Filmy

„Randka, bez odbioru” z Apple TV+ to film tak słaby, że mógłby trafić do oferty Netfliksa

Patryk Koncewicz
„Randka, bez odbioru” z Apple TV+ to film tak słaby, że mógłby trafić do oferty Netfliksa
13

Apple znów zaskakuje – gigant pokazał, że nawet ze sporym budżetem i hollywoodzkimi gwiazdami można stworzyć beznadziejny film.

Ehh, od czego by tu zacząć… chyba powinienem od uderzenia w pierś – jeszcze do niedawna twierdziłem, że w ofercie Apple TV+ nie ma słabych produkcji. Po obejrzeniu Ghosted (lub jak kto woli „Randki, bez odbioru”) zmieniam zdanie. Kilka razy podczas seansu musiałem upewnić się, czy aby na pewno nie oglądam filmu na Netfliksie.

Hej AI, wygeneruj komedię szpiegowską, opartą na najbardziej sztampowych motywach

Zanim zacznę się pastwić nad mankamentami nowego filmu od Apple, zatrzymajmy się przy tytule. Który mamy rok? Bo myślałem, że czasy tragicznie nietrafionych tłumaczeń mamy już za sobą, a tymczasem ktoś w Apple postanowił zmienić trafione Ghosted na „Randka, bez odbioru”. Dlaczego Ghosted? Bo główny bohater zostaje „zgołstowany” przez potencjalną partnerkę, czyli po prostu zignorowany na wszystkich frontach po teoretycznie udanej randce. To zjawisko, które ma faktycznie miejsce w popkulturze i zostało nawet wytłumaczone w filmie. Dlaczego więc „Randka, bez odbioru”? Bo Ghosted próbuje być filmem akcyjno-szpiegowskim. A to nawet bardziej żenujące, niż polskie tłumaczenie.

Źródło: Apple

„Randka, bez odbioru” (celowo będę tych tytułów używać naprzemiennie) miał być luźnym filmem z pogranicza kina akcji i komedii romantycznej, a to schematy już tak mocno przeorane, że potrzeba naprawdę dużego kunsztu reżyserskiego, żeby wyciągnąć z tego coś oryginalnego. W tym przypadku w rolę reżysera wcielił się Dexter Fletcher i chyba przed przystąpieniem do pracy poprosił Chat GPT o wygenerowanie sztampowych motywów, które stał się później podstawą do stworzenia filmu.

Mamy tu bowiem nieco nierozgarniętego faceta z prowincji, który na co dzień zajmuje się sprzedażą kwiatów i pomocą przy zarządzaniu rodzinnym gospodarstwem, oraz piękną i tajemniczą Sadie, która pojawia się znienacka w życiu wspomnianego wyżej Cole’a, szybko nawiązując z nim pasywno-agresywną relację, mającą w teorii zaznaczyć dwa zróżnicowane temperamenty między przyszłymi kochankami. W praktyce widzieliśmy to już setki razy i to w dużo lepszym wydaniu – Panie Fletcher, szanuj Pan swoich widzów i przy następnym filmie sięgnij po mniej przewałkowane sceny.

Sadie znika szybciej, niż się pojawiła, a zauroczony Cole – zmotywowany tytułowym ghostingiem –postanawia rzucić wszystko i ruszyć w podróż za ocean, by zaimponować partnerce. Skąd wie gdzie Sadie wyjechała? Bo wrzucił jej swoje leki na astmę do torebki, a wcześniej przyczepił do nich… lokalizator (pewnie AirTaga). Niedorzeczne? Owszem, ale to dopiero przedsmak nachodzących idiotyzmów.

Znani aktorzy i wysoki budżet to nie wszystko

Filmy i seriale z Apple TV+ zdążyły nas już przyzwyczaić do wysokobudżetowego rozmachu oraz nieco pompatycznej atmosfery. Długo zastanawiałem się, czy to przypadkiem nie przez te przyzwyczajenia Ghosted oglądało mi się tak… beznamiętnie? Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest tani gniot z amatorami w rolach głównych – mówimy tu przecież o Chrisie Evansie i Anie De Armas, czyli hollywoodzkich gwiazdach, znanych z hitowych produkcji. Ale sami aktorzy to nie wszystko, bo na film – nawet ten dla mainstreamu – trzeba mieć jeszcze jakiś pomysł. Tymczasem Dexter Fletcher wraz z ekipą postanowili wrzucić do Ghosted miks przewałkowanych schematów z typowych historii romantycznych i przykryć to znanymi aktorami.

Źródło: Apple

Niestety nie tędy droga i paradoksalnie lepiej chyba sprawdziliby się w tej produkcji aktorzy z niższej półki, bo wtedy przynajmniej od samego początku widz miałby przeświadczenie, że zasiada do oglądania niezobowiązującego średniaka. Odtwórcy głównych ról po prostu duszą się w swoich postaciach i choć technicznie robią co mogą, by było śmiesznie i romantycznie, to sam scenariusz nie pozwala im rozwinąć skrzydeł. Dialogi są męczące, nieśmieszne i źle rozpisane, przez co trudno uwierzyć w chemię między bohaterami – a to przecież ona powinna stanowić podstawę komedii romantycznej!

Źródło: Apple

No to może chociaż te seny akcji? Wszakże to przecież film połowicznie szpiegowski, czyż nie? Niby tak, ale to też nie wyszło za dobrze. Bez większego spoilerowania zdradzę Wam, że Sadie jest zamieszana w intrygę z groźnymi przestępcami i Cole przez przypadek także trafia na celownik bandziorów. Nie zabrakło więc strzelanin i licznych sekwencji walki wręcz, ale nakręconych w wyjątkowo netfliksowym stylu. Co to oznacza? Że są one po prostu wypełniaczem wrzuconym na siłę – ani trzymające w napięciu, ani wizualnie atrakcyjne. Po prostu są, bo muszą być, więc jeśli je przegapicie robiąc sobie herbatę, to nic nie stracicie.

Ghosted to ten tytuł z gatunku „5/10”, który puszczacie, gdy nie ma nic innego do oglądania. Pełny nielogicznych fikołków fabularnych, nieśmiesznych żartów, szarych postaci i schematycznych scen walki. To produkcja Apple – widać więc, że wyłożono na nią niemałe pieniądze, ale chyba po raz pierwszy oglądałem film z biblioteki TV+, w którym wysoki budżet nie przekłada się na wrażenia z oglądania. Dla fanatycznych sympatyków Kapitana Ameryki (w sensie Chrisa Evansa) może być to opcja godna rozważenia w ostateczności. W innych przypadkach stanowczo odradzam. Szanujcie swój czas.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu