Gra o Tron od Telltale Games może nie przyciąga tylu fanów co serialowy odpowiednik. Nie ustępuje mu jednak pod względem liczby trupów, fantastycznej ...
Gra o Tron od Telltale Games może nie przyciąga tylu fanów co serialowy odpowiednik. Nie ustępuje mu jednak pod względem liczby trupów, fantastycznej historii, niepewności i napięcia, które towarzyszy każdej scenie. Właśnie zadebiutował ostatni episod serii.
Telltale Games, studio odpowiedzialne za The Walking Dead czy Tales of the Borderlands, jest zdecydowanie na fali. Idea gier - interaktywnych filmów, które debiutują na rynku w odcinkach wypuszczanych co kilka miesięcy okazała się strzałem w dziesiątkę.
Game of Thrones od Telltale została osadzona wewnątrz historii opowiedzianej przez George'a Martina. Na początku jesteśmy uczestnikami "Krwawych Godów", które zakończyły się tragicznie dla rodu Starków. Nie oni są jednak bohaterami tej opowieści a ich sojusznicy, rodzina Forresterów. Specjalizują się oni w obróbce drewna i słyną z produkcji tarcz. W trakcie niesławnego wesela ginie przywódca rodu - Lord Gregor. To sprawia, że Forresterowie znajdują się na równi pochyłej. Kolejne wydarzenia to kolejne trupy. Cudownie ocalały z masakry najstarszy syn Rodrik musi zawalczyć o stabilność dla swojej rodziny. Jak łatwo się domyślić nie będzie to proste.
Forresterowie zostali stworzeni na wzór Starków. Wielu bohaterów jest wręcz kopiami swoich książkowych (i serialowych) odpowiedników. Jeżeli nie jesteście fanami twórczości Martina, możecie poczuć się tutaj zagubieni i zdezorientowani. Fabuła jest bowiem bardzo mocno z nią powiązana, co już widać na początku. W miarę rozwoju akcji bohaterów z serialu przybywa, a my jesteśmy świadkami (lub nawet uczestnikami) zaprezentowanych w nim wydarzeń. Dla fanów to prawdziwa gratka. Dla wszystkich pozostałych będzie jednak zagmatwaną historią trudną do ogarnięcia.
Akcja jest prowadzona na kilku płaszczyznach. Najpierw obserwujemy losy giermka Garreda Tuttle, który chcąc nie chcąc zostaje członkiem Nocnej Straży (analogia do Jona Snowa nie jest przypadkowa). Potem musimy się odnaleźć w intrygach dworskich w Królewskiej Przystani jako Mira, służąca Margaery Tyrrell. Jest jeszcze wygnany do Essoss Asher, typowy wojownik, który również odegra kluczową rolę w historii swojego rodu. Najważniejsze wydarzenia toczą się w Ironrath, twierdzy rodu Forresterów, która musi się borykać z napaścią konkurujących z nimi od lat Whitehillów wspieranych przez ród Boltonów z bezwzględnym Ramsayem na czele.
Szczegółów nie chcę zdradzać, bo historia jest pełna niespodzianek. Popsułbym tym samym Wam całą zabawę z ich przeżywania. Muszę jednak zaznaczyć, że dawno nie widziałem gry, w której umiera tyle postaci. Pod tym względem gra niczym nie ustępuje swojemu pierwowzorowi. Dawno też nie miałem takiego poczucia beznadziejności i bezradności. Każdy sukces jest tutaj okupiony kolejną tragedią. Tak naprawdę zatem przez całą grę jesteśmy zaskakiwany przez dramatyczne zwroty akcji. Trup ściele się gęsto, a twórcy bez skrępowania serwują nam krwawe widoki, zmuszając do współczucia. Warto przygotować się na skrajne emocje, co zresztą Telltale serwuje nam przy okazji większości swoich tytułów.
Rozgrywka ma nieco inny charakter w przypadku poszczególnych postaci. Mira próbuje wspierać swój ród, budując kontakty i szukając sojuszników na dworze. Historia Garreda jest natomiast niemal dokładnym odzwierciedleniem losów Jona Snowa. To w niej trafimy za mur i stoczymy wiele walk z "Innymi". Równie wiele (a nawet więcej) bitew stoczymy jako Asher. Najwięcej emocji wywołuje jednak pełna upokorzeń i tragedii historia najstarszego syna Rodrika, nowego przywódcy rodu.
Tradycyjnie poza setkami dialogów czekają na nas tutaj wszędobylskie sekwencje QTE. Telltale ma już wprawę w tej kwestii, więc używa tego narzędzia w sposób dość przemyślany. Jeżeli jednak nie jesteście fanami prowadzenia gameplayu w taki sposób, przygotujcie się na prawdziwą drogę przez mękę.
Najgorsze w tym wszystkim jest... zakończenie. Wydany w lipcu piąty epizod zakończył się solidnym uderzeniem, po którym nie mogłem się wręcz doczekać kontynuacji. Twórcy nie śpieszyli się, bo wydali ją dopiero cztery miesiące później i kompletnie rozczarowali. Wątki, które wydawały się być ostatnią deską ratunku dla Forresterów zostały bezlitośnie ucięte i ostatecznie niczego nie zmieniły. Całość natomiast zwieńczyło identyczne zakończenie niezależne od podejmowanych przez nas decyzji. Niestety nie jest to zakończenie zamknięte, a raczej sprawia wrażenie otwarcia dla kolejnego epizodu. Tego jednak już nie będzie, a drugiej serii póki co nie zapowiedziano. Ja poczułem się oszukany.
Game of Thrones to wybitny przykład tego, jak można zniszczyć grę fatalnym zakończeniem. Pierwszy epizod zaczął się niemrawo i z trudem zmusiłem się do drugiego. Nie żałowałem, bo ten i trzy kolejne odsłony wywołały u mnie dreszcze na plecach. Bawiłem się doskonale i chłonąłem opowiadają przez Telltale historie, pozwalając targać moimi emocjami niczym chorągiewką na wietrze. Po zakończeniu sezonu spodziewałem się tego samego i być może dlatego jestem tak bardzo rozczarowany.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu