Felietony

Gazeta.pl to kamień u szyi Agory. Pora to zmienić. [Opinia]

Grzegorz Marczak
Gazeta.pl to kamień u szyi Agory. Pora to zmienić. [Opinia]
Reklama

Autorem poniższego tekstu jest Piotr Koźmin Media doniosły o nominacji Pawła Wujca na szefa pionu Internet Agory. Jak wynika z informacji prasowej,...

Autorem poniższego tekstu jest Piotr Koźmin

Reklama

Media doniosły o nominacji Pawła Wujca na szefa pionu Internet Agory. Jak wynika z informacji prasowej, z „Wyborczą” związał się ponad 20 lat temu, zaś od ponad 10 lat zaangażowany jest w działania internetowe Agory. Nie znam Pawła Wujca osobiście, i zapewne jest on człowiekiem wielu zalet i kompetencji. Mam natomiast obawy, czy jest to obecnie najlepsza decyzja kadrowa, która sprawi, że rozwój internetu w Agorze zmieni wreszcie profil z defensywnego na ofensywny i Agora wybudzi się z wirtualnego marazmu. Jedynie koncentracja na core businessie oraz konsolidacja projektów go wspierających w modelu komplementarnym może dać Agorze długofalowy, stabilny sukces finansowy w Internecie. Bo chyba Agora nie chce miotać się za parę złotych od Plotka do Plotka?

Uprzedzę domysły i powiem od razu – czytam GW codziennie w Internecie, bo cenię ją za dziennikarski profesjonalizm i kompatybilność z moim światopoglądem. Wyborcza jest na rynku od bez mała dwudziestu lat, Internet w Polsce – niewiele krócej. I mimo tego Agora do dziś nie ma spójnej strategii internetowej, nie jest tutaj ani liderem, ani tym bardziej innowatorem. Internet nie dał Agorze wartości dodanej na miarę jej ogromnego potencjału. Paweł Wujec zna zapewne swoją firmę od podszewki, i to w mojej opinii jest akurat istotną wadą – zna ją zbyt dobrze, od 20 lat. Zna na wskroś jej możliwości i ograniczenia, jest insiderem w największej mierze, jaką można sobie tylko wyobrazić. Czy będzie w stanie wykrzesać z Agory coś innego poza doraźnym przegrupowaniem na matrycy możliwości i ograniczeń, którą zna na pamięć?

Agora potrzebuje świeżej krwi, człowieka, który powie zarządowi tej firmy kilka słów prawdy o jej wielkiej, acz systematycznie traconej szansie w Internecie. Kilka słów bardzo gorzkiej prawdy, którą zarząd zaakceptuje i z którą się utożsami. I którą rozpropaguje skutecznie po firmie. A jak już się to katharsis dokona, to ów człowiek powinien przedstawić jej strategię inną niż ekstensywna kontynuacja. Zapewne strategię zrywającą w wielu obszarach z zakorzenionymi wyobrażeniami i zwyczajami na Czerskiej. Strategię, po której zarząd nie będzie mógł spać przez tydzień, zanim ją przetrawi. Poczuje się nią dotknięty do żywego i pokłóci się na chwilę ponad towarzyskimi koneksjami. Taką strategię na Internet, po której wszystko będzie się dzieliło na przed i po.

Od 2003 r. GW posługuje się zręcznym i zmyślnym sloganem, który przemawia do mojej wyobraźni: „Nam nie jest wszystko jedno”. Rozumiem go w ten sposób, że ma ona ambicje być medium opiniotwórczym, liderem opinii, który zabiera głos w ważnych sprawach i żyje nie od wydania do wydania, tylko w horyzoncie czasowym obejmującym całe dekady zmian społecznych. Właśnie – społecznych, nie tylko politycznych i nie tylko ekonomicznych, i to nie w konwencji „walki kogutów” podsycanej przez „Niedziennikarza roku”, ale pogłębionej analizami refleksji. W świecie tradycyjnego „papieru” GW daje radę, chociaż zupełnie nie rozumiem, dlaczego w niedzielę wieczorem reklamuje się w telewizji zapowiedziami rodem z tabloidów pod hasłem „Jutro piszemy o tym, o ile zwiększy / zmniejszy się Twoja emerytura”. Stylistyka wyjęta żywcem z tzw. „Superfaktu”, kreującego się na obrońcę gnębionych przez cara i urzędników (lub Torańskich „Onych”) ludu. A 10. października 2008 roku Wyborcza w ramach dodatku zaoferowała … komplet noży kuchennych, może dla tych uciśnionych niską emeryturą. Horror. Groteska na miarę sportretowanej w „Dniu Świra” sytuacji, w której bohater, inteligent niczym szlachta zubożały, odwraca „Gazetę” grzbietem do góry i wytrząsa z niej niezliczone inserty, a w przebitkach przelatują ekologiczne sceny wyrzynanych drzew.

W takich oto działaniach Agora doprowadza do dryfu swojego statku-matki „Wyborczej” na wodach Internetu. Nie koncentruje się na swoim core businessie (lider opinii „od ważnych spraw”) skierowanym do podstawowej grupy docelowej, za to jest nieustającym „goniącym” (follower), imitującym mniej czy bardziej niezdarnie cudze pomysły, niegrającym w swojej lidze. Jak ktoś z agorowych decydentów od Internetu spojrzy w lustro nie uciekając wzrokiem, powinien spalić się z zażenowania po skopiowaniu Pudelka w postaci Plotka. Ogień zgagi moralnej powinien sięgać do przełyku i buchać dookoła ku uciesze gawiedzi. I to nie dlatego, że oba serwisy to estetyczny obciach, bo taka jest konwencja, tylko dlatego, że wartość dodana Agory w tym projekcie wynosiła dokładnie zero. To bowiem innowacja stanowi o trwałej przewadze konkurencyjnej w nowych mediach, a jeżeli gracz o potencjale Agory jej w Internecie wg mojej opinii zupełnie nie ma, jest to złowieszczy sygnał, który zarząd powinien zidentyfikować już na horyzoncie, a nie ante portas.

Czy serwisy GazetaDom lub Gazeta pracy to innowacja, czy kontynuacja papierowych wydań – bez polotu? A może skopiowany od TVN24 Alert24, wpisujący się w „interwencyjny” nurt zaspokajania przaśnej ciekawości – wpierw cyknę fotkę z wypadku i prześlę do portalu, a potem to może udzielę pomocy ofiarom (albo i nie)? Albo HappyDay – tylko kto dzisiaj (raczej wczoraj) nie robi kolejnego klona Grupona? Na osłodę lubiana przeze mnie tuba.fm – faktycznie coś tam można nowatorskiego wyłuskać, ale, na Boga, czy to wszystko to Barejowski miś na miarę marzeń i możliwości Agory?

Serwis Wyborcza.pl jest w mojej opinii jako czytelnika świetny merytorycznie, tak dobry jak macierzysta Gazeta Wyborcza. Ale po co, do kroćset, rozpraszać uznany brand na dziwaczny dualizm w postaci gazeta.pl i wyborcza.pl, których część ludzi po prostu nie rozróżnia? Świetny przykład tego zjawiska daje komentarz pod artykułem na Antywebie: (Gość: „fakt.pl, wyborcza.pl, se.pl - gdyby pozamieniać banery pewnie i tak nikt nie wyczułby ticku...” / Gość: „sorry - gazeta.pl (nie wyborcza - pomyłka!”). Gazeta.pl to kolejny tabloidowy, „mainstreamowy” portal horyzontalny, który swój zasięg buduje na przysłowiowych „trupokilometrach” (wypadki i nieszczęścia), niby-newsach zwanych faktoidami i lifestyle’owych wynurzeniach kilku nimfomanek i ich męskich odpowiedników. Wiem, ludzie to czytają (niektórzy ukradkiem), ale brand „Gazety” konotowany nierozerwalnie z „Wyborczą” to kiepski wehikuł dla takich projektów – w ten sposób opiniotwórcza wyborcza.pl rozpłynie się w tabloidowej gazeta.pl, niczym partia miała się rozpłynąć w narodzie i stać zbędna, jak to ob. Piszczyk zgrabnie skonkludował w referacie dla naczelnika więzienia.

Reklama

Jasne jest, że dla maksymalizacji zysku (a taki jest cel Agory jak każdej racjonalnej spółki prawa handlowego) lepiej dywersyfikować źródła przychodów. Ale z rozmysłem, nie rzucając się na wszystko, z czego może skapnąć dziś trochę grosza, bo te krople niechybnie rozkruszą w końcu fundament. Nie wierzę, żeby w Agorze nie postrzegali „Plotkowych” projektów w kategoriach koniecznego kompromisu biznesowego, nawet może mniejszego zła. Ale OK, w końcu to biznes. Zwłaszcza biznes wydawniczy, czyli core Agory, nie ma w Internecie lekko i musi się posiłkować różnymi projektami, aby bilans się domykał, zwłaszcza jeżeli jest się odpowiedzialną spółką notowaną publicznie. Tylko czy akurat rozpraszanie się na niekomplementarne biznesy to optymalna długofalowa strategia, czy zaledwie pomysł na doraźne przetrwanie? Niech sobie tam Agora nawet produkuje kolejne mutacje Plotka. Tylko niech też zacznie jasno zarządzać brandami, żeby na koniec dnia nie stracić perły w koronie (Wyborcza) na rzecz sztucznej biżuterii – chyba, że w niej zacznie się specjalizować. Żadna to ujma, ale niech to będzie jasne, bo mieszanie wódki z winem to pewna recepta na kaca. Może wyborcza.pl powinna być brandem A jako tym wynikającym wprost z wydawniczego core businessu, a taka gazeta.pl – brandem B. Grunt, żeby brand A od brandu B konsekwentnie odseparować, bo teraz ludzie myślą że gazeta.pl to portal Wyborczej. Ze szkodą dla Wyborcza.pl. Stawiałbym też na konsolidację marek wokół brandu wiodącego; raczej na redukcję bytów, niż ich namnażanie, bo to wprawdzie krótkookresowo buduje zasięg, ale długofalowo uzależnia biznes od jednego źródła przychodów (reklamy), bez widoków na mityczny niczym Atlantyda paywall. W sumie sam nie wiem, czy wierzę w powodzenie paywalla, ale jeżeli komuś ma się to udać, to właśnie Agorze. Główna grupa docelowa mediów opiniotwórczych będzie najprędzej skłonna płacić za profesjonalne treści. Ja jestem.

Jeżeli Agora chce serio podchodzić do Internetu, musi się zmierzyć z realnymi, zewnętrznymi, globalnymi wyzwaniami, a nie dokonywać kolejnych wewnętrznych przetasowań, pałacowych rewolucyjek. W rozumieniu Internetu jest wydawcą – „producentem contentu”, a ci mają od dłuższego czasu nie lada zgryz – z czego żyć po tym, jak ostatni żywy człowiek przestanie kupować „papier”. To przecież duzi gracze formatu Agory powinni tu kształtować rzeczywistość, a nie tkwić w okowach jakiś archaicznych koncepcji typu „płatny dostęp do archiwum”, albo stawać z ostatniego miejsca w szranki do pudelkowych wyścigów. Panowie na Agorze, koncepcja paywalla to gorący temat z Waszego podwórka, to Was wołają do tablicy. Niech Wam sentymentalny triumfalizm niegdysiejszej, zachwianej Rywinem medialnej potęgi tego wołania nie zagłuszy.

Reklama

Dzisiejsza Agora nie potrzebuje w Internecie zachowawczej kontynuacji o ewolucyjnym zabarwieniu. Jeżeli Paweł Wujec przynajmniej upora się z dualizmem Wyborcza.pl / Gazeta.pl albo zrealizuje (nie tylko zapowie) coś równie spektakularnego, a przede wszystkim będzie potrafił zdyskontować komercyjnie (paywall) w długiej perspektywie w Internecie ogromny potencjał Wyborczej jako wytwórcy opiniotwórczego contentu dla bardziej wymagających (core business), wtedy powiem z przekonaniem, że ta nominacja miała sens.

Piotr Koźmin

Zdjęcie

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama