Ostatnio sporo się pisze o różnych praktykach Google w kwestii, że ujmę to bardzo delikatnie, „modelowania” wyników wyszukiwania. Dzisiaj Grzesiek nap...
Ostatnio sporo się pisze o różnych praktykach Google w kwestii, że ujmę to bardzo delikatnie, „modelowania” wyników wyszukiwania. Dzisiaj Grzesiek napisał kilka słów na temat konfliktu Allegro z Google, które wycięło tablica.pl z wyszukiwarki. Allegro nie zamierza pozwolić na ten stan rzeczy i zapowiada się długa i żmudna batalia. Ale czymże jest usunięcie z wyszukiwarki jednej firmy wobec usunięcia mediów całego państwa?
Google stało się na rynku wyszukiwarek monopolistą. Nie ma co do tego żadnych wątpliwość. Niemal wszyscy korzystają z wyszukiwarki Google, a alternatywne rozwiązania, jak chociażby Bing, mimo, że starają się rywalizować z gigantem w tej mierze, na razie nie są w stanie dotrzymać mu kroku. Dzięki swej pozycji Google może pozwolić sobie na wiele, co często prowadzi do różnych konfliktów i to na poziomie nie tyle firm, ale całych państw. Przykładem może być obecna, napięta sytuacja na linii Google – Francja.
Otóż francuski rząd chce przeforsować prawo, które będzie nakazywać Google (i innym wyszukiwarkom) płacić za artykuły, jeżeli będą chciały uwzględniać je w wynikach wyszukiwania i na tym zarabiać. Rzecz w tym, że według francuskich włodarzy Google zarabia na tym, że newsy pokazują
się w wynikach, ale już ich wydawcy niekoniecznie, bo internautom często wystarcza przeczytać tytuł i lead, i dalej już nie idą. Według tej wykładni, Google bogaci się kosztem wydawców treści, a ci nie widzą z tego ani grosza. Cóż, trochę w tym prawdy może być.
Niemniej jednak Google zareagowało ostro na podobny pomysł uznając, że uderza on w sam fundament tej firmy. Trudno się dziwić, gdyby nagle Google miało płacić w ten sposób francuskim wydawcom, to zaraz musiałoby płacić innym twórcom treści. Dlatego tym razem Google schowało marchewkę i naostrzyło kij, a palcem pogroziło Francji, stwierdzając, że jeżeli takie prawo wejdzie w życie, to Google po prostu przestanie odwoływać się w swojej wyszukiwarce do stron francuskich mediów. I wygląda na to, że Google jest gotowe to zrobić, tylko po to, aby pokazać, że nie żartuje.
Generalnie można mieć w ogóle wątpliwości co do francuskiego pomysłu, wedle którego nakazuje się wyszukiwarkom płacić za to, że odnoszą się w wynikach do jakichś treści i na tym zarabiają. Poza tym skutki spełnienia takiej groźby Google byłyby raczej o wiele bardziej szkodliwe dla owych mediów, niż nie wprowadzanie tego prawa. Google twierdzi, że miesięcznie przekierunkowuje na strony francuskich mediów blisko 4 miliardy kliknięć. Ciekawe, jak bez owych kliknięć radziłyby by sobie te media?
Z drugiej strony groźba Google może okazać się pusta. Nie wątpię, że firma byłaby gotowa zrobić taką pokazówkę. Ale pójście na wojnę z Francją w pewnym momencie mogłoby się okazać pójściem na wojnę z całą Unią Europejską, w której Francja ma potężną pozycję, a wprowadzenie podobnego prawa przez całą Unię dopiero by zagroziło Google. Przecież nie może pozwolić sobie na wycięcie wszystkich europejskich mediów z wyszukiwarki. Dlatego jest to raczej pokaz siły, który ma doprowadzić do lepszej pozycji w rokowaniach.
Przy okazji tej sprawy ujawniają się dość ciekawe zagadnienia, jak chociażby to, że jeżeli francuskie media rękami rządu walczą o takie prawo, to jak wygląda ich kondycja w sieci? Poza tym francuskie propozycje to kolejny raz próba objęcia prawem sieci na kanwie nieprzystającego do dzisiejszych czasów paradygmatu rodem z poprzedniej epoki. Oprócz tego warto też się zastanowić, jak wielką władzę świat oddał w ręce Google. Firma może zdecydować o istnieniu i nieistnieniu w społecznej świadomości całych firm, zjawisk, informacji. Czego nie ma w Google, to nie istnieje.
Jestem bardzo ciekawy, jak potoczy się ta wojenka między Francją i Google, bo jest to starcie starego porządku z nowym, a wybór stron w tym konflikcie nie jest wbrew pozorom tak oczywisty.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu