Fitbit niedawno wprowadził na rynek czwartą już generację swojej opaski fitness. Tym samym stała się ona produktem niemalże kompletnym, zawstydzając inne akcesoria tego typu swoimi możliwościami oraz rozbudowanym ekosystemem usług. A to wszystko zbiegło się z wprowadzeniem języka polskiego!
Rynek opasek fitness puchnie, a za sprawą chińskich producentów ceny tego typu gadżetów mocno poleciały w dół. Dziś przy dobrych wiatrach możemy kupić „inteligentną” opaskę starszej generacji za 50 złotych. Będzie mierzyła kroki, monitorowała sen, a nawet posiadała pulsometr. Po co zatem dokładać do takich opasek, jak Fitbit Charge 4? Tutaj cena sięga 700 złotych. Czy idzie w parze z większymi możliwościami?
Fitbit Charge 4 jak Charge 3 – zmian w wyglądzie nie uświadczono
Od strony wizualnej Fitbit Charge 4 nie zmienił się wcale w stosunku do poprzedniej generacji oznaczonej numerkiem 3. Na dobrą sprawę pasują do niego nawet paski od „trójki”.
Głównym elementem urządzenia jest plastikowy, czarny moduł z 1-calowym, monochromatycznym wyświetlaczem OLED o rozdzielczości 160 x 100 pikseli. Sam ekran oferuje bardzo przyzwoitą czytelność i dobrze sprawdza się niezależnie od tego, czy jesteśmy w pomieszczeniu czy na zewnątrz w słoneczny dzień. Wbudowany czujnik światła pozwala na automatyczne dostosowywanie poziomu jasności, więc nawet sprawdzanie godziny w sypialni po zgaszeniu światła nie powinno powodować zbytniego dyskomfortu.
Na jednej z krawędzi umieszczono przycisk indukcyjny, który służy do wybudzania i pełni rolę przycisku home. Jego działanie nie budzi zastrzeżeń. Niemniej zapomnijcie o wciśnięciu go jednym palcem – opaskę na ogół trzeba „uszczypnąć”, trzymając z obu stron wyświetlacza, aby uzyskać pożądany efekt.
Na spodzie ulokowano dwupinowe złącze ładowarki (która też nie uległa żadnym większym przeobrażeniom w stosunku do poprzedniej generacji – jedynie delikatnie wzmocniono końcówki) oraz pulsometr.
Urządzenie jest wodoodporne do głębokości 50 metrów. Nie straszne mu też wstrząsy. Co oznacza, że może spełniać swoją rolę nawet w bardzo trudnych warunkach. Zapięcie na pasek jest dość mocne i solidne, więc raczej tutaj nie powinniśmy spodziewać się żadnych niespodzianek. Samych pasków znajdziemy w sprzedaży mnóstwo – zarówno oryginalnych jak i mniej… W pudełku oryginalnie otrzymujemy silikonowy pasek w dwóch rozmiarach – S oraz L.
Tutaj warto od razu dodać, że na rynku jest też opaska w wersji Special Edition, którą wyposażono w inny pasek – materiałowy. Trzeba przyznać, że wygląda świetnie.
Co opaska Fitbit Charge potrafi?
Jeżeli znacie lub posiadacie Fitbit Charge 3, zmiany w nowej generacji są dwie:
- wbudowany moduł GPS
- wsparcie dla płatności Fitbit Pay (co Charge 3 też posiadał, ale w droższej o 100 zł wersji Special Edition)
I na tym właściwie różnice między tymi dwiema opaskami się kończą. Software jest identyczny. Możliwości są takie same.
Nie zmienia to oczywiście faktu, że te możliwości są naprawdę duże. O ile opaski Xiaomi i Huawei są raczej adresowane do zwykłych użytkowników, Fitbit celuje w grupę bardziej zaawansowanych amatorów sportu.
Ważną informacją dla polskich użytkowników Fitbita jest na pewno to, że w końcu zarówno aplikacja jak i interfejs opaski zostały przetłumaczone na język polski. Nie musimy w tym celu niczego konfigurować, bo język polski aktywuje się automatycznie. Jeżeli tak się nie, warto sprawdzić w ustawieniach, czy na pewno mamy automatycznie określaną strefę czasową – czasem pomaga.
Konfiguracja po rozpakowaniu przebiega błyskawicznie. Ściągamy aplikację, włączamy Bluetooth, podłączamy opaskę do ładowarki i uruchamiamy proces parowania. Po znalezieniu, wpisujemy w aplikacji kod wyświetlony na ekranie opaski i gotowe.
Zanim jednak rzucimy się w wir aktywności, warto poświęcić chwilę na wybranie ulubionych aktywności. Opaska w pamięci przechowuje bowiem maksymalnie 6 treningów, ale w aplikacji łącznie znajdziemy ich 21. Prawdę mówiąc na tle takiego Huawei Watcha GT 2e, który chwali się setką trybów to dość niewielki wybór. Z drugiej strony może ważniejsza jest jakość pomiarów niż ich ilość… Niestety obu urządzeń nie było mi dane porównać bezpośrednio ze sobą. Do atutów Fitbita trzeba na pewno doliczyć też wysokościomierz – przydatny nie tylko w górach. Opaska mierzy bowiem każdego dnia ile stopni mamy na swoim koncie. I robi to w miarę precyzyjnie.
A skoro mowa o codziennym użytkowaniu, to trzeba tutaj pochwalić podejście Fitbita do codziennej aktywności. Otóż poza suchym mierzeniem liczby kroków aplikacja monitoruje też tzw. „minuty w strefie aktywności”. Jest to czas, w trakcie którego nasze tętno przyśpieszyło do poziomu, w którym spalaliśmy tłuszcz. Domyślnie mamy tutaj skonfigurowany cel zgodnie z zaleceniami WHO – 150 minut tygodniowo. Ale możemy go modyfikować.
Innym przydatnym dodatkiem jest powiadamianie o konieczności ruchu. Fitbit dba, żebyśmy w ciągu każdej godziny wykonali przynajmniej 250 kroków. Jeżeli mamy zaległości w tym aspekcie – będzie nam o tym przypominał wibracjami. To bardzo przydatne rozwiązanie dla pracujących przed komputerem, kiedy godziny przed ekranem mijają na ogół niespodziewanie szybko.
Dopełnieniem tych wszystkich pomiarów jest oczywiście monitoring snu. I tutaj Fitbit ma kilka asów w rękawie. Każdej nocy otrzymujemy bowiem ocenę naszego snu w skali od 0 do 100, na którą składają się: czas snu, czas w fazie snu głębokiego i REM, a także szacunkowa zawartość tlenu we krwi. Tutaj również otrzymujemy wykres, z którego można wywnioskować m.in. problemy z bezdechem sennym.
GPS w Fitbit Charge 4 zmienia wszystko
Obecność GPS zmienia praktycznie wszystko, jeżeli chodzi o treningi poza domem. W końcu bowiem możemy zostawić w domu telefon i nie martwić się, że Fitbit nie zmierzy dystansu oraz nie zapisze trasy naszego biegu, jazdy na rowerze czy spaceru. Wszystkie te informacje są rejestrowane, a potem – po powrocie i synchronizacji z aplikacją, zapisywane w bazie treningów.
Sam moduł GPS działa naprawdę dobrze i oferuje zadowalający poziom precyzji. Sprawdzałem jego dokładność w kilku scenariuszach – lesie z wysokimi drzewami, na ulicach o gęstej zabudowie budynków 5-10 piętrowych i na otwartej przestrzeni przy wysokim natężeniu wiatru. W każdej z tych sytuacji pomiar był bliski ideałowi. Równolegle lokalizację monitorowałem przy użyciu Apple Watcha i często okazywało się, że Fitbit był dokładniejszy.
Fitbit Charge 4 potrafi też sam rozpoznawać treningi i automatycznie rejestrować je w aplikacji. Działa to na ogół przyzwoicie. W sytuacji, gdy opaska rozpozna, że od 15 minut jedziemy na rowerze, zarejestruje ten trening i dopasuje swoje pomiary do niego. W aplikacji możemy ręcznie określić, jakie rodzaje aktywności mają być rozpoznawane przez Fitbita automatycznie. Niestety (albo stety – bo to pożarłoby sporo baterii) w tym trybie nie jest aktywowany GPS.
Wbudowany pulsometr bez przerwy mierzy nasze tętno. Na tej podstawie budowany jest wykres. Aplikacja poddaje dane analizie i podaje nasze tętno spoczynkowe, a także wylicza VO2max, na bazie których określa naszą kondycję. Tutaj trudno mi jednak napisać, na ile są to precyzyjne pomiary, bo nie dysponuję piersiowym pulsometrem, z którym mógłbym porównać otrzymywane liczby. Wykres jednak wydaje się być zgodny z rytmem dnia i wyraźnie pokazuje, gdzie było więcej aktywności (lub stresu), a gdzie mniej.
Spotify, pogodynka i inne
Fitbit Charge posiada również dostęp do kilku aplikacji, które mogą (ale nie muszą) okazać się przydatne na co dzień. Mam tutaj na myśli prognozę pogody, terminarz zintegrowany z kalendarzem w telefonie, a także prostą, aczkolwiek użyteczną aplikację do treningów oddechu (medytacji – jeżeli ktoś nie boi się tego słowa). Nie zabrakło też timera i funkcji alarmów.
Wisienką na torcie jest aplikacja Spotify, która pozwala nam z poziomu opaski sterować odtwarzaczem. Nie dotyczy to tylko aplikacji Spotify w telefonie. Otóż mechanizm ten działa w oparciu o API Spotify Connect, a więc Charge 4 może kontrolować dowolne inne urządzenie odtwarzające muzykę z tej platformy – telewizor, komputer czy stojącego w kuchni Sonosa.
Nie można pominąć też oczywiście obecności Fitbit Pay. Ten standard płatności aktualnie działa w kilku polskich bankach. Na liście znajdują się m.in. mBank, Pekao, Santander, Alior, Credit Agricole, Nest, a także Revolut.
Jak to działa w praktyce? Fitbitem zapłacimy wszędzie tam, gdzie działają płatności zbliżeniowe. Aby zainicjować płatność, musimy przytrzymać przycisk home, a następnie przesunąć palcem po ekranie i wybrać podpiętą kartę (tych łącznie możemy mieć pięć). Raz na 24 godziny na opasce będziemy musieli wpisać kod PIN. Po tym wszystkim przysuwamy opaskę do czytnika i gotowe. Zapewniam, że w praktyce działa to o wiele prościej niż brzmi w teorii.
Oczywiście to wszystko (i wiele więcej) konfigurujemy w aplikacji klienckiej, o której można napisać wiele dobrego. Poza estetycznym i funkcjonalnym magazynowaniu wszystkich pomiarów i wykresów, służy ona również do liczenia wypitych szklanek wody w ciągu dnia (szkoda, że nie można ich dodawać z poziomu opaski), zapisywania posiłków i liczenia kalorii (niestety baza nie jest zbyt dobrze dostosowana do polskiego rynku spożywczego), a także komunikacji z innymi ludźmi.
Szczególnie ten ostatni aspekt może korzystnie wpływać na motywację. Jeżeli kilku naszych znajomych również używa Fitbita, będziemy z nimi rywalizować – liczbą kroków lub w specjalnie zaprojektowanych wyzwaniach. A to wszystko dopełnia całe mnóstwo innych elementów grywalizacji, jak odznaki, rekordy, kamienie milowe itp. Wszystko to sprawia, że używanie tego programu to czysta przyjemność, a przede wszystkim – zachęta do ruchu.
Czas pracy na baterii
Producent deklaruje, że opaska bez ładowania wytrzymuje 7 dni. W trybie aktywnego GPS bateria wystarcza na 5 godzin. I są to liczby, które znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości. Na ogół nie udawało mi się przekroczyć 7 dni, jeżeli chodzi o czas pracy. Dużą rolę odgrywa wspomniany GPS, który skutecznie drenuje akumulator.
Niezależnie jednak od tego Fitbit Charge 4 wytrzymuje zdecydowanie dłużej niż typowe smartwatche z kolorowymi wyświetlaczami (wyjątkiem są te od Huaweia). A to duży plus.
Fitbit Charge 4 – czy warto?
Fitbit Charge 4 to opaska, która oferuje dużo więcej niż inne urządzenia z tej kategorii. Idzie to w parze z wyższą ceną. Aktualnie na rynku nie znajdziemy zbyt wielu opasek, które posiadają GPS, płatności zbliżeniowe i tak rozbudowaną aplikację.
Fitbit Charge 4 to oczywiście część większego ekosystemu, na który składają się dodatkowe urządzenia (jak waga Aria), ale też aplikacje i usługi. Pewne kontrowersje budzi program Fitbit Premium, który daje nam dostęp do bardziej szczegółowych raportów, statystyk i pomiarów snu, ale też ogromnej bazy planów treningowych, wyzwań, prowadzonych medytacji itp. Cena abonamentu to ponad 350 złotych rocznie – dużo (choć ze względu na koronawirusa wprowadzono teraz 90-dniowy okres próbny – warto skorzystać). Wydawać by się mogło, że płacąc 699 złotych za opaskę, powinniśmy to wszystko otrzymać w pakiecie.
Innym elementem jest Fitbit Coach, który oferuje całe mnóstwo różnego rodzaju prowadzonych treningów. To wszystko po połączeniu w jedno daje nam bardzo rozbudowaną platformę, którą zdecydowanie docenią aktywni fizycznie użytkownicy.
I tutaj docieramy do sedna – Fitbit Charge 4 na pewno zadowoli amatorów, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w treningach. Ale dokonywane pomiary i zbierane dane docenią również bardziej zaawansowani użytkownicy, którzy powinni być usatysfakcjonowani z postawienia na Fitbita. A wówczas cena 699 złotych okazuje się przyzwoita – szczególnie biorąc pod uwagę konkurencyjne rozwiązania dla profesjonalistów, za które płaci się dużo więcej. Wszystko zatem w dużej mierze sprowadza się do naszych oczekiwań oraz głębokości portfela.
Plusy:
+ Solidna, wytrzymała konstrukcja
+ Dobry, czytelny wyświetlacz
+ Wbudowany GPS
+ Ogrom zbieranych danych, efektywne pomiary (szczególnie snu!)
+ Fitbit Pay
+ Obsługa Spotify
+ Świetna aplikacja i ekosystem towarzyszących usług
+ Zadowalający czas pracy na baterii
Minusy:
- Pewnie niektórych rozczaruje cena
- Fitbit Premium
Ocena: 9/10
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu