Przez wiele lat FIFA stanowiła obiekt kpin „prawdziwych” fanów piłki nożnej. Na konsolach rządził najpierw ISS, a później kolejne odsłony PESa. Sytuac...
Przez wiele lat FIFA stanowiła obiekt kpin „prawdziwych” fanów piłki nożnej. Na konsolach rządził najpierw ISS, a później kolejne odsłony PESa. Sytuacja zmieniła się wraz z FIFA 09, która zapoczątkowała serię fundamentalnych zmian w serii od EA Sports. Tegoroczna edycja miała stanowić ukoronowanie tego procesu. Wiemy już czy to się udało.
Jeden element pozostaje niezmienny od ponad 15 lat. Elektronicy nigdy nie żałowali i wciąż nie żałują gotówki na licencje. W odróżnieniu od japońskiej konkurencji mamy tu do czynienia z ogromną pulą zespołów klubowych z prawdziwymi strojami, herbami, nazwiskami piłkarzy oraz nierzadko stadionami. Zresztą, o stadiony odbyła się w tym roku chyba najostrzejsza walka między EA a Konami, w wyniku której tym pierwszym udało się podpisać z wieloma arenami umowy na wyłączność. Stąd znane z tv świątynie futbolu wielu czołowych klubów odwiedzicie tylko w „czternastce”. Tylko tutaj, po kilkuletniej przerwie, mamy również możliwość zagrać klubami polskiej Ekstraklasy z pełnymi nazwami i herbami. Koniec z potworkami w stylu L Warszawa czy W Kraków.
Kolejny wyróżnik FIFA 14 stanowi tryb Ultimate Team. Zaczął on swój żywot jako ciekawostka, darmowe DLC do FIFA 09, a dziś dla wielu graczy stanowi najważniejszy argument za zakupem kolejnej odsłony. Ludzie z obozu EA Sports wiedzą, że jest to ich dojna krowa, w związku z czym wsłuchują się w głosy fanów. Dzięki temu powróciły mecze jeden na jednego online, a także powiększono liczbę lig aż do dziesięciu. Wspinanie się na szczyt, aż do ekstraklasy, zajmuje w związku z tym znacznie więcej czasu. Pojawiła się też, wyczekiwana przez wielu, wyszukiwarka piłkarzy po nazwiskach. Dodano też możliwość wyboru ról dla piłkarzy w zespole (nie mylić z pozycjami), które działają trochę jak profesje w japońskich RPG – podbijają odrobinę wybrane statystyki. Skoro o pozycjach mowa, to pozostawiono nam większą swobodę w wybieraniu ustawienia zespołu poprzez m.in. wyeliminowanie kart formacji. W efekcie tryb, który już był dla wielu niesamowicie uzależniający, stał się jeszcze lepszy. Choć pewnie wielu z was zaboli to, że nie da się przenieść postępów z poprzedniej odsłony i trzeba ponownie bawić się od zera.
Pierwszym z głośno reklamowanych przez EA usprawnień jest całkowicie nowa fizyka piłki. I faktycznie, trudno tej zmiany nie zauważyć. Gała mniej klei się do nóg piłkarzy, nawet Cristiano czy Messi mają czasem problem z jej opanowaniem w trudnych sytuacjach. Trzeba więc odpowiednio się ustawiać i planować kolejne zagranie jeszcze przed próbą przyjęcia futbolówki. Ponadto zwiększono liczbę animacji przyjęcia dzięki czemu wyglądają one bardziej realistycznie. Autorzy chwalili się, że piłka zachowuje się także bardziej realistycznie w trakcie lotu. Ciężko jest to jednoznacznie ocenić, na pewno długie przerzuty na skrzydło czy od linii obrony do napastników wyglądają wciąż bardziej dynamicznie u konkurencji.
Drugą innowacją miały być poprawione strzały. W tym przypadku jest to zdecydowanie zmiana na lepsze. Modyfikacji poddano zarówno uderzenia techniczne, jak i te silne, z większej odległości. W sytuacjach sam na sam tym razem bardziej skuteczne stały się mierzone, techniczne strzały po rogach albo te odkręcające się od rąk interweniującego bramkarza. Egzekwujemy je po wciśnięciu R1 razem z kwadratem, a następnie odpowiednio celujemy za pomocą lewej gałki analogowej. Ja robiłem to akurat z L2, ponieważ zawsze staram się upodobnić rozłożenie przycisków do PESowego, ale to materiał na inny artykuł. Więcej przyjemności czerpałem w tym roku także z wypluwania petard z kilkunastu lub więcej metrów. Strzały te przywołują obecnie wspomnienia ze starych Pro Evo, tych jeszcze z ery PS2 (nie mają nic wspólnego z anemicznymi uderzeniami np. z FIFA 10 czy 11) i są to miłe wspomnienia. Co więcej, w tej grze mamy do czynienia z bardzo sprawnie działającymi bramkarzami. Oznacza to, że jeśli ostatecznie futbolówka zatrzepocze w siatce, to satysfakcja strzelającego jest ogromna.
Rozgrywka stała się w tym roku odrobinę wolniejsza, ale nie oznacza to, że mamy dużo czasu, aby się namyślać. Obrońcy są aktywniejsi, ich AI zostało dopracowane. Formacja defensywna działa jak formacja właśnie, a nie grupka indywidualistów. Dobrze idzie im zawężanie pola gry, wywoływanie presji na graczu z piłką czy zastawianie pułapek ofsajdowych. Ponadto autorzy zaufali trochę bardziej sprawiającemu szereg problemów w poprzedniej edycji impact engine. Dzięki temu doświadczymy tu znacznie więcej pojedynków bark w bark, a przycisk L2 pozwalający na zastawianie piłki przydaje się zarówno w ataku, jak i w obronie. Ponadto gra w środku pola zyskała na znaczeniu i to tu, a nie jak wcześniej na skrzydłach (zmniejszony priorytet gracza z piłką nad goniącym go obrońcą) rozgrywają się najważniejsze pojedynki.
Na szczęście zwolennicy gry ofensywnej nie muszą ronić łez i obawiać się, że większość pojedynków to będą nudne remisy 0:0. Drybling jest teraz znacznie łatwiejszy, ponieważ nie trzeba korzystać z żadnych przycisków, a jedynie kręcić odpowiednie figury prawą gałką analogową. Wrzutki w pole karne zyskały na efektywności i pada znacznie więcej goli po celnych uderzeniach głową. Można wręcz powiedzieć, że kilka schematów okazało się szybko zbyt skutecznymi i EA zapewne zmniejszy ich potencjał w kolejnych aktualizacjach. Poprawić należałoby też pracę sędziego, bo zdarza mu się od czasu do czasu zagwizdać nieprawidłowego spalonego czy, co gorsza, rzut karny. Choć może, patrząc na wyczyny niektórych znanych arbitrów w Premiership czy Primera Division, był to zabieg celowy, zbliżający nas do prawdziwej symulacji...
Wspomniałem o aktualizacjach. Warto więc pociągnąć temat i powiedzieć, że aspekt sieciowy najnowszej „piłeczki” od EA stoi na najwyższym poziomie. Jeśli macie dobre łącze internetowe to nie powinniście doświadczyć problemów ze znalezieniem przeciwnika czy dokończeniem meczu. Ponadto gra na każdym kroku karmi nas newsami z prawdziwych boisk, a statystyki graczy ulegają zmianie w związku z ich dobrym lub słabymi występami w rozgrywkach klubowych. Zmianom natomiast od lat nie poddają się zupełnie zatrudnieni do komentowania spotkań panowie Szpakowski i Szaranowicz. Teksty, które kilka lat temu mogły bawić teraz już nudzą albo co gorsza frustrują. Ja po kilkunastu meczach miałem już ich serdecznie dość i wyłączyłem całkowicie komentarz, w jego miejsce puszczając własną muzykę.
Ciężko wymagać wywoływania efektu „wow” (nie, nie jest to aluzja do pieseła, gimnazjum mam już od ponad dekady za sobą) od oprawy graficznej gry odpalanej na siedmioletniej konsoli. FIFA prezentuje się schludnie i, co najważniejsze, działa płynnie. Przycięć animacji nie uświadczyłem, większych przekłamań w grafice zresztą też. Efektownie wygląda cały wstęp do meczu, zrealizowany w stylu telewizyjnej relacji, ale przyznam się bez bicia - obejrzałem go dwa razy na potrzeby recenzji, zrobiłem notatki i potem już zawsze przeklikiwałem. Skoro już o pomijaniu animacji mowa, wydaje mi się, że wszystkie ładowania odbywają się odrobinę szybciej. Menu główne pojawia się prawie natychmiastowo, podobnie szybciej da się pominąć animacje zmian, cieszynek czy grymasów niezadowolenia po zepsutym strzale. Do ideału, czyli możliwości robienia tego bez czekania na działające w tle ładowanie danych, jeszcze trochę brakuje, ale widać poprawę. Dla weteranów konkurencyjnej serii problem stanowić może natomiast kamera, bo trzeba namęczyć się z ustawianiami manualnymi, aby wyegzekwować od gry widok choćby zbliżony do najpopularniejszego PESowego wide.
Jeśli nie jesteście weteranami gier piłkarskich lub wzięliście z nimi rozbrat na dłuższy czas, to FIFA czyni kolejny krok, aby zachęcić was do powrotu. Już „trzynastka” oferowała szereg minigierek treningowych, które pozwalały najpierw opanować podstawy, a później stopniowo uczyć się bardziej złożonych zagrań. W tegorocznej edycji oferta została dalej rozszerzona i wreszcie można powiedzieć, że nawet totalny laik otrzymuje tu w pakiecie pełnoprawny samouczek. Pozwoli mu on po kilku godzinach treningu wyciągnąć z gry znacznie więcej niż gdyby zdecydował się spróbować jedynie wyśmiewanego przez wielu sterowania za pomocą dwóch przycisków. Ten ostatni w grze pozostał i dobrze, bo za jego pomocą można próbować zarazić „wirusem FIFA” także niegrających na co dzień na konsoli kibiców piłkarskich oraz partnerki życiowe.
Najnowsza odsłona serii FIFA jest więc jak zespół piłkarski konsekwentnie budowany przez kilka sezonów przez doświadczonego managera. Co roku kupował on nowe gwiazdy i jednocześnie pozbywał się graczy, którzy zawodzili na boisku lub psuli atmosferę w szatni. Teraz przystępuje do nowych rozgrywek z praktycznie niezmienionym składem, w letnim okienku dokonał jedynie drobnych korekt. Wie, że może polegać na wszystkich ludziach, których ma w kadrze i ma zamiar zdobyć z nimi kilka trofeów. Wszystko wskazuje na to, że osiągnie sukces. Tak samo jak grze FIFA 14 dzięki dokonanym w tym roku drobnym usprawnieniom i nie zepsuciu dokumentnie żadnego istotnego elementu uda się najprawdopodobniej pozostać królem symulatorów piłkarskich.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu