Kilka lat temu uznałem że większość rzeczy którymi na co dzień się otaczam jest mi zbędna. To wtedy lwia część mojej kolekcji gier, filmów, seriali i książek znalazła nowych właścicieli. Sentymenty jednak robią swoje — z częścią tytułów trudno było się rozstać, ale przy ostatnich porządkach i uświadomieniu sobie, że przez lata nie skorzystałem ani razu, postanowiłem wystawić je na Allegro.
“Da radę coś taniej?” — wystawiłem kilka aukcji na Allegro i… cieszę się, że nie robię tego na co dzień
Mówiąc szczerze — od lat nie korzystałem z największego polskiego serwisu akcyjnego. Byłem więc bardzo zaskoczony całym pakietem usprawnień i zmianami, które przez lat tam zawitały. Stworzenie kilku ofert zajęło mi nie więcej niż kwadrans, i choć niespecjalnie się tego spodziewałem — zainteresowanie było naprawdę duże. O ile jednak portal zmienił się nie do poznania, o tyle schematy działania klientów — wręcz przeciwnie.
Zasady są po to, by je łamać
Nie bez powodu zanim wystawiłem przedmioty sprawdziłem ceny w sklepach i inne oferty, przejrzałem cenniki popularnych film kurierskich i Poczty Polskiej — a następnie zaserwowałem oferty w formie takiej, a nie innej. Nie oferowałem odbioru osobistego, bo najzwyczajniej w świecie nie bardzo mam na to czas: a wcześniejsze doświadczenia nauczyły mnie już, że ludzie są w tej kwestii dość niesłowni, lubią się spóźniać i kombinować. Ceny były jasne (odrobinę tańsze niż u konkurencji, bo nie tyle chodziło mi o zarobek, co o znalezienie im nowego domu), zasady wysyłki — również. Dość szybko jednak trafiły do mnie pierwsze wiadomości i telefony z prośbą o zbicie ceny. Na moją sugestię wzięcia udziału w licytacji która zaczyna się od jeszcze niższej niż zaproponowana kwota — kontakt się kończył. Wiadomości związane z propozycją odbioru osobistego też pojawiły się w mgnieniu oka — nie wiem, najwyraźniej wszyscy uznali, że ją przeoczyłem i nie zaznaczyłem odpowiedniego pola. Po mojej odpowiedzi większość wydawała się niezwykle zawiedziona, chociaż znaleźli się też tacy, którzy wzięli to na klatę i wytrzymali te dwa dni, nim listonosz nie zapukał z zakupioną grą. Szczerze mówiąc — jeżeli wziąć pod uwagę moje ostatnie rozjazdy, to prawdopodobnie i tak szybciej, niż udałoby nam się spotkać.
Nie ma targowania, więc trzeba się obrazić
Ale przecież klienci doskonale wiedzą jak działa Allegro i że każdy sprzedawca musi później procentem podzielić się z serwisem. Uznali więc że bez sensu, bym płacił za usługę — oni chętnie zrobią zakupy zakulisowo, a ten procent po prostu im odejmę od ostatecznej kwoty — no i wysłał za pobraniem. Naturalnie nic takiego nie wchodziło w grę, ale moja odmowa wyraźnie im się nie podobała. No trudno. Na szczęście nie dla wszystkich stanowiło to problem, bo ostatecznie zarówno gry i konsole o których mowa trafiły w dobre ręce, którym dokarmianie Allegro nie przeszkadzało — ostateczna cena również. W końcu i tak była niższa niż w przypadku konkurencyjnych ofert.
Na szczęście to nie reguła
Cwaniacy, miłośnicy targowania, szukający okazji -- jakkolwiek by ich nie nazwać, wciąż wpisują się w krajobraz tamtejszego handlu. Na szczęście nie są oni regułą, a pośród wszystkich znaleźli się także użytkownicy, którzy doskonale poradzili sobie z tematem. Dopytywali o jakość, prosili o więcej zdjęć, czy po prostu zrobili większe zakupy — wcześniej umówiliśmy się więc na wystawienie nowej, zbiorczej, aukcji z odrobinę niższą ceną i dostosowaną do pakietu wysyłką. Widać w tym pewną moją niekonsekwencję, ale każdy kto polował kiedyś na klasyczne gry, prawdopodobnie natknął się na zestawy gdzie pośród kilku średniaków i tandety znaleźć można było prawdziwe diamenty — ostatecznie więc tak wyglądały te pakiety, zatem finalnie wilk był syty, a owca cała.
Pewne rzeczy się nie zmieniają
Może jestem naiwny, ale w dobie prężnie działającego handlu na Facebooku i OLX, wydawało mi się że... Allegro bliżej po prostu do internetowego sklepu, gdzie zagląda się by coś kupić i nie kombinować. Najwyraźniej jednak byłem w błędzie, chociaż może to tyczy się wyłącznie użytkowników, którzy mają raptem kilka ofert i na tym koniec? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić analogiczną sytuację przy zakupie od sprzedawców oferujących setki przedmiotów. Wiecie, mam tu na myśli kombinowanie, targowanie i proszenie o kilkuprocentowy upust, albo zamówienia zakulisowe. Co się nadenerwowałem to moje, ale przynajmniej mam puste regały i na jakiś czas spokój. Natomiast historie które przeżyłem w lokalnej placówce Poczty Polskiej to zupełnie inna bajka ;-).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu