Plotki i przecieki o takim tworze krążyły po sieci od dłuższego czasu, a wczorajszego popołudnia wszystko przestało mieć znaczenie, ponieważ Google oficjalnie zaprezentował własną klawiaturę dla iOS. Obyło się bez niespodzianki - trafiła tylko do amerykańskiego App Store i gotowa jest na anglojęzycznych użytkowników. Mimo to, Gboard błyskawicznie stała się moją domyślną klawiaturą.
Znam wiele osób, które przed zmianą klasycznego telefonu na smartfona broniły się rękami i nogami. Jednym z najczęściej wymienianych argumentów "przeciw" było przywiązanie do fizycznej klawiatury, prawdziwych klawiszy, których zastąpienia tymi wyświetlanymi na ekranie niektóre osoby nie potrafił sobie wyobrazić. Dziś jest wręcz odwrotnie - powrót do typowej klawiatury i potrzeba wciskania każdego przycisku, rezygnacja z gestów swipe wydają się czymś niemożliwym.
Faktem jest, że klawiatury dysponują poważną przewagą nad tym fizycznymi, a jest nią oczywiście wysoki poziom personalizacji. Obecna w urządzeniu klawiatura nie mogła być zmieniona - to my musieliśmy do niej przywyknąć. Obecnie jest odwrotnie, to my dobieramy klawiatury do naszych potrzeb, a ich autorzy prześcigają się w swoich pomysłach, by uczynić korzystanie z klawiatury przyjemnością. Swego rodzaju przełomem było wprowadzenie obsługi gestów, a obecnie trwa wyścig o najlepszy tryb pisania jedną ręką i dodatki. To właśnie nimi przekonała mnie Gboard.
Gboard to Google w każdej aplikacji
A będąc precyzyjnym - tylko jednym dodatkiem. Z łatwością można było przewidzieć najważniejsze karty w rękach Googlersów - niewykorzystanie siły wyszukiwarki we własnej klawiaturze byłoby ogromnym błędem, którego oczywiście nie popełniono. Gboard to klawiatura przede wszystkim pozwalająca mi w mgnieniu oka sięgnąć po treści, o które mnie ktoś poprosi, zapyta lub po prostu będą mi potrzebne z innego powodu. Przesłanie konkretnego adresu, linku do lokalizacji w Google Maps, obrazka czy strony internetowej to popularna bułka z masłem. Naturalnie, piszę to z perspektywy użytkownika systemu iOS, który ma równie dużo do czynienia z Androidem. Platforma Google znacznie wcześniej i lepiej rozwiązała problem wymiany danych pomiędzy aplikacjami, co potrafi być kłopotliwe lub niewygodne na iOS-ie. Każde ułatwienie i skrócenie tego procesu warto docenić.
Jeszcze nie dla nas
Niestety, w niczym więcej klawiatura Google nam nie pomoże. Jeszcze. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości trafi ona na inne rynki, w tym polski, a wtedy pojawi się także wsparcie dla naszego języka. Wtedy też bez problemu będziemy mogli skorzystać z autokorekty, gestów swipe i podpowiedzi wyrazów. W tej chwili możliwe jest "wklepywanie" treści znak po znaku, co może niektórym odpowiadać. Uważajcie jednak, bo nie wszystkie znaki diakrytyczne są dostępne.
Zmiana klawiatury "w locie" na iOS jest bezkłopotliwa, dlatego gdy tylko zajdzie taka potrzeba, będę mógł siegnąć po tę, z której korzystałem dotychczas, czyli systemowej klawiatury od Apple. Na co dzień jednak pierwsze skrzypce odgrywać teraz będzie Gboard, ponieważ piszę mi się na niej dość wygodnie (potrzebuję jeszcze kilku dni na nabranie odpowiednich nawyków mechanicznych), a posiadanie "pod palcem" zasobów wyszukiwarki Google bywa zaskakująco często pomocne.
Obecnie Gboard pobierzecie jedynie z amerykańskiego App Store - wymagane jest posiadanie konta w tej wersji sklepu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu