Netflix

Followers od Netflix to najbardziej feministyczny, japoński, serial jaki zobaczycie

Kamil Świtalski
Followers od Netflix to najbardziej feministyczny, japoński, serial jaki zobaczycie

Nie będę owijał w bawełnę — większość produkcji Netflix Originals wpuszczam jednym uchem, wypuszczam drugim. Może dokonuję złych wyborów, może są złe, a może to po prostu nie jest moja bajka: nie wiem. Ale wiem jedno: Followers, japońska seria zrobiona na zlecenie giganta VOD, to jeden z najfajniejszych seriali azjatyckich jakie kiedykolwiek widziałem. A trochę ich w życiu obejrzałem.

Followers to serial na czasie. O kobietach, o sławie i social mediach

Followers to historia skupiająca się w dużej mierze na kobietach w różnym wieku i ich walce z... codziennością. Młoda Natsume marząca o karierze aktorki rozpycha się łokciami, by dostać się na szczyt — a kiedy jest na dobrej ścieżce, przez brak doświadczenia turla się na samo dno. Kariera Limi, fotografki gwiazd, rozwija się z rozmachem — ale zaczyna doskwierać jej samotność, a jako że to już ostatni dzwonek, to desperacko pragnie zostać matką. Akane wiekowo wypada podobnie, skupiona na karierze agentki gwiazd zdaje sobie sprawę z tego, że niepostrzeżenie do jej życia wkradły się schematy, z którymi nie potrafi sobie sama poradzić. Nie jest w stanie pomyśleć poza nimi, przez co jej klienci czują się sfrustrowani. Ostatnią z głównych bohaterek jest najstarsza z kobiet: właścicielka ogromnej firmy kosmetycznej Eriko. Mimo wielkich pieniędzy, ta również na brak zmartwień narzekać nie może. Przypadkowy romans staje się w życiu czymś co okazuje się być niezwykłym doświadczeniem. Doświadczeniem, które zostaje zakłócone przez chorobę.

Followers: przekoloryzowany, ale do bólu prawdziwy

Wszystkie te opowieści i zmagania bohaterek splatają się w jedną całość i ogląda się je z zapartym tchem. I mimo że, jak pokazuje przykład Eriko, znacznie łatwiej jest zmagać się z problemami w wartej miliony jenów willi, to wciąż trzeba stawić im czoła. Nie mam pojęcia czy otagowanie kogoś na Instagramie może przełożyć się na takie szalone zwroty w karierze, ale wiem, że jeden zły krok może zrzucić z piedestału nawet największe gwiazdy. Złe wybory i ich konsekwencje to również nic, czego byśmy nie znali. I właśnie może dlatego ten serial oglądało mi się tak dobrze — byłem ciekawy w którą stronę zostaną pchnięci bohaterowie, jakie jeszcze kłody pod nogi im rzucą scenarzyści.

Followers: japoński serial zrobiony z rozmachem

W swoim życiu obejrzałem kilkadziesiąt japońskich seriali — i choć część z nich naprawdę wciągnęła mnie fabularnie, to technicznie... no cóż, Japończycy najwyraźniej mają nieco inne poczucie estetyki w tematach technicznych niż reszta świata. Netflixowe produkcje wypadają w tym temacie o niebo lepiej — co pokazał mi już (skądinąd również fenomenalny) Nagi Reżyser. No bo właśnie: od kostiumów, przez scenografię, zdjęcia, kolory, na ścieżce dźwiękowej kończąc. Nawet jeżeli nie był to budżet na poziomie Gry o Tron (a prawdopodobnie był kilka~naście razy mniejszy), to i tak ekipa odpowiedzialna za tę produkcję śpiewająco wybrnęła z zadania. Followers prezentuje się po prostu świetnie — i aż z żalem oglądałem ostatnie sceny w czasach, gdy Netflix oferuje niższą jakość w ramach ograniczania transferu. Przyznaję też, że byłem zaskoczony ilością lokowania produktu oraz gościnnymi występami (wymienionych z nazwiska) gwiazd — m.in. Miyavi'ego.

Followers na Netflix to miła odskocznia — i serial, któremu warto dać szansę

Nie będę ukrywał: Followers to jeden z seriali, któremu udało się przykuć mnie do telewizora i właściwie całość wciągnąłem od razu. Jedną stroną medalu jest to, że sprzyja temu temu obecna sytuacja — ale drugą... że to po prostu fajnie opowiedziana historia, którą ogląda się z przyjemnością. Jeżeli będziecie poszukiwać jakiejś odskoczni dla niekończących się zachodnich serii, to obok Nagiego Reżysera najlepsza z opcji, jaką znajdziecie w usłudze!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu