Bezpieczeństwo w sieci

FBI płacze, że musiało wydać miliony na „złamanie” iPhona terrorysty? Bardzo dobrze, postępowanie Apple to powinien być standard

Krzysztof Kurdyła
FBI płacze, że musiało wydać miliony na „złamanie” iPhona terrorysty? Bardzo dobrze, postępowanie Apple to powinien być standard
91

Po portalach o tematyce technologicznej śmiga właśnie wypowiedź amerykańskiego prokuratora generalnego Billa Barra. Urzędnik ogłosił, że FBI udało się złamać zabezpieczenia w iPhonie terrorysty, który zastrzelił kilka osób w bazie lotnictwa morskiego w Pensacoli. Jednocześnie, prawie zalewając się łzami, poskarżył się po raz kolejny, że podległe mu służby nie otrzymały pomocy od Apple, w wyniku czego proces łamania zabezpieczeń iPhona był drogi i czasochłonny.

Koncern z Cupertino szybko odpowiedział, że w sprawach, w których dało się pomóc, Apple od początku było do dyspozycji. Nie zgodziło się i nie zamierza godzić się w przyszłości na zakładanie backdoorów i osłabianie zabezpieczeń, po to, żeby ułatwiać służbom pracę, kosztem bezpieczeństwa uczciwych obywateli. Takie podejście wśród firm technologicznych powinno być standardem.

To tylko dobrzy ludzie chcieliby podsłuchać

Apple bardzo celnie podsumował swoje stanowisko, pisząc, że „nie ma czegoś takiego jak backdoor tylko dla dobrych ludzi”. Każde tego typu narzędzie, to otworzenie łatwej drogi dla nadużyć ze strony biurokracji i trochę trudniejszej dla przestępców. Ci ostatni nadrabiają ten dystans, mając najczęściej lepszych specjalistów i mniej skrupułów.

Wszyscy widzimy co się w ostatnich latach dzieje, błędy w oprogramowaniu skutkują tym, że co jakiś czas wykradane są prywatne dane celebrytów, jak ostatnio w przypadku Trumpa, Lady Gagi i Madonny. Firmy trafiane są atakami hakerów-szantażystów szyfrujących dane na dyskach. Służby tymczasem chciałyby, żeby dodatkowo utworzyć im proste w użyciu wejścia do wszystkich urządzeń i danych, twierdząc, że oni przecież są godni zaufania i utrzymają wszystko w tajemnicy. WikiLeaks pokazuje, ile warte są takie zapewnienia.

Kto pilnuje strażników

Ale przecież w dzisiejszym świecie, służby państwowe same w sobie w ogóle nie są godne zaufania. Szereg afer związanych z działalnością instytucji państwowych różnych krajów, stojących za próbami naruszania prywatności i starających się inwigilować znacznie szersze grup społeczne niż wymagają tego prowadzone śledztwa, powoduje, że nazwanie ich przez Apple „good guys” to spora kurtuazja ze strony firmy.

Edward Snowden, niezależnie jak oceniamy jego dzisiejszą wiarygodność, bez wątpienia pokazał, że ideałem dla wszelkiej maści organizacji tego typu jest ciągła inwigilacja i masowe zbieranie danych, dzięki któremu nie trzeba byłoby sobie zawracać gitary jakimiś sądami i nakazami, obywatel ma być sprofilowany, a jego aktywność zmapowana. A jeśli przy okazji znajdzie się jakieś haki, tym lepiej, jeszcze jakiś interes na boku można ukręcić. Gdyby służbom pozwolić na takie działania bez przeszkód, przy dzisiejszej technice i naszym stylu życia, już dziś nie byłoby właściwie żadnej prywatności.

Służbom dostęp do danych należy utrudniać

Dlaczego postępowanie Apple jest ważne? Ponieważ uniemożliwia tanie i automatyczne buszowanie po naszych najbardziej wrażliwych danych. Czy ktoś będzie miał pretensje o złamanie zabezpieczeń iPhone terrorysty i wydanie na to miliona dolarów? Nikt. Czy może być tak, że czas potrzebny do tego utrudni śledztwo? Oczywiście, ale nasza prywatność jest tego warta.

Tak, śledczy musi iść do szefa i powiedzieć, że wydanie kwoty X z budżetu na zakup Grayshifta i pomoc hakera, to nie fanaberia wynikająca z konieczności napisania czegokolwiek w raporcie, tylko wymóg śledztwa. Nic nie uzasadnia rezygnacji z instytucji nakazów, trzeba „stracić” czas, żeby udać się do sędziego i mieć na tyle mocne argumenty, żeby naruszenie przez państwo prywatności pana X było uzasadnione. Jeśli w wyniku ich działalności źle zabezpieczone dane wpadną w niepowołane ręce, muszą ponosić za to odpowiedzialność. Uniwersalny klucz, o jakim marzy Bill Barr, wyrzuciłby powyższe procedury na śmietnik, nawet gdyby formalnie pozostały w kodeksach. To są jedne z ostatnich bezpieczników, jakie nam pozostały.

Pamiętajmy, że ten trend nie dotyczy tylko dalekich Stanów, ale i naszego polskiego grajdołka, w którym różne służby o trzyliterowych skrótach, co rusz nabywają nowe uprawnienia. Sytuacje takie jak w Stanach z atakiem terrorystycznym, czy dzisiejszą ogólnoświatowa z pandemią osłabiają nasz instynkt samozachowawczy, mamiąc po raz kolejny silnym państwem, które nas przed „czymś” uratuje. Ostatnio uratowało nas od piosenki Kazika na pierwszym miejscu listy przebojów… pamiętajcie o tym, jeśli przeleci Wam przez głowę myśl, że może rządowi „good guys” powinni mieć prawo zajrzeć Wam do smartfona.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu