Felietony

Nie widzę ani jednego logicznego powodu by Fortnite pojawił się w Google Play

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Fortnite, czyli hit Epic Games w wersji na Androida nie pojawi się na platformie Google Play. W sieci zawrzało, a tak naprawdę to najbardziej logiczna decyzja, jaką mogli podjąć autorzy gry.

"Skok na kasę kosztem użytkowników" napisał niedawno Kuba informując Was o tym, że Fortnite nie pojawi się w dystrybucji sklepu Google Play. W komentarzach to oczywiście młyn na wodę walki fanów PUBG i Fortnite - walki, która przeniosła się właśnie na mobile. Rozumiem, że podczas kłótni gracze będą się licytować, w której produkcji jest więcej botów.

Fortnite to BR dla dla biedaków, a wersja na androida to już wogóle bida z nędzą,- nie stać Cię na PC - kupujesz konsole - nie stać Cię na konsolę - masz smartfona (no przecież każdy ma) - grasz w Fortnite.

- napisał w komentarzu pod tekstem Kuby jeden z Czytelników.

Od początku jestem przeciwny porównywaniu Playerunknown's Battlegrounds i Fortnite, bo choć obie produkcje to ogromnie popularne ostatnio battle royale, więcej je dzieli niż łączy. Aczkolwiek zgadzam się z twierdzeniem, że Fortnite jest zdecydowanie prostszy w mechanizmie lootu i strzelania, a grę mocno zmienia system budowania.

Wróćmy jednak do wersji mobilnej, bo wokół odsłony na Androida zrobiło się naprawdę dużo szumu. Ale nie ma co się dziwić, to ostatnia z platform, na której gra się jeszcze nie ukazała, do tego platforma na tyle popularna, że ludzie rzucą się na grę jak opętani. W połowie czerwca mówiło się o 125 milionach osób grających w strzelankę Epic Games, można więc śmiało powiedzieć, że tak zwany fanbase jest imponujący i nawet za 10 lat będzie się ten fenomen wspominać. Zrozumiały czy nie, robi wrażenie.

Mamy więc to Epic Games, które ma turbo-popularną grę, na której zarabia kokosy. Wyjaśnię jak to działa - Fortnite Battle Royale jest grą darmową, można się nią spokojnie bawić bez wydawania pieniędzy. Wszelkie mikrotransakcje to kwestie czysto wizualne. Można kupić battle passa, dzięki któremu odblokujecie skórki, plecaczki i nieprzydatne emotki, ale można je też kupić w wewnętrznym sklepie. Po co? Battle pass daje uczucie progresu i pozwala mocniej wkręcić się w zabawę, a skórki - no cóż, jak ktoś siedzi w grze kilkadziesiąt godzin miesięcznie, pewnie chce się pokazać, tak jak zwykły człowiek ubrać w nowy ciuch idąc na spacer.

Fortnite jest w sklepie PlayStation, Xboksa, Switcha i Apple. Czy Epic mógł to zrobić inaczej? Nie. Żadna z tych platform nie wspiera zewnętrznych launcherów, więc albo jesteś w ekosystemie producenta urządzenia, albo nie ma Cię tam w ogóle. Czy Fortnite jest na Steamie? Firma ominęła największą i najpopularniejszą platformę/sklep do grania tworząc własny launcher na PC, korzysta z własnych kodów, własnego sklepu. I czy źle na tym wyszła? Oczywiście, że nie, nie płaci pośrednikom. I ja się teraz pytam - skąd oburzenie i zaskoczenie, że Fortnite nie będzie dostępny w Google Play, skoro Epic mając taką możliwość, uciekał do samodzielności już od startu gry?

Naiwnością jest wierzyć, że jakakolwiek firma produkująca gry mobilne ląduje w sklepie Google, bo ceni sobie bezpieczeństwo użytkowników i nie wyobraża sobie by ich produkcja nie była wspierana przez algorytmy i systemy mobilnego giganta. Powiedzmy sobie szczerze, oni mają nas w nosie - popularność modelu free-to-play pokazuje, że liczą się tylko pieniądze, niezależnie od tego czy chodzi o mikrotransakcje, przez które nie da się grać bez opłat, czy reklamy zalewające mobilne ekrany. Kasa, kasa, kasa. Wielu producentów gier nie może sobie jednak pozwolić na nieobecność w sklepie dla Androida. Dlaczego?

Przez ekspozycję gry. Bez niej nie będzie milionów pobrań i milionów dolarów z mikropłatności. Wszelkie "topki" w sklepie Google to niemal gwarancja sukcesu i nie ma znaczenia, czy tytuł jest dobry, czy prezentuje słaby poziom. Uruchomcie sklep i zerknijcie do zakładki "Gry". W "Top listy", w kategorii "najlepsze gry" mamy Rise Up, Impossible Bottle Flip, Helix Jump, Kick the Buddy czy Love Balls. Gdzie tym produkcjom do rozmachu Fortnite, który łączy jednocześnie 100 graczy, rzuca ich na dużą mapę? - i co ważniejsze, jest wspierany sezonami, wyzwaniami, które lądują w tym samym czasie na wszystkich platformach. Pieniądze włożone we wsparcie tej gry są kosmiczne i nijak się mają do wydatków poniesionych na którykolwiek z wymienionych wyżej tytułów. A nieświadomy gracz po prostu pobiera popularne produkcje, pogra, skasuje. Czy Fortnite chciałby być na tej liście? Nie sądzę.

Epic Games samo zbudowało swoją społeczność ładując ogromne pieniądze w promocję Fortnite. Sam widziałem reklamy na warszawskich przystankach autobusowych, co jak na grę mobilną jest niespotykane. Fortnite nie potrzebuje ekspozycji w sklepie Google, poradzi sobie bez niej wyśmienicie. Epic nie widzi tym samym powodu by płacić platformie 30% od każdej dokonanej w grze transakcji - w końcu jest w stanie sam wypromować ten tytuł, stworzyć do niego mechanizm mikropłatności. Naprawdę zachodzę w głowę dlaczego ktokolwiek jest tym zdziwiony i oburzony, skoro Android nie nakłada obowiązku obecności w sklepie tak, jak robi to Apple. Gdyby na iOS nie trzeba było pojawić się w sklepie, Epic zrobiłby dokładnie to samo. Wyszedłby na tym lepiej? Oczywiście, na pewno dział finansów policzył, że procent płacony Apple opłaca się mniej niż zysk z ekspozycji gry w mobilnym sklepie.

A co z graczami, którzy ściągną zawirusowany plik?

Fortnite będzie oficjalnie dostępny na stronie Epic Games i tak, jak wchodzicie do Google Play, tak trzeba będzie wejść na stronę producenta. Czy to wpłynie na popularność plików .apk z szemranych repozytoriów? Niedostępne na wszystkich rynkach Pokemon Go pokazało, że rozwaga graczy to rzecz umowna i chęć uruchomienia tytułu na własnym sprzęcie zawsze wygrywa - a przecież gra ostatecznie wylądowała w androidowym sklepie. Części osób pobrany z Google Play Fortnite by nie zadziałał, więc i tak by kombinował żeby ominąć listę wspieranych urządzeń, obecność w mobilnym sklepie nie eliminuje więc problemu pobierania zawirusowanych wersji z sieci. A bezpieczeństwo transakcji? Myślicie, że Epic Games, przez ręce których będą przechodzić w ten sposób miliony dolarów, całkowicie zignoruje tę kwestię? Nie sądzę. W sieci pojawiły się już zdjęcia z androidowego launcherta, dostaniemy informację o tym, że trzeba zezwolić systemowi na instalowanie zewnętrznych aplikacji - potem po prostu taką zgodę wypadałoby cofnąć, co mam nadzieję pojawi się w podpowiedziach. Argument o tym, że otworzymy furtkę dla złośliwego oprogramowani też jest więc mocno naciągany, bo jeśli użytkownik jest gapą, to i tak sam to zrobi.

Powiecie, że bronię pazernej firmy. Nie wiem czy można mówić o chciwości z obliczu producenta, który samodzielnie stworzył prężnie działającą maszynę, ładuje w jej utrzymanie i promocję grube miliony - i zwyczajnie nie chce płacić pośrednikom. Wygrał rozsądek. Poza tym nie ma przymusu pobierania - nie chcesz, nie ściągasz i nie grasz. Proste. W Google Play są przecież przeróżne gry battle royale, w tym PUBG Mobile, jest więc w czym wybierać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu