Bezpieczeństwo w sieci

Donald Trump w poważnych kłopotach przed wyborami. Hakerzy z REvil mają jego prywatną korespondencję

Krzysztof Rojek
Donald Trump w poważnych kłopotach przed wyborami. Hakerzy z REvil mają jego prywatną korespondencję
Reklama

Hakerzy z grupy REvil żądają od kancelarii prawniczej 42 mln dolarów okupu. Jak się okazuje - część wykradzionych danych dotyczy obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Jakiś czas temu informowaliśmy was o tym, że hakerzy z grupy REvil wykradli ponad 200 GB danych dotyczących Lady Gagi i Madonny. Zrobili to atakując za pomocą ransomware komputery obsługującej je kancelarii prawniczej Grubman Shire Meiselas & Sacks. Za ich nieujawnianie złodzieje żądali okupu w wysokości 21 mln dolarów. W ramach uwiarygodnienia, przestępcy próbowali sprzedać 1 GB danych, jednak transakcja została wykryta i nie doszło do jej finalizacji. Stało się jednak pewne, że ludzie z REvil nie blefowali. O ile wcześniej sytuacja wspomnianej kancelarii była nie do pozazdroszczenia, tak teraz jest ona wręcz beznadziejna, ponieważ wśród wykradzionych danych przestępcy znaleźli też te dotyczące Donalda Trumpa. I to takie, które mogą prezydentowi bardzo zaszkodzić.

Reklama

Kancelaria się tłumaczy - Donald Trump nigdy nie był naszym klientem

Grubman Shire Meiselas & Sacks nie zamierza płacić przestępcom okupu, którego wysokość wzrosła już teraz do 42 mln dolarów. Przedstawiciel kancelarii poinformował też, że wśród plików nie mogło być tych należących do prezydenta, ponieważ ten nie jest i nigdy nie był ich klientem. Poinformował też, że współpracują już z FBI nad ujęciem hakerów. REvil słysząc te zapewnienia postanowiło pokazać, że i w tym wypadku nie blefuje. Najpierw opublikowali następujące oświadczenie:

Zapoznaliśmy się z Waszym stanowiskiem. Możecie to nazwać aktem terroryzmu. To co zrobicie zależy od was i nie wpłynie to w żaden sposób na naszą pracę.

Pan Prawnik mówi, że Donald Trump nigdy nie był ich klientem oraz że blefujemy. No cóż. Opublikujemy więc pierwszą część danych - tę z najbardziej nieszkodliwymi informacjami. Bardzo się cieszymy, że gwiazdy wspierają (według doniesień medialnych) działania Pana Prawnika. Ale jak silne będzie ich poparcie, gdy paparazzi zaczną publikować [zdjęcia z wycieku - przyp. red.] w mediach? Kiedy zacznie się im odmawiać uczestnictwa w niektórych wydarzeniach, koncertach? Wycofać podpisane umowy, anulować ich występy?

Panie Prawniku, będziesz winien. I za wszystkie straty zapłacisz z własnej kieszeni. Co więcej, jak słusznie zauważono, Twoja reputacja już ucierpiała. Ale wszyscy uważają, że to jest najgorsze, co możemy zrobić. O nie. Daleko jeszcze do najgorszego. Zarówno my, jak i Ty jesteśmy tego świadomi. Zależy nam na pieniądzach i otrzymamy je na 2 sposoby:

1. Ty i my znajdujemy wspólny język. Wtedy wszyscy zobaczą, że cenisz sobie reputację i bezpieczeństwo klientów. Dajemy słowo, że jeżeli dojdziemy do porozumienia, to dane nie będą publikowane, wykorzystywane ani sprzedawane. To jest nasze słowo. Nasza reputacja jest znana i bardzo dla nas droga. Zawsze dotrzymujemy słowa. My otrzymamy pieniądze, a Ty masz z powrotem swoją reputację, dane, wzmacniasz swoje cyberbezpieczeństwo i życie toczy się dalej.

2. Nadal słuchasz "mądrych" facetów, którzy oczywiście nie zrekompensują Ci strat. Nasze działania będą następujące:

1) Co tydzień (idąc alfabetycznie nazwiskami) będziemy sprzedawać na aukcji dane klientów. Dane te zostaną zakupione albo przez same gwiazdy, przez różne media w celu szantażu lub po prostu życzliwe osoby o dobrych intencjach. Nie obchodzi nas to. Najważniejsze, że dostaniemy pieniądze. Niezależnie od tego - ludzie zaczną mieć problemy. I tak - będą wiedzieć, kogo za to winić. I kto wyżej wycenił pieniądze od ich bezpieczeństwa i reputacji.

Reklama

2) Dane które mamy pozostaną niedostępne. Bądźmy szczerzy. Ci idioci [z FBI - przyp. red.] nie potrafią nawet odszyfrować kryptografii krzywych eliptycznych. Chociaż nadal możesz im wierzyć, to codziennie ponosisz straty. Cały czas mówią, że aktywnie badają tę "zbrodnię", chociaż sami rozumieją, że wala głową w mur. Ponadto szukają tego, kto to zrobił, a nie tego, kto za tym naprawdę stoi. To ich sprawa, my dobrze się bawimy oglądając to z popcornem.

To wszystko, co chcieliśmy powiedzieć. Jak widać, obie opcje są dla nas korzystne. I dostaniemy to. Jedyne pytanie dotyczy tego, jak silne straty poniesiesz. I ci, którzy Tobie zaufali.

Reklama

Po tych słowach w dark webie zaczęły pojawiać się pliki dotyczące Donalda Trumpa. Dotarł do nich Business Insider i według jego dziennikarzy zawierają one e-maile dotyczące spraw związanych z prawem, dokumenty i umowy wspominające o prezydencie czy kontrakty dotyczące wykorzystania jego wywiadów wideo. I faktycznie - póki co nie było tam nic szkodliwego dla Donalda Trumpa. Analityk ds. zagrożeń, Brett Callow z Emsisoft ocenił wręcz, że REvil może nie mieć żadnych "szkodliwych" informacji i grać na podbicie kwoty okupu.


Czy prezydent zaryzykuje przed wyborami?

Wszyscy pamiętamy, jak potężną bronią w przypadku wyborów w Stanach Zjednoczonych w 2016 r. był fakt wycieku prywatnej korespondencji kontrkandydatki Trumpa - Hillary Clinton. Ujawniono wtedy, że w zwykłych mailach wysyłała informacje poufne, tajne a nawet - ściśle tajne. Jeżeli w tym, co przejęli hakerzy, znajdują się informacje podobnego kalibru, mogą one zaważyć na reelekcji prezydenta, a nawet spowodować, że zostaną wobec niego wyciągnięte konsekwencje prawne. Czy tak będzie - nie wiadomo. Do odpowiedzi pozostają dwa podstawowe pytania. Pierwsze z nich brzmi: Czy Biały Dom zdecyduje się zareagować na ten wyciek? Drugie jest jednak nieco ważniejsze: W jaki sposób na dyskach Grubman Shire Meiselas & Sacks znalazła się korespondencja prezydenta, jeżeli ten nigdy nie był ich klientem?

Źródło: Businessinsider.com

 

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama