VOD

Oglądajcie na największym ekranie. Fundacja to zawiłe i przepiękne sci-fi

Konrad Kozłowski
Oglądajcie na największym ekranie. Fundacja to zawiłe i przepiękne sci-fi
Reklama

Jedna z perełek debiutuje dzisiaj na Apple TV+. "Fundacja" obiecywała rozbudowaną fabułę i spektakularną oprawę wizualną, dlatego spieszę donieść, że cel został osiągnięty. Nie każdy aspekt serialu jednak spodoba się widzom.

Jeżeli za serial sci-fi zabiera się studio mające w swoim dorobku filmy z serii Terminator czy Mission:Impossible, a także Star Treka czy Anihilację, to jednego można być pewnym - przed nami wypakowany efektami specjalnymi seans, który powinien zrobić pewne wrażenie. Materiał źródłowy, czyli książka Isaaca Asimova, to perfekcyjny grunt dla umiejętności ekipy ze Skydance Media, bo na każdym kroku są one niezbędne, by wykreować opisywany na kolejnych stronach świat. Zróżnicowane planety, statki i przestrzeń kosmiczna, a także inne rasy niż ludzie - to wszystko wymaga nakreślenia rzeczywistości od podstaw, a Skydance właśnie tym się zajmuje.

Reklama

Każdy odcinek "Fundacji" to uczta dla oczu i uszu

Podejrzewam, że duża część z Was widziała zwiastuny "Fundacji", które momentami wręcz zachwycały. Cieszę się, że po przedpremierowym seansie mogę napisać, iż to wszystko była prawda. O warstwie wizualnej serialu można prawić w samych superlatywach, bo to przepiękny przykład tego, jakimi możliwościami dzisiaj dysponujemy. Każdy aspekt scenografii i najbliższego otoczenia, który wymagał ingerencji komputera, jest niemalże jak prawdziwy. Czasy, gdy seriale sci-fi uciekały od pokazywania najbardziej imponujących scenerii, statków i zdarzeń mamy za sobą. "Fundacja" zaciera granicę, która dzieli seriale i największe hollywoodzkie hity. Po seansie jednego z odcinków miałem wrażenie, że właśnie zobaczyłem kinową produkcję. Tak, jest tak dobrze. A historia opowiadająca o upadającym galaktycznym imperium, w miejsce którego ma narodzić się drugie, jest idealnym projektem dla zespołu Skydance.

Fani książki, bądźcie gotowi na zmiany. Poważne zmiany

Mający za sobą lekturę książki na pewno będą zaskoczeni zmianami, których dokonano w wielu aspektach serialu. Fabularnie niezbędne było pominięcie niektórych wątków, rozwinięcie innych oraz położenie nacisku na te, które pozwolą lepiej przedstawić historię - takie zabiegi są stosowane powszechnie i dotyczą prawie wszystkich ekranizacji, dlatego nie powinno być to zaskoczeniem. Doszło też do zmian przy obsadzaniu konkretnych ról i tak, na przykład, Salvor Hardin stał się kobietą (w tej roli Leah Harvey). To jej losy śledzimy od początku serialu, ale nie dzieje się to tak czytelnie, jak niektórzy by oczekiwali. Zapomnijcie o chronologicznym przedstawianiu wydarzeń, wyjaśnianiu każdej niejasności, a na dodatek na konkretne zawiązanie akcji będziecie musieli zaczekać kilka odcinków. W serialu padają określenia, nazwy i terminy, które usłyszycie pierwszy raz, ale nie spodziewajcie się dialogów wyjaśniających każdy z nich - to może być trudny w odbiorze serial dla wielu osób.

"Fundacja" nie będzie Gwiezdnymi Wojnami. Musicie uzbroić się w cierpliwość

I tutaj mierzymy się chyba z największym problemem "Fundacji" z perspektywy wielu widzów. Nie jest to produkcja mająca dorównać poziomem wartkiej akcji "Gwiezdnym Wojnom", a na coś takiego mogli niektórzy liczyć. Dynamiczne zwiastuny mają się nijak do zawartości, bo "Fundacja" zmusza widza do dokładnego słuchania i przyglądania się poszczególnym scenom. Oczekuje, że widownia będzie w stanie samodzielnie łączyć niektóre sprawy, analizować i wnioskować na podstawie podsuniętych informacji. Owszem, niektóre rzeczy wykładane są niczym kawa na ławę, ale większość manipulacji i kombinacji nie jest tak oczywista, więc to nie jest serial, który można odtworzyć w tle i przy okazji przeglądać Instagrama i TikToka.

Naprawdę raduje mnie takie podejście twórców, że nie starano się nazbyt spłycić serialu, choć najwięksi fani powieści Asimova na pewno będą bardziej wybredni. Na przełożenie jeden do jednego historii z książki nie było szans, bo seriale rządzą się swoimi prawami i uważam, że scenarzystom udało się napisać coś, co jest przyjemne w odbiorze (nie tylko dzięki wodotryskom CGI),  a w pewnym stopniu nawet znajome, bo "Fundacja" polega na kilku znanych schematach.

Dwa pierwsze odcinki to tylko bardzo obiecujący wstęp

W obsadzie nie zabrakło znanych i cenionych twarzy, jak Jared Harris (pamiętamy go chociażby z "Czarnobyla"), ale przeważająca część aktorów i aktorek to świeża i młoda krew, która będzie chciała się wykazać. Początki w ich wykonaniu są bardzo obiecujące, podobnie jak i samo otwarcie serialu. Dwa pierwsze odcinki, które możecie obejrzeć już dziś, można odebrać jako prolog do czegoś większego, dlatego musicie uzbroić się w cierpliwość, bo "Fundacja" nie wynagradza w trybie instant poświęconego jej czasu. Ale spędzając przed ekranem te dwie godziny upewnijcie się, że oglądacie serial na jak największym z dostępnych ekranów, bo prawie każda scena jest swego rodzaju gratyfikacją.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama