Recenzja

Zajrzyjmy do baśniowego lasu, w którym nikt nie prowadzi nas za rączkę. Recenzja Fe

Kamil Świtalski
Zajrzyjmy do baśniowego lasu, w którym nikt nie prowadzi nas za rączkę. Recenzja Fe
5

Fe — tytuł, który prawdopodobnie dla wielu z was jest zupełnie obcy. I mimo że wydaje go Electronic Arts, trudno tutaj mówić o wielkim marketingu. Sam, mimo że staram się być w miarę na bieżąco, pierwszy raz grę zobaczyłem na ostatnim Nintendo Direct. Tytuł cichy i pojawiający się znikąd. Skądinąd: kompletnie nie kojarzący się z mainstreamowym podejściem do gier, ale właściwie nic w tym dziwnego. Stoi za nim Zoink, niewielkie szwedzkie studio, które w swojej grze chce opowiedzieć nam historię bez słów. Z jakim skutkiem?

Kiedy kilka lat temu wybuchł boom na niezależne gry platformowe od małych studiów, konsole i komputery zostały zalane dziesiątkami rozpikselowanych platformówek. Wiele próbowało się wsławić wyśrubowanym poziomem trudności, ale udało się tylko nielicznym. Na szczęście ten trend mamy już chyba za sobą, a ambitni twórcy próbują czegoś nowego. Zoink postawili na dużo bardziej artystyczne podejście. Baśniowy las pełen tajemniczych istot, bliskość z naturą i tajemniczą aurę wylewającą się z ekranu. I wszystkie te elementy skąpano w malowniczej oprawie, by dodać im jeszcze więcej magii.

Fe nie jest pierwszą grą, w której walczymy o dobro świata w którym przyszło nam się znaleźć. Nie brakuje tam owianego tajemnicą mroku i bohaterów, których nawet dzieci bez problemu przypiszą do kategorii tych złych, stanowiących zagrożenie. Sukcesywnie, wraz z rozwojem historii, będziemy dowiadywać się na ich więcej. A ta prowadzona jest niespiesznie. W Fe nie będziemy czytać długich komunikatów które udzielą odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie będzie rozmów przez interkom, ani innych sztuczek z fabularyzowanego mainstreamu. Będzie przyroda, z którą będziemy się jednoczyć. Będą bohaterowie, którzy obdarzą nas specjalnymi mocami — a te pozwolą nam przedostać się dalej, zobaczyć więcej, a przede wszystkim — ruszyć dalej. Niemal na każdym kroku będziemy napotykać nowych kompanów, z którymi będziemy wchodzić w mniejsze lub większe interakcje. Wszystkie one bazować będą na dźwiękach — dość nietypowych, które w połączeniu z przepięknymi, skąpanymi w intensywnych barwach obrazach, robią ogromne wrażenie! Choć nawet to miejscami potrafiło stracić nieco blasku, głównie w chwilach, kiedy widzimy wyraźnie spadającą płynność animacji...

Pierwszych kilkadziesiąt minut w grze to prawdziwa magia. Byłem zauroczony tym, jak nikt nie próbował ciągnąć mnie za rękę i wskazywać palcem o co w tym wszystkim chodzi. Fe to gra, w której sami odkrywamy świat i prawa nim rządzące — i to jest super. Problem polega jednak na tym, że ta magia dość szybko wyparowała. Nowości było zbyt mało, tereny stały się nudne, zaś cała ta platformowa zabawa dla mnie stała się... trochę zbyt monotonna. Zabrakło trudniejszych zagadek, a proste aktywności po dwóch godzinach stały się najzwyczajniej w świecie mdłe. I nie było tak naprawdę już żadnego elementu, który zachęcałby do jak najszybszego powrotu do tamtejszego świata.

Fe to jedna z gier, która przedstawia kilka fajnych patentów. To także tytuł, który ma w sobie sporo magii i nie da się ukryć, że przyciąga uwagę. Nietypową oprawą i pomysłami, których próżno szukać gdzie indziej. Aura tajemniczości przykuwa do ekranu od samego początku. Później nieco się rozmywa, ale mimo wszystko Fe będzie tytułem, który zapadnie mi w pamięć na dłużej. Wielkie brawa dla Zink — co prawda ich najświeższa gra nie ma szans konkurować z takimi klasykami gatunku jak Podróż, to robi co tylko w jej mocy, aby nie utonąć w morzu bylejakości i pozytywnie wyróżnić się na tle konkurencji. I na kilku płaszczyznach jej się to udaje, chociaż... to dla mnie trochę za mało.

Gra dostępna jest na platformy: PlayStation 4, Xbox One (testowana), Microsoft Windows oraz Nintendo Switch.

Kopię gry dostarczył wydawca – Electronic Arts Polska

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu