasie opętane przez mściwego i z początku dość antypatycznego ducha o imieniu KK, tym samym tworząc dwuosobowy zespół… w jednym ciele. KK nie ma zbytnio wyboru w ciałach do opętania w opustoszałym Tokio, a Akito bez obecności ducha nie będzie w stanie przetrwać w nowym świecie. Bohaterowie są więc na siebie skazani.

Mężczyźni postanawiają zatem wspólnie działać i osiągnąć swoje cele. Akito pragnie ocalić swoją siostrę Mari, która podczas pojawienia się mgły przebywała w szpitalu - i, jak się okazuje, główny zły ukryty pod maską Hannya jest nią bardzo zainteresowany. Celem KK jest właśnie wspomniany antagonista, którego motywy są zagadką, jednak obsesyjne ściganie demona zdaje się mieć związek z przeszłością KK w policji.

KK jest prawą ręką Akito - dosłownie i w przenośni

Chociaż to Akito ma kontrolę nad swoim ciałem, KK pozwolił sobie przejąć prawą rękę, pozwalając nam tym samym na używanie nadprzyrodzonych mocy. Dzięki temu jesteśmy w stanie strzelać pociskami z wiatru, wody i ognia przy użyciu wyłącznie naszych palców - co, trzeba przyznać, jest dość skutecznym sposobem na walkę z demonami z japońskiego folkloru.

To, muszę przyznać, jest element, na który czekałem z wypiekami na twarzy. Oglądając materiały, kiedy w przepięknym, neonowym Tokio, główny bohater atakuje przerażające demony mocami ze swojej ręki, byłem niesamowicie podekscytowany. I chociaż walka faktycznie jest efektowna, to liczyłem na coś więcej. Każda moc w Ghostwire: Tokyo ma zwykłe i mocne ataki. Podstawowymi mocami protagonisty są pociski ze wspomnianych wcześniej trzech żywiołów i każdy z nich charakteryzuje się czymś innym. Wiatr, który jest pierwszą dostępną umiejętnością, pozwala na strzelanie małymi pociskami na dość długi dystans. Jest to również moc, do której mamy najwięcej “amunicji” - i z tego powodu korzystamy z niej najwięcej do końca gry. Mocny atak w tym przypadku skutkuje wystrzeleniem kilku mocniejszych pocisków w jeden po drugim, co przydaje się w walce z demonami o większej wytrzymałości.

Używając wodnych pocisków, strzelamy szeroką taflą wody, która ma szansę zaatakować kilku przeciwników w jednej chwili. Są to jednak pociski krótkodystansowe, więc nie sprawdzą się w walce na odległość. Ogień pozwala za to na wypuszczanie potężnych fireballi z ręki protagonisty i jest to chyba najpotężniejszy pocisk dostępny w grze. Poza tym możemy korzystać z różnych talizmanów, dającymi wiele bonusów na polu walki, jednak nie są to już standardowe ataki, a dodatkowe możliwości, których zapasy musimy uzupełnić w sklepie. Poza nadprzyrodzonymi mocami, Akito potrafi (a w niektórych przypadkach nawet musi) polegać sam na sobie. W ręce protagonisty wpada łuk, który jest skuteczny w walce z demonami, chociaż decydując się na taki rodzaj walki musimy dbać o uzupełnianie strzał i działanie po cichu.

Ghostwire: Tokyo prosi się o więcej efektownych ataków

Niestety, wszystkie nasze moce w żaden sposób się ze sobą płynnie nie łączą, przez co można zapomnieć o imponujących kombosach, co jest wielką stratą - przez całą rozgrywkę czekałem na moment, w którym będę mógł połączyć ze sobą żywioły w jednym ataku, naładować jakiegoś ulta czy przyciągać się do latających przeciwników w celu późniejszego potężnego ataku z góry.

Takich możliwości w Ghostwire jednak nie uświadczymy. Walka jest niestety dość generyczna i skupia się na zwyczajnym naciskaniu lub trzymaniu R2. Nie ma tutaj również standardowych unikach czy dashach. Zamiast tego gra pozwala nam na zablokowanie nadchodzących ataków i chociaż potrafi być to efektywne (szczególnie, kiedy zrobimy to w perfekcyjnym momencie), to brakowało mi większej dynamiki w rozgrywce. Walka została zrealizowana dosyć… topornie? Podobnie brakowało mi jakiejś eterycznej katany, dzięki której będziemy mogli atakować demony w walce w zwarciu. Może delikatnie poniosła mnie fantazja, ale właśnie to mi się marzyło od pierwszej zapowiedzi Ghostwire - i nie mogę nie przyznać, że pod względem realizacji walki jestem delikatnie zawiedziony.

Nie oznacza to jednak, że walczy się źle. Używanie najróżniejszych żywiołów, wyrywania rdzeni demonów na odległość poprzez eteryczne tkanie czy wyrywanie ich ręcznie, synchronizowanie mocy Akito z mocami KK, odpalając tym samym coś w stylu tryb berserkera, było niewątpliwie przyjemne. Mimo wszystko, ten świat aż prosi się o więcej fajerwerków.

Uzupełnianie zasobów nigdy nie było tak przyjemne

Ghostwire: Tokyo w świetny sposób rozwiązało sposób uzupełniania zasobów, takich jak “amunicja” do nadprzyrodzonych mocy, zdrowia czy pieniędzy. W celu uzyskania wszystkich tych rzeczy, musimy rozwalić eteryczne przedmioty, których jest pełno w całym Tokio. Są to między innymi lewitujące samochody, automaty z napojami i przekąskami czy złote maneki-neko. Drugim sposobem jest wyrywanie rdzeni demonom, o czym wspominałem już wcześniej. Jest to zatem dość osobliwy, chociaż niesamowicie satysfakcjonujący sposób.

Zdobywane pieniądze możemy wydawać w sklepach. W związku z tym, że większość ludzi zniknęła, za ladą spotkamy lewitujące koty, u których możemy uzupełnić zapasy jedzenia - nic tak nie pomaga podczas walki jak butelka matchy i mochi na patyku czy onigiri. Latające kociaki mają również w swojej ofercie strzały do łuku, a nawet katashiro, do czego jeszcze wrócimy.

Poboczne aktywności w Ghostwire: Tokyo są perfekcyjną odskocznią

Ghostwire oferuje naprawdę spory, otwarty świat, który jest pełen pobocznych aktywności. Opustoszałe Tokio zawiera całe mnóstwo pozostawionych dusz, które możemy ratować właśnie dzięki katashiro - talizmanowi, który nosimy zawsze przy sobie. Uratowane dusze możemy uwolnić, oddając katashiro do budek telefonicznych, które są pewnego rodzaju portalem dla zbłąkanych duchów. Poza tym na swojej drodze spotkamy mnóstwo posążków, przy których modlitwa zapewni wzrost maksymalnej ilości amunicji w wybranym żywiole, bram które będziemy musieli wyzwolić, odkrywając tym samym część mapy i zdobywając specjalne przedmioty w postaci na przykład bransoletek, podnoszących pewne statystyki, na głaskaniu kotów i psów kończąc. Po Tokio biega mnóstwo shiba inu, które za nakarmienie odwdzięczą się zaprowadzeniem nas do specjalnej lokacji z pieniędzmi.

Niektóre z tych aktywności znajdują się na dachach. Ghostwire nie ma żadnego systemu parkouru, lecz nadprzyrodzone moce pozwalają nam w specjalnych miejscach przyciągnąć się do specjalnego demona znajdującego się na wysokości dachu budynku oraz na chwilowe latanie. Nie jest to jednak żaden rozbudowany system poruszania się w powietrzu, a zwyczajne lewitowanie na wprost.

Produkcja Tango Gameworks posiada również mnóstwo misji pobocznych, które są zaskakująco wciągające. Side questy zagwarantują nam historie trzymające w napięciu, w postaci chociażby odwiedzenia zapuszczonego domu graciarza, w którym więzi mnóstwo ludzkich dusz, przenosząc nas tym samym do nadprzyrodzonego wymiaru w celu stoczenia pojedynku. W Ghostwire spotkamy się jednak również z misjami które oferują typowo japońskie poczucie humoru, jak na przykład konieczność dostarczenia rolek papieru toaletowego duszy przebywającej w toi toiu, która swoim stękaniem przeszkadza innej duszy, przez co żaden z duchów nie jest w stanie zaznać upragnionego spokoju.

System rozwoju postaci delikatnie kuleje

Ghostwire: Tokyo posiada system rozwoju postaci. Każde wykonanie misji czy pokonanie wroga zapewnia przypływ XP. Kiedy nasz poziom się zwiększy, mamy więcej życia i otrzymujemy punkty umiejętności, które następnie możemy wydać na rozwój naszego bohatera. Drzewko umiejętności jest jednak dość rozczarowujące - większość dostępnych umiejętności to skrócenie czasu ładowania mocnych ataków, szybsze wyzwolenie bram, szybsze wyrywanie rdzenia demonom, więcej amunicji pozyskiwanej z eteru czy o kilka procent więcej życia do odzyskania przy okazji likwidowania przeciwników.

Drzewko umiejętności nie zagwarantuje nam zatem żadnych nowych ataków, a pozwala nam być bardziej efektywnymi w walce, poprzez mniejszy czas wymagany do pewnych aktywności. Pozytywnie zaskoczyło mnie jednak to, że do odblokowania wszystkich umiejętności potrzebne będą specjalne punkty, które otrzymujemy po wykonaniu misji pobocznych. Nie ma tutaj więc mowy o ulepszeniu swojej postaci do maksimum, skupiając się tylko na fabule - jeśli chcemy nie mieć sobie równych, musimy faktycznie poświęcić tej grze sporo godzin i zagłębić się w ten świat.

Oprawa audiowizualna, czyli miłość od pierwszego wejrzenia

Rzeczą, która od razu rzuca się w oczy przy pierwszym spojrzeniu na Ghostwire: Tokyo jest grafika. Gra wygląda wprost obłędnie. Twórcy perfekcyjnie odwzorowali stolicę Japonii, łącząc mnóstwo neonów, reklam i charakterystycznych sklepów czy automatów z tradycyjną architekturą, świątyniami i przepięknymi ogrodami. Całość wygląda naprawdę przepięknie, co jest tylko piętnowane przez biegające po świecie potwory z japońskiego folkloru. Jakość wykonania przeciwników również jest niesamowita i potrafią przejść ciarki pojedynkując się z wysokimi demonami bez twarzy podobnymi do Slender Mana, dziećmi w szkolnych mundurkach bez głów, latającymi maszkarami z ogromną szczęką i wielkimi, ostrymi zębami czy wysokim, zamaskowanym kobietom z przeszywającym wzrokiem. Design bossów jest jeszcze lepszy, lecz tego nie będę zdradzał, żebyście mieli niespodziankę podczas rozgrywki. Niestety jednak, piękna grafika przekłada się na optymalizację, nawet w trybie performance.

Przemierzając przerażającą wersję Tokio spotkamy również najbardziej znane miejsca, takie jak Shibuya Crossing czy Tokyo Tower. Cała gra jest prawdziwą gratką dla fanów Japonii i popkultury tego kraju - jeśli podobnie jak ja jesteście zakochani w Kraju Kwitnącej Wiśni, będziecie wprost oczarowani. To naprawdę niesamowite, w jakim stopniu Tango Gameworks odwzorowali swój rodzimy kraj, dbając o najmniejsze szczegóły - wliczając w to znaki drogowe, kubły na śmieci, architekturę osiedli z wąskimi dróżkami i wiele, wiele więcej. Na wyróżnienie zasługuje również muzyka, która idealnie wpasowuje się w otaczający nas klimat i niejednokrotnie potrafi wnieść wrażenia z danej sytuacji na wyższy poziom.

Recenzja Ghostwire: Tokyo - podsumowanie

Ghostwire: Tokyo to minimum kilkunastogodzinna przygoda, która przedstawia nam bardzo poprawną historię, zachwyca klimatem i oprawą audiowizualną, a także sprawia sporo frajdy z korzystania z nadprzyrodzonych mocy. Otwarty świat został tutaj naprawdę dobrze zagospodarowany i potrafi zabawić gracza na spokojnie ponad 30 godzin. Ghostwire okazało się dokładnie tym, na co liczyłem - czyli prawdziwą ucztą dla miłośników Japonii oraz popkultury i folkloru tego kraju. Niestety nie da się nie odnieść wrażenia, że pełny potencjał tego projektu nie został wykorzystany, co przejawia się głównie dość toporną i na dłuższą metę nużącą walką, w której zwyczajnie brakuje różnorodności i efektowności. Brakuje mi również bardziej zaawansowanego systemu parkouru i rozbudowanego systemu rozwoju postaci.

Jest to produkcja z pewnością godna polecenia, która bez dwóch zdań jest w stanie Was porwać. Ja spędziłem w grze niemal 20 godzin i bawiłem się naprawdę doskonale i chociaż dostrzegam pewne braki, zdecydowanie przeważają pozytywne odczucia. Tym samym z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Sony zyskało naprawdę jakościową grę na wyłączność na PlayStation 5 na najbliższy rok.

Ocena: 7.5/10

Ghostwire: Tokyo - plusy i minusy
plusy
  • Niesamowita grafika
  • Nienaganna muzyka
  • Solidna historia
  • Odwzorowanie Tokio
  • Misje poboczne
  • Ilość i przede wszystkim jakość dodatkowych interakcji
  • Dobrze zagospodarowany otwarty świat
  • Japoński folklor w najlepszej postaci
  • Świetny design postaci
  • Klimat
  • Przenikający nadprzyrodzony świat
minusy
  • Brak większej liczby efektownych ataków i możliwości tworzenia combo
  • Rozczarowujące drzewko umiejętności
  • Kłopoty z optymalizacją

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu